Strategia intencjonalnej nieprzewidywalności
Rozmowa z dr. PAWŁEM KACZMARCZYKIEM, zastępcą dyrektora Ośrodka Badań nad Migracjami
działania podejmą kolejne rządy. To, że można wiele zrobić, najlepiej widać na przykładzie zawodów, których przedstawiciele rzadko decydują się na pracę za granicą. Mam na myśli przede wszystkim księgowych i informatyków. Swego czasu w niemieckich landach wschodnich próbowano zachęcić naszych informatyków, żeby osiedlali się za Odrą. Ale ta akcja nie przyniosła spodziewanych efektów. To pokazuje, że gdy stworzy się ludziom atrakcyjne miejsca pracy za uczciwe wynagrodzenie, większość nie będzie próbowała szukać szczęścia za granicą.
– Od czasów powstania listopadowego Polacy wyjeżdżali za granicę przede wszystkim z powodów politycznych. Wyjątek stanowiła emigracja zarobkowa za ocean i do Niemiec z końca XIX wieku. Współcześni polscy emigranci są raczej nietypowi. Większość nie wie, czy zostanie na obczyźnie na zawsze, czy wróci do kraju.
– To prawda. Mamy do czynienia z emigracją czasową, zwłaszcza od momentu, gdy Polska weszła do Unii i podróżowanie nie wymaga żadnych formalności. Z tych 2 – 2,2 miliona osób, które wyjechały, lecz nadal są zameldowane w Polsce, jakaś część z pewnością osiedli się za granicą na stałe, ale ile ich będzie, tego – jak pan zauważył – na ogół nie wiedzą nawet sami zainteresowani. Na razie ogromna większość pracuje, zarabia i nie podejmuje żadnej wiążącej decyzji. Na taką postawę ogromny wpływ ma to, że prawie 90 proc. rodaków pracuje poniżej swoich kwalifikacji. Czekają więc, aż pod względem gospodarczym wykrystalizuje się sytuacja w kraju. Współcześni polscy emigranci już nie rekrutują się z tych samych kilku regionów: Podhala, Podlasia czy Opolszczyzny. Wyjeżdżają zarówno warszawiacy, jak i mieszkańcy Warmii i Mazur. Zmieniły się też kraje docelowe, już nie tylko USA i Niemcy, ale przede wszystkim Wielka Brytania, gdzie przebywa 500 – 600 tysięcy Polaków, Irlandia, także Hiszpania, Włochy, Szwecja, Holandia i Norwegia.
–W ostatnich dniach w kilku gazetach ukazały się artykuły przestrzegające przed tym, że niedługo czeka nas kolejna fala emigracji.
– Ci, którzy chcieli wyjechać, już wyjechali. W dłuższej perspektywie emigracja zapewne będzie się zmniejszać, gdyż z jednej strony nasze społeczeństwo się starzeje, a z drugiej w perspektywie około 5 lat powinna znacznie poprawić się sytuacja na rynku pracy. Pracodawcy w stopniu o wiele większym niż obecnie będą musieli konkurować o pracowników, w co teraz może trudno jest uwierzyć.
– Wiele na to wskazuje, że w przyszłym roku Polacy będą mogli jeździć do USA bez wiz. Czy może to spowodować falę masowych wyjazdów za ocean?
– Moim zdaniem nie. Wyjazd do Stanów Zjednoczonych jest obarczony o wiele większym ryzykiem niż do krajów starej Unii. Amerykanie bardzo chętnie zapraszają do siebie na stałe ludzi dobrze wykształconych, zwłaszcza o szczególnie rzadkich specjalnościach, i te osoby – zarówno z Polski, jak i innych krajów – mogą się tam osiedlać bez względu na aktualną amerykańską politykę wizową.
– Jak Polacy asymilują się na obczyźnie?
– Świetnie integrujemy się na rynku pracy. Za granicą wskaźnik zatrudnienia Polaków jest na poziomie 80 – 90 proc., gdy w Polsce wynosi zaledwie około 60 proc. Szczególnie dobrze wyglądamy pod tym względem na tle innych nacji. Na przykład w Skandynawii w niektórych grupach narodowych ten wskaźnik wynosi 20 proc.! Wspólny rynek pracy przez wiele lat był w Unii martwym pojęciem. Dopiero Polacy, Rumuni i mieszkańcy krajów bałtyckich pokazali, że to działa. Niestety, znacznie gorzej integrujemy się w innych wymiarach. Wynika to przede wszystkim z faktu, że wielu naszych emigrantów zostawia sobie otwartą furtkę powrotu do kraju. W literaturze fachowej nazywa się to strategią intencjonalnej nieprzewidywalności. Pamiętajmy też, że nie wszystkie społeczeństwa Unii Europejskiej są wystarczająco otwarte. Najlepszym tego przykładem jest Wielka Brytania. Nawet etniczni Niemcy, którzy wyjechali z Polski i znali język przodków, nie do końca potrafili się zintegrować w nowej ojczyźnie.
– Polacy jeszcze emigrują, ale jednocześnie cały czas systematycznie zwiększa się liczba cudzoziemców, którzy przyjeżdżają do nas w poszukiwaniu pracy.
– Od kilku lat działa program zatrudniania Ukraińców w formie uproszczonej, bez zezwolenia, i dziś legalnie pracuje ich w Polsce około 200 tys. Zapewne część zechce zostać tu na stałe. Mamy kilka- dziesiąt tysięcy Wietnamczyków. Rośnie grupa Chińczyków.
– Silna grupa prężnych Białorusinów mieszka w Białymstoku. Polacy w ogromnej większości nie mają problemów z zaakceptowaniem osiedlania się u nas Słowian, ale mam wątpliwości, czy równie życzliwi bylibyśmy dla dużej emigracji Arabów czy mieszkańców środkowej Afryki.
– Szkoda, że po 1989 r. emigracja i imigracja nie pojawiły się na poważnie w debacie publicznej ani politycznej.
– Mamy czas, żeby przygotować się na przyjęcie większej grupy imigrantów, co nastąpi – jeśli nie za 5 lat, to za 15 lat. Możemy uniknąć błędów, które popełniły Francja, Wielka Brytania, Holandia czy Niemcy.
– Emigranci pojawiają się tam, gdzie są potrzebni. Turcy nie przyjechali do Niemiec dlatego, że mieli taki kaprys, tylko dlatego, że zostali tam sprowadzeni, przynajmniej w pierwszej fazie tego procesu. Ponieważ demografia jest nieubłagana, prawdopodobnie za jakiś czas Polska będzie potrzebowała dużej grupy pracowników.
Nasza polityka imigracyjna jest podporządkowana potrzebom rynku pracy, a państwo wspiera imigrację z krajów bliskich nam kulturowo. Tym, którzy do nas przyjadą i będą chcieli zostać, trzeba stworzyć warunki pełnej integracji. Wówczas unikniemy błędów, które popełniły bogate kraje starej Unii.