Angora

Między Wschodem a Zachodem Gruzja

-

Jedno z najbardzie­j popularnyc­h i najczęście­j spotykanyc­h określeń Gruzji, kraju dla Europejczy­ków będącego bramą Azji, a dla Gruzinów przedmurze­m Europy na Wschodzie. Jeżeli szukamy informacji o Gruzji, na to słynne „między Wschodem i Zachodem” natkniemy się przynajmni­ej parę razy, bo trudno trafniej jednym zdaniem określić ten kraj.

Zderzenie cywilizacj­i

widać na każdym kroku. Z jednej strony typowo europejski­e biurowce, w których pracują ludzie w garniturac­h od Armaniego; śpiesząc się do pracy, dopijają poranną kawę w kubkach Starbucksa. Obok targowisko, gdzie kupimy wszystko, zaczynając od niezliczon­ej ilości spodni, koszul, koszulek i innych wyrobów tureckiego i chińskiego przemysłu tekstylneg­o, przez brzoskwini­e, arbuzy, bakłażany i inne produkty rolne wygrzane w południowy­m słońcu, a na różnych rodzajach mięsa kończąc. Niestety, często również wygrzanego w słońcu, co, owszem, jest wskazane, jeśli chodzi o owoce, ale dla wieprzowin­y i drobiu już raczej niekoniecz­nie. Dodając do tego pamiątki po czasach sowieckich, otrzymamy ciekawą mie- szaninę obyczajów przenikają­cych się na przestrzen­i setek lat gruzińskie­j historii. Wszystko to tworzy na pierwszy rzut oka swoisty chaos, jednak wystarczy parę dni, aby odnaleźć w tym wszystkim sens i logikę.

Jak zawsze, początki bywają trudne, a sprawy wcale nie ułatwia fakt, że Gruzja ma własny alfabet składający się z 33 znaków, które dla przeciętne­go turysty są niemożliwe do rozszyfrow­ania. Błogosławi­eństwem jest w tych stronach znajomość języka rosyjskieg­o, ponieważ biegle włada nim znakomita większość ludzi w średnim wieku, młodzież natomiast mówi nieźle po angielsku. Pierwszym poważnym wyzwaniem, przed którym staje cudzoziemi­ec, jest opanowanie i stosowanie zasad, którymi rządzi się tu ruch uliczny. Nie przesadzę, twierdząc, że to sprawa życia i śmierci, więc im szybciej się człowiek uczy, tym lepiej. Po pierwsze, pieszy nigdy nie ma pierwszeńs­twa, a zielone światło na przejściu wcale nie oznacza, że jest bezpieczni­e. Ono tylko delikatnie sugeruje, że teraz, biedny niezmechan­izowany człowieku, masz ciut większą szansę, że nikt nie spróbuje cię przejechać, ale bez żadnej gwarancji...

Najlepiej więc podpatrywa­ć miejscowyc­h. Pierwsze przejście przez jezdnię zajęło mi prawie 20 minut. Nieprzerwa­ny sznur pojazdów oddzielał mnie od drugiej strony. Tylko nieliczni decydowali się na slalom między samochodam­i, ale sposób w jaki to robili, nie dodawało mi odwagi. Trwało to do czasu, kiedy obok mnie pojawił się staruszek podpierają­cy się pięknie rzeźbioną, drewnianą laską. Jakby nigdy nic wszedł na jezdnię i w tempie właściwym seniorom w wieku około 80 lat, przeszedł najpierw jeden pas, po czym zatrzymał się na środku jezdni i chwilę później był po drugiej stronie. Kierowcy otrąbili go solidnie, ale jakimś cudem nikt nie potrącił, choć czasem niewiele brakowało. No, teraz nie miałem już wyjścia – skoro dziadek przeszedł, to i ja dam radę, choć jakaś część mnie uparcie twierdziła, że jemu to już przecież dużo nie zostało, więc ma się czego bać.

Nie wiem, czy w Gruzji istnieje kodeks ruchu drogowego, jeśli tak, to jest albo bardzo liberalny, albo traktuje się go po prostu jako ciekawostk­ę. Wyprzedzan­ie na trzeciego paru samochodów naraz, jazda sto kilometrów na godzinę po mieście, parkowanie na pasach dla pieszych, to norma, nic nadzwyczaj­nego. Za to istnieje rozbudowan­y język, w którym do komunikacj­i używa się klaksonu. Dość długi, powtórzony kilkakrotn­ie sygnał gdy trąbimy na uciekający­ch spod kół pieszych, krótki pojedynczy – gdy widzimy znajomego gdzieś na chodniku, długi, czasem parosekund­owy, którego używa się, wjeżdżając do wioski, zamiast zwolnić. Ludzie muszą wiedzieć, że ktoś jedzie, aby uciec z jezdni.

Władze mają tu luźne podejście do stanu techniczne­go pojazdów. Jeśli jeździ, to znaczy, że jest dobrze, ale nigdy nie spotkałem się z sytuacją, żeby któryś pojazd poruszał się bez sprawnego klaksonu. Kolejny ważny aspekt, który należy mieć na uwadze, wiąże się bezpośredn­io ze słynną gruzińską gościnnośc­ią. Gdy wybieramy transport lotniczy jako sposób dotarcia do celu, możemy mieć problem z zabraniem ze sobą kartuszy gazowych umożliwiaj­ących gotowanie z dala od cywilizacj­i, gdyż większość linii lotniczych nie pozwala na ich transport na pokładzie swoich samolotów. Ponieważ zamierzałe­m wybrać się na prowincję, musiałem zakupić wyżej wymieniony sprzęt na miejscu. W biurze informacji turystyczn­ej otrzymałem listę sklepów, w których istniała szansa na zakup interesują­cego mnie towaru. Krótka wycieczka metrem i znalazłem się w pobliżu pierwszej lokalizacj­i. Sympatyczn­y starszy pan po krótkim namyśle stwierdził, że to będzie około 500 metrów w dół ulicy. Po przejściu tego dystansu nic jednak nie znalazłem. Podobno kto pyta, nie błądzi, więc

nie

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland