Brak dobrych rozwiązań
padku „reformy Gowina” takiej zgody nie ma.
Tymczasem Krajowa Rada Sądownictwa zaapelowała do ministra, by zrobił to, czego nie zrobił Jarosław Gowin: osobistym podpisem potwierdził akty przeniesienia sędziów. Minister Biernacki szybko odmówił. – I bardzo dobrze zrobił – mówi jeden z sędziów, którzy wstrzymali się od orzekania. – W praktyce wywróciłoby to całkiem ten stolik: oznaczałoby przyznanie się do błędu i potwierdzenie możliwości obalenia wszystkich orzeczeń wydanych przez wydziały zamiejscowe od 2 stycznia do dziś!
Jednak brak nowego podpisu ministra zmienia niewiele – z uchwały Sądu Najwyższego wynika bez żadnych niedomówień, że wszystkie orzeczenia wydane przez przeniesionych sędziów od 2 stycznia zostały wydane przez „skład sprzeczny z przepisami prawa”. A to oznacza, że jeśli pogląd Sądu Najwyższego się nie zmieni, wyroki będzie można bez trudu obalić, dowodząc w sądzie ich nieważności. Właśnie to miał na myśli sędzia Bartłomiej Przymusiński, gdy mówił o uchwale bombie atomowej.
Takich orzeczeń wydanych przez przeniesionych sędziów po „refor- mie Gowina” jest – bagatela – około czterystu tysięcy. A żaden z moich rozmówców i prawdopodobnie nikt w kraju nie ma dziś pomysłu, jak wyjść z patowej sytuacji.
– Co robicie, jeśli nie orzekacie – pytam „zastopowanych” sędziów.
Paweł Pośpiech: – Do pracy oczywiście przychodzimy. Wykonujemy inne obowiązki.
Bartłomiej Starosta: – Teraz mamy naradę – właśnie w sprawie orzeczeń dotyczących naszego przeniesienia.
– Co musi się zdarzyć, byście wrócili do pracy?
Sędzia Pośpiech: – Cały czas wszyscy o tym rozmawiamy. Pewnie najlepszym rozwiązaniem byłaby rezygnacja z „reformy Gowina” i przywrócenie zlikwidowanych sądów. – Przecież wie pan, że to nierealne – kwituję. – A poza tym setki tysięcy wyroków mogłyby trafić do śmieci.
– Racja, ale tu nie ma dobrych rozwiązań.
Sędzia Starosta: – Też chciałbym ponownie orzekać, to mój zawód i moje powołanie. Ale musiałbym otrzymać dokument, który przekona mnie, że mogę to robić. Na razie przekonali mnie sędziowie Sądu Najwyższego, że nie mogę. – Może dlatego minister chce, żeby ponownie zbadał sprawę cały skład SN? To chyba jedyna szansa na uratowanie wydanych wyroków.
Sędzia Pośpiech: – Tylko że na takie orzeczenie będziemy czekać nawet trzy miesiące, a to może oznaczać katastrofalne opóźnienia. Poza tym, skąd pewność, że to orzeczenie będzie inne?
Cisza przed burzą
Mimo że w historii polskiego sądownictwa nigdy nie było podobnej sytuacji, o kryzysie jest w mediach niezwykle cicho. – Sędziowie nie orzekają, setki tysięcy ludzi nie mogą być pewne prawomocnych wyroków, bo za chwilę będzie można je uchylić, Ministerstwo Sprawiedliwości kontestuje orzeczenia Sądu Najwyższego, co do tej pory nigdy nie miało miejsca – wylicza jeden z „zastopowanych” sędziów. – A ludzie, którzy przychodzą do nas, nie mają o całej sprawie zielonego pojęcia. Z drugiej strony – skąd mają je mieć, skoro w mediach pojawiają się na ten temat wyłącznie zdawkowe informacje?! Rozumiem, że problematyka trudna, ale to nie tłumaczy zjawiska.
W sprawie gubią się nie tylko sędziowie i zwykli ludzie przychodzący do sądu. Także wielu prokurato- rów i adwokatów odbiło się na początku protestu od zamkniętych drzwi sądowych sal. Prokurator Jerzy Szkapiak z Lwówka Śląskiego musiał podjąć szybką decyzję: gdy policjanci zatrzymali internautę znanego jako „ Szeryf Internetu”, który – jak się okazało – wyłudzał metodą „ na wnuczka” pieniądze od starszych osób, sędziowie z Lwówka właśnie przestali pracować. A prokurator musiał szybko zawieźć Marka O. do sądu, który zdecydowałby o tymczasowym aresztowaniu mężczyzny. Pojechał do oddalonego o 20 km sądu w Lubaniu. – Nawet gdyby w Lwówku orzekali, to lepiej było jechać do Lubania. Jeszcze by się potem okazało, że decyzja sędziego z Lwówka jest nieważna i gość wyszedłby na wolność – mówi prokurator.
Ciąg dalszy nastąpi
We wtorek w Sejmie Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego Stanisław Dąbrowski zapowiedział, że przychyli się do prośby ministra Biernackiego i przekaże sprawę do ponownego zbadania pełnemu składowi Sądu.
Autor na co dzień jest reporterem programu „Uwaga!” telewizji TVN.