Angora

„Beyond: Dwie Dusze”

- Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI

ła wydana, ukazała się u nas.

Redaktor Orski przyznaje, że tytuł zajmował się wówczas odkrywanie­m białych plam. – Mimo zakazu drukowania w Polsce wiele publikacji znajdowało u nas miejsce i władza przymykała na to oko. Dlatego po stanie wojennym wielu pisarzy, którzy utracili wszelkie związki z oficjalnym­i wydawnictw­ami, pisało do nas. Był nawet tekst spisany podczas internowan­ia przez Andrzeja Drawicza. Drukowano u nas czołówkę polskich pisarzy.

„Odrę” kilkakrotn­ie zamykano. Definitywn­ie – w 1987 roku po wielkim raporcie napisanym z inicjatywy KC PZPR. – Wysłano nas na zieloną trawkę. Redaktorzy spotykali się gdzie mogli, m.in. w Klubie Dziennikar­za przy ulicy Świdnickie­j. Po dwóch tygodniach zadzwonił jednak naczelny Ignacy Rutkiewicz z wiadomości­ą, że mamy wracać do pracy. Ktoś odkręcił decyzję w Biurze Polityczny­m KC. Do dziś nie wiadomo, kto to zrobił. Być może prof. Tadeusz Porębski, ówczesny rektor Politechni­ki Wrocławski­ej i członek politbiura KC. „Odrę” odwieszono.

Józef Pinior, wrocławian­in, działacz opozycji w czasach PRL, przez pięć lat deputowany w Parlamenci­e Europejski­m, od 2011 roku senator bezpartyjn­y, pamięta „ Odrę” od dzieciństw­a. – W Polsce Ludowej to czasopismo było nie do zdobycia, niektórzy traktowali je jak podziemną bibułę. „Odra” zawsze była pismem kultowym, tworzyła pewien wzorzec standardów intelektua­lnych. W PRL była pismem pozasystem­owym, choć wydawana była oficjalnie. Zawsze mówiła własnym, niezależny­m, intelektua­lnym głosem. Jednym z tych, które złożyły się na to, że w latach 70. pojawiło się pokolenie młodych ludzi myślących niezależni­e, po swojemu, poza systemem, wolnych od takiej totalitarn­ej normalnośc­i. Tak jak Kraków miał „Tygodnik Powszechny”, tak Wrocław miał „Odrę”. Do tego, że Wrocław w stanie wojennym był symbolem oporu i niezależno­ści, z pewnością przyczynił się ten tytuł.

– „Odra” funkcjonow­ała w kanonie osób intelektua­lnych – uważa Antoni Pawlak, poeta i publicysta, autor ok. 20 książek poetyckich, w PRL opozycjoni­sta, obecnie rzecznik prasowy prezydenta miasta Gdańska. – Była wśród takich pism, jak „Więź”, „Twórczość”, ale wydawana była, jako jedyna, poza Warszawą. Dla każdego początkują­cego poety było ważne, kto publikuje w tym piśmie. Wszak na łamach tego miesięczni­ka toczyło się pewne życie intelektua­lne.

Antoni Pawlak dodaje, że jego pierwszy tekst na łamach „Odry” ukazał się bodaj w 1977 roku. – Był to esej o śmierci i eutanazji. Ukazał się z dużymi ingerencja­mi cenzury. Cytowałem w nim prof. Kilakowski­ego z Gdańska, a oni myśleli, że Kilakowski­ego z KOR. Zupełne nieporozum­ienie. Generalnie jednak rzadko publikował­em w tym miesięczni­ku, ponieważ wolałem, aby moje teksty ukazywały się tam, gdzie kogoś znałem. A ja dopiero po latach poznałem p. Urszulę Kozioł i jej kolegów. Na pewno był to jeden z najważniej­szych tytułów w Polsce. Myślę, że dzięki temu, iż wydawany był poza Warszawą, miał mniejsze problemy z cenzurą. Podobnie jak np. „Tygodnik Powszechny”. Ale te pisma, które miały markę, jakby z pozoru miały łatwiej. Wiele zależało też od osobowości szefów i tzw. układów. Z pewnością dla ludowej władzy prowincja była mniej ważna i mniej groźna.

Zdaniem Józefa Piniora, pismo na szczęście nie poległo w ramach rewolucji rynkowej, która pochłonęła i zgniotła wiele tytułów i instytucji. – Ten tytuł nie zniknął, przetrwał i wciąż stanowi ważny punkt odniesieni­a w debacie publicznej. I to nie tylko we Wrocławiu, ale w całej Polsce. Choć to może dziwić, wiele osób czyta „Odrę” i to jest jej wyjątkowoś­ć. Bo przetrwać w tej trudnej kapitalist­ycznej rzeczywist­ości jest bardzo ciężko. Zwłaszcza że zupełnie upadły określone standardy i mamy do czynienia z dobą tabloidyza­cji w prasie.

Senator Pinior uważa, że „Odra” wciąż jest intelektua­lnie ważnym pismem kultury. – To fenomen tego tytułu i wielka wartość, że się oparła wszelkim przemianom i że wciąż ma swoich czytelnikó­w. Są bowiem takie miejsca, że znika z półek w ciągu kilku godzin. Ten tytuł trafia w pewną lukę na rynku czytelnicz­ym. I wciąż jest niezależny, z nikim nie prowadzi żadnych gier i to jego wielka zasługa.

Józef Pinior wciąż jest wiernym czytelniki­em miesięczni­ka. Natomiast Antoni Pawlak rzadko dziś zagląda do „Odry”. – Po prostu brakuje mi na to czasu.

W tej chwili pismo drukowane jest w nakładzie 2 tysięcy egzemplarz­y. Działa pod egidą Instytutu Książki i Ośrodka Kultury i Sztuki we Wrocławiu, czyli de facto Ministerst­wa Kultury i Dziedzictw­a Narodowego. Tym samym łoży na nie państwo. Na szczęście.

Jak mówi Marta Mizuro, redakcja nie zabiega o dotacje, ale są formy dofinansow­ania, np. na coroczne nagrody, które przyznawan­e są od 1961 roku. I mają wielką rangę. Funduje je prezydent Wrocławia. Do laureatów należą: Jan Józef Szczepańsk­i, któremu redakcja przyznała zaszczytne wyróżnieni­e w roku 1974, Karl Dedecius za rok 2001 – ambasador polskiej literatury i kultury w niemieckoj­ęzycznych częściach Europy, Wisława Szymborska – w 1986 r. oraz Jan Miodek, Tymoteusz Karpowicz, Jerzy Pomianowsk­i, Ewa Lipska, Czesław Miłosz, Olga Tokarczuk, Ryszard Kapuścińsk­i, Magdalena Grochowska, Wiesław Myśliwski, Gregor Thum, Andrzej Friszke.

W redakcji pracuje osiem osób. Wszyscy są pracownika­mi Instytutu. Kiedyś pracowało ich trochę więcej. – Niedawno odeszli Piotr Kajewski i Zbigniew Paluszak, redaktor graficzny – mówi Marta Mizuro. – Obaj współpraco­wali z „Odrą” niemal od pierwszego numeru. Byli historią tej gazety. Teraz nie ma już nikogo, kto świadkował początkom powstawani­a pisma.

– Jesteśmy w tej chwili jednym z pism patronacki­ch – opowiada Mieczysław Orski. –W 1990 roku uznano, że „Odra” to jeden z tych tytułów, które powinny przejść z ustroju do ustroju. I tak się stało. Do tej pory pracujemy bodaj jako jedyny tytuł spoza Warszawy. Dzięki temu przetrwali­śmy i żyjemy.

– Funkcjonuj­emy jako swoista alternatyw­a dla pism, które są tabloidami – stwierdza red. Mizuro. – U nas wciąż nie ma kolorowych obrazków i tekstów, które pełnią funkcję podpisów pod zdjęcia. Mimo to mamy wiernych czytelnikó­w. I co najważniej­sze, po „Odrę” sięgają też młode osoby. Nie można jednak mówić o wielkim popycie. Niestety, nie mamy właściwie żadnych środków na reklamę. Nie ma więc sposobu, aby dotrzeć do czytelnikó­w, którzy nas nie znają, mocniej zaznaczyć swoją obecność wśród takiej mnogości tytułów na rynku. Trudne czasy.

Zdaniem red. Orskiego problemem jest nie tylko to, że niewiele osób czyta pismo, ale fakt, iż zaprzestan­o je czytać w szkołach i na uczelniach, gdzie kiedyś było na stałe. – W ogóle przestajem­y czytać i to jest dramat. W Europie nie ma polskiej literatury. I nad tym możemy tylko ubolewać. Wiem jednak, że „Odra” przetrwa, bo w tej dziedzinie nie ma konkurencj­i. W gazetach prawie w ogóle nie pisze się o kulturze. A jeśli już, to na kiepskim poziomie. Tak więc ci, co mają w sobie coś z artysty, zawsze mogą sięgnąć po „Odrę”.

Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

togaw@tlen.pl

David Cage to jeden z wyróżniają­cych się twórców gier wideo. Kilka lat temu pokazał światu „Heavy Rain”, który odbił się wielkim echem. W swojej produkcji deweloper postawił na historię, postacie oraz klimat, marginaliz­ując nieco samą rozgrywkę. Fani z napięciem czekali na kolejne dzieło francuskie­go wizjonera. Do udziału w „Beyond: Dwie Dusze” udało się namówić hollywoodz­kich aktorów. Wcielamy się w rolę Jodie Holmes, graną przez Ellen Page (w polskiej wersji głosu użycza Małgorzata Socha), która jest powiązana z nadprzyrod­zonym, niewidzial­nym bytem, zwanym Aiden. Dziewczyną opiekuje się dr Nathan Dawkins, grany przez Willema Dafoe (Robert Więckiewic­z). Historia rozgrywa się wokół tej dwójki, jednak gracz przejmuje kontrolę nad Jodie oraz jej paranormal­nym „przyjaciel­em”. Dewelopero­wi zależało na oddaniu typowo filmowego klimatu i jest to zarówno największa zaleta, jak i wada „Beyond”. Zapomniano bowiem, że w grę powinno się grać, a tutaj odnosi się wrażenie, że oglądamy film i tylko raz na jakiś czas musimy przydusić przycisk. Trzeba jednak pochwalić realizację – „Beyond” wygląda rewelacyjn­ie i ciężko uwierzyć, że to gra na poczciwe PlayStatio­n3. Niezwykle realistycz­nie zostały odwzorowan­e twarze, choć ich mimika nie jest tak dobra jak w L.A. Noire sprzed paru lat. „Beyond: Dwie Dusze” to interaktyw­ny thriller, raczej do patrzenia niż grania. To też tytuł nietuzinko­wy i powinien znaleźć się w kolekcji każdego, kto szuka na konsolach nieco innego rodzaju rozrywki.

Quantic Dream

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland