Requiescat in pace
pielgrzymują w to miejsce, aby życzyć jednemu z największych artystów XX wieku, czego życzyliby sobie sami: Spoczywaj w pokoju! Miejsce jest rzeczywiście magiczne. Przynajmniej tak odczuwa się niemal niezauważalne przejście upalnego dnia w łagodny zmierzch, kiedy temperatura wyraźnie spada, pinie zaczynają intensywnie pachnieć, zrywają się niosące ulgę chłodniejsze powiewy, a powietrze staje się przejrzyste. Gdy wytężyć wzrok, ponad lekko pofałdowanym krajobrazem zachodniej Judei widać połyskujące jak kałuża rtęci wody Morza Śródziemnego.
Wkrótce, jak co roku, staniemy u grobów najbliższych i wdychając bezwonny dym zniczy, będziemy z powagą wpatrywać się w nagrobne tablice. Tylko nieliczni prawidłowo odczytają skrót, jaki zwyczajowo zdobi płytę: R.I.P., co po łacinie znaczy Requiescat in pace – Niech spoczywa w pokoju. Swoją obecnością i chyboczącymi płomykami wspomnimy minione noce i dnie. Kiedy nasi bliscy jeszcze żyli, dzielili się kłopotami i radościami, kiedy służyli nam radą i pomocą, kiedy po prostu byli... Ten motyw ponadczasowej zadumy, nawet tęsknoty, łączy się w upiorny sposób z losami ludzi, którzy zginęli w wypadku lotniczym w Smoleńsku, a których dziś wykorzystuje się w doraźnej polityce, używając ich losu niczym jaskiniowego oręża. Głęboko żal mi tych ludzi, którzy mają już prawo wyłącznie do odpoczywania w pokoju, ale prawo to im jest zabierane. Żal mi też ich rodzin, którym zabiera się spokój, frymar- cząc pamięcią ich bliskich.
Mówi się, że gdy człowiek kona, nie należy mu w tym przeszkadzać. Nie należy spazmować, błagać, by nas nie zostawiał samych, by nie odchodził tam, skąd nie ma powrotu. Znane są tysiące przypadków, gdy agonia trwała wskutek tych emocji dłużej, ale śmierć i tak nieuchronnie nadchodziła. Trwała tylko dłużej i bardziej bolała. Warto więc pamiętać mimo swego cierpienia, że w tym ostatnim momencie życia możemy odchodzącemu tylko w odejściu pomóc. A pomożemy mu swoim skupieniem, współczuciem, gestem miłości, modlitwą.
Wrzaskliwy jarmark urządzony przez politycznych szalbierzy dziewięćdziesięciu sześciu rodakom, którzy stracili życie w katastrofie smoleńskiej, przypomina konwulsje histeryka, który rozpaczając – często fałszywie, za to przejmująco i zawsze interesownie – nie pozwala odejść ich duszom tam, gdzie być może panuje już tylko głęboka cisza, muzyka śmierci. Nie wierzę, że kolejny dzień Wszystkich Świętych zmieni cokolwiek, że dziwni ludzie z dziwnych sejmowych komisji pozwolą wreszcie duszom umęczonym odejść tam, gdzie ich miejsce na wieki.
Szczęściarz Rubinstein umarł, jak żył. Zasnął i się nie zbudził. Miał 95 lat. Szkoda, że niewielu może cieszyć się tym samym, choć łacińskie przysłowie nieopatrznie uogólnia, a Edyta Geppert w pięknej piosence upowszechnia: Jakie życie, taka śmierć...
henryk.martenka@angora.com.pl
tragicznie
zmarłych