Mam żal do premiera Tuska
Fragmenty rozmowy z BARBARĄ NOWACKĄ, córką Izabeli Jarugi-Nowackiej
– Często przechodzę ulicą Bracką. Na ścianie Ministerstwa Pracy i Polityki Socjalnej wisi tablica upamiętniająca pani mamę. Nie było żadnej awantury, kiedy wieszano tę tablicę?
– Nie było. Był to wspaniały gest przyjaciół mamy, którzy się skrzyknęli i zrobili zbiórkę społeczną. Powieszono tablicę. Przyszli politycy z różnych opcji złożyć kwiaty. Było spotkanie w Ministerstwie Pracy. Jeszcze trzy lata temu można było godnie i sympatycznie porozmawiać o ludziach, którzy odeszli w Smoleńsku. – A jak jest teraz? – Teraz mówienie o Smoleńsku jest synonimem obciachu w jednej części społeczeństwa; w drugiej jest powodem wojny, walki.
– Ma pani znajomych, którzy uważają, że w Smoleńsku doszło do zamachu?
– Jeżeli tak uważają, to o tym nie mówią.
– A czy pani po tych trzech latach nie ma wątpliwości?
– Póki co wątpliwości nie mam i sądzę, że mieć nie będę. Żaden z pokazanych argumentów nie wskazuje na zamach. Tym bardziej że ostatnio uaktywnił się zespół Laska, który zbija te argumenty, co jest też bardzo dobre dla odbioru społecznego. Proszę zauważyć, jak w ciągu półtora roku wzrosła liczba osób wierzących w zamach, z kilkunastu do 30 procent.
– Myśli pani, że dlatego „oddano walkowerem” Polskę?
– W dużej mierze tak. Mieliśmy tylko argumenty ze strony Macierewicza. Wiele osób chętnie wierzy w takie teorie. Proszę przypomnieć sobie Stana Tymińskiego, kandydata na prezydenta, który swojego czasu powiedział, że ma teczkę z tajnymi dokumentami. Poparło go 23 proc. w pierwszej i bodajże 26 proc. w drugiej turze.
– Czy to polega na sile przekonywania Antoniego Macierewicza? Czy on ma taką silną osobowość?
– Po pierwsze, bardzo łatwo jest wierzyć w zamach. Narasta taka martyrologia, że nam zabito prezydenta, katastrofa, dramat. Nie mówimy wtedy o tym, co mi się wydaje bliższe prawdy, czyli o bałaganie i niechlujstwie. Dużo łatwiej jest stawiać pomnik wydarzeniu tragicznemu, które nie zostało spowodowane zwykłym niechlujstwem, niedouczeniem. Macierewicz przekonuje dobrze. Jego zespół przez dłuższy czas wydawał się zespołem eksperckim. Ich wypowiedzi nikt nie negował. Ze strony komisji Millera i z grupy Laska była cisza. Dopiero właściwie miesiąc temu wyszło szydło z worka, kiedy pokazano ich własne zeznania w prokuraturze. Wypowiedzi, które padły na ostatniej konferencji smoleńskiej, też pokazały, z kim mamy do czynienia.
– Oglądała pani tę konferencje smoleńską?
– Nie, nie oglądałam całej, czytałam relacje na różnych portalach, i z prawej, i z lewej strony, tak, żeby mieć szerszy obraz tego, co tam było. Ale nie można mieć innego spojrzenia na eksplodujące parówki niż coś między zażenowaniem, przerażeniem i wstydem za polską naukę (...). Mam wrażenie, że za chwilę by- cie polskim naukowcem będzie przedmiotem dowcipów. Przecież ta konferencja miała znamiona konferencji naukowej (...). Te nieszczęsne parówki! Jak można w ogóle zrobić takie porównanie? Zakładam, że ten człowiek prowadzi jakieś badania, prace naukowe i wielu z nich też ma swoich studentów, swoich doktorantów. Co się dzieje z polską nauką? (...)
– Dzisiaj był duży wykład profesora z amerykańskiego uniwersytetu Chrisa Cieszewskiego, który przez wiele godzin tłumaczył, że brzoza była ścięta przed 10 kwietnia, czyli nie mogło dojść do zderzenia samolotu z brzozą, bo już 5 kwietnia tej brzozy nie było. Pokazywał zdjęcia i mówił bardzo naukowo (...). Jeżeli słuchał go przeciętny telewidz, mógł uwierzyć, że tej brzozy nie było.
– Bardzo możliwe, ale po to rząd ma komisję, ma możliwość badania i obalania tez, właśnie żeby odpowiadać (...).
– Tak samo jak wydawałoby się, że po 10 kwietnia już wyciągnięto wszystkie wnioski i będzie samolot rządowy. Nadal nie ma tego samolotu. Był przypadek, że prezydent razem z premierem udali się w podróż.
– Nic nas to nie nauczyło. Problem szkolenia, przygotowania tych delegacji. Nic nas nie nauczyło oprócz zniechęcenia nas wzajemnie do siebie.
– Czy pani ma dosyć, kiedy słyszy o Smoleńsku, kiedy pani otwiera gazetę, włącza telewizor, słyszy kolejnego eksperta?
– Staram się nie oglądać tego na bieżąco. Czytam wybrane rzeczy w internecie, z różnych opcji. Trzeba mieć różne spojrzenie, zrozumieć trochę drugą stronę. Myślę, że w pewnym momencie udało mi się oddzielić moje osobiste odczucia i emocje od tego, co jest pokazywane w mediach i produkowane przez polityków. Ale nie oglądam zdjęć wraku, nie jestem w stanie, nie jest mi to do niczego potrzebne. Szczerze nie mogę zrozumieć, po co cały czas epatuje się na takich konferencjach i bardzo często w mediach brutalnymi, krwawymi zdjęciami. To jest coś, co mnie boli.
– Właśnie, te brutalne zdjęcia były pokazywane na konferencji smoleńskiej.
– Wiem, że dla części rodzin też to było nie do przyjęcia, chociaż byli na tej konferencji i częściowo się zgadzali z jej wnioskami.
– Czy pani się przyłącza do apelu Pawła Deresza, że pani marszałek powinna, choć nie ma takich możliwości, zamknąć komisję parlamentarną?
– Rozumiem i szanuję emocje pana Deresza i rozumiem, że po prostu miał dość, ale uważam, że to byłaby wielka krzywda. Po pierwsze – dla demokracji, a po drugie – wielka przysługa dla zespołu Macierewicza, bo w tym momencie robiłoby się z nich męczenników, prześladowanych. A po to mamy od ponad 20 lat demokrację, żeby każdy miał prawo się wyrazić. Zostali posłami, mają pełne prawo do działania w tym swoim zespole parlamentarnym. Tam jest kilka kuriozalnych zespołów. Jest zespół ds. przeciwdziałania ateizacji Polski. Też się z nim nie zgadzam. – Ale powinien być. – Ma pełne prawo być. Mówiąc szczerze, od kiedy eksperci dostali mikrofony, dla większości społe-