Próżność to jego ulubiony grzech
Nad rzeką Lahn, dopływem Renu, leży Limburg. Już z autostrady A3 widać górującą nad miastem katedrę zbudowaną na wyniosłej skale. Przez wieki miasto było znane jedynie z tego romańsko-gotyckiego zabytku, lecz od niedawna wszyscy kojarzą je z aferą dotyczącą budowy nowej siedziby biskupa Franza-Petera Tebartz-van Elsta.
Kompleks budynków,
który oficjalnie nazywa się Diecezjalne Centrum św. Mikołaja, prasa nazywa zbudowanym na kłamstwie monstrualnym bunkrem, kosztownym pałacem, pretensjonalną budowlą albo siedzibą przepychu. Wszystko przez to, że koszty jej budowy z zakładanych 5,5 miliona euro doszły już do 31,4 miliona euro, z czego aż 20 milionów poszło na budowle, które wymarzył sobie zwierzchnik diecezji. Zamiast zakładanych 147 m2 swoich prywatnych apartamentów zażyczył sobie 2 tys. metrów kwadratowych. Wyszło po 10 tys. euro za metr. Tyle kosztuje w Niemczech w pełni wyposażona najnowocześniejsza sala operacyjna…
Przez trzy lata budowy biskup świadomie zatajał wysokość wydatków. Po prostu kłamał. W czerwcu tego roku stwierdził, że budowę udało się zamknąć kwotą 10 milionów euro. Dopiero 7 października, po nagonce medialnej, przyznał, ile rzeczywiście wydał. I to akurat w czasie, gdy na Tronie Piotrowym zasiada papież, który nie przestaje mówić o skromności. Dlatego biskup Limburga wpadł na pomysł, aby całość budowy podzielić na 10 mniejszych projektów, bo przedsięwzięcia powyżej 5 milionów euro muszą być zgłaszane w… Watykanie. No, ale jak wyjaśnić Franciszkowi, że ogromna wanna z hydromasażem kosztowała 15 tys. euro, a stół konferencyjny ze szlachetnego drewna o 10 tysięcy więcej? W czasie dni otwartych biskupstwa stół przykryty był białym obrusem, aby wiernych nie kłuł w oczy. Wieniec adwentowy umieszczany jest w niemieckich kościołach na stojaku. Tebartz-van Elst wymyślił, że w jego kaplicy ogromny wieniec będzie zwisał z sufitu. Na pomysł wpadł już po tym, jak ukończono nowy dach. Zerwanie go i zamontowanie wyciągu łańcucha kosztowało kolejne 100 tys. euro.
Pierwszy architekt nie przypadł biskupowi do gustu. Za wykonane pro- jekty zapłacił mu milion euro, ale z jego usług nie skorzystał. Drugi architekt – Michael Frielinghaus – też nie miał lekko. W nowym ogrodzie biskup kazał wykopać staw i umieścić w nim japońskie karpie koi. Miejsce na zbiornik było jedynie za muzeum diecezjalnym. Żeby biskup nie musiał obchodzić tego budynku, nakazał przebić się przez jego ściany – na skróty. A do Starego Wikariatu, zabytku z 1428 roku, gdzie umieszczono biura biskupie, zlecił wykucie w skale podziemnego przejścia. się przebijać płaską jak stół podłogę, a z niej wybijają trzymetrowe mury wieży. Największym marnotrawstwem było jednak obrabianie skały, na której stoi siedziba, ale w ten sposób uzyskano dodatkowe pomieszczenia i wyrównano poziomy między budynkami. Trwało to okrągły rok. Mozolne „przenoszenie gór”
musiało kosztować.
Architekt, łącząc rzymskie atrium i średniowieczne krużganki z Bauhau- W gotowych już dachach kazał wybić świetliki, ale później nakazał założyć żaluzje, bo uznał, że jednak jest zbyt widno. Do okien w swoim gabinecie zażyczył sobie bezpieczne szyby bezodpryskowe, a że akurat nikt ich w Europie nie produkuje, to ściągnięto je specjalnie z Waszyngtonu.
Podczas budowy odkopano średniowieczną wieżę. Odrestaurowany zabytek biskup kazał umieścić na środku piwnicy zamkniętej ogromną ścianą ze szkła. Surowa skała zdaje sem, stworzył nowy dziedziniec wewnętrzny, a na środku postawił fontannę z brązu, którą wieńczy gołąb Ducha Świętego. Wszystkie ściany zewnętrzne kaplicy zostały upiększone granitem nero assoluto. Doszlifowany błyszczy niesamowicie. Również wnętrze wyłożono drogim kamieniem, tyle że jasnym. Te importowane materiały kosztowały bajońskie sumy.
Wszystko wskazuje na to, że biskup nie miał prawa wydać aż tyle milionów. Sprawą zajęła się już prokuratura. W niedzielę, 13 października, dwustu parafian zgromadziło się przed katedrą. W samo południe wysłuchali w milczeniu bicia dzwonów. Gdy dzwony zabiły trzynasty raz, zgromadzeni przyjęli ten znak z entuzjazmem. Rozdawali fioletowe kartki z białym napisem: „Panie biskupie, mamy dosyć. Niech pan ustąpi ze stanowiska!”. Do wysokiego na dwa metry stalowego ogrodzenia siedziby mieszkańcy przylepili plakat z napisem: „Dzień dobry, panie biskupie. Temat nietaktu w wydawaniu pieniędzy przerabialiśmy już w 1517 roku”. Pod nim zawieszono 95 tez Marcina Lutra.
14 października w publicznym radiu szef niemieckiego Caritasu Peter Neher poskarżył się, że dostał setki listów, w których dotychczasowi darczyńcy przyznawali, że ze względu na zachowanie biskupa Limburga nie zamierzają dłużej wspierać Caritasu. Tego samego dnia głos zabrała też kanclerz Angela Merkel. – Zaistniała ciężka sytuacja, która jest wielkim obciążeniem dla tamtejszych katolików i ich Kościoła. Mam nadzieję, że zostanie znalezione rozwiązanie, które przywróci zaufanie wiernych do ich Kościoła – powiedziała szefowa rządu. Przewodniczący Konferencji Biskupów Niemieckich, arcybiskup Robert Zollitsch, pojechał do Watykanu osobiście zdać relację papieżowi. Również sam Tebartz
pofatygował się do Watykanu,
aby wysondować, co go czeka. Biskup Limburga już wie, że zaszkodził wszystkim niemieckim biskupom, zwrócił bowiem uwagę mediów na to, jak dobrze żyje Kościół w Niemczech z podatku kościelnego. Komentator dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Jörg Bremer napisał: „Ten Kościół zdaje się zbyt tłusty, aby szukać należytego dla niego miejsca wśród biednych i potrzebujących. Czy na północ od Alp jakikolwiek biskup otworzył przytułek dla uciekinierów z Afryki czy Syrii, tak jak wymaga tego biskup Rzymu od duchownych w swojej diecezji?”.
W 2012 roku 24,5 miliona niemieckich katolików zapłaciło 5,2 miliarda euro podatku kościelnego. Te pieniądze podzielono na 30 diecezji. Dodatkowo kraje związkowe wypłacają wynagrodzenie arcybiskupom i biskupom od 8600 do 12 300 euro miesięcznie, nie licząc pieniędzy na samochód, szofera i inne bonusy. (PKU)