Ustawka na 42 piąchy
Niedawno policja pochwaliła się, że zapobiegła zaplanowanej gdzieś w bełchatowskich lasach zorganizowanej bójce kiboli Arki Gdynia i Sparty Praga, tzw. ustawce. Funkcjonariusze specjalnego wydziału mieli trochę szczęścia. Dziesiątki podobnych bijatyk odbywają się bez ich wiedzy. Liczba bijatyk wciąż rośnie, bo zbiorowe pranie się po pyskach stało się dla wielu młodych Polaków nowym rodzajem ekstremalnego sportu. Ustawki to jednak fragment nie tylko naszego kibicowskiego folkloru. Pięściami okładają się kibole w całej Europie.
Kibolscy bojówkarze to wielka armia, w której są, jak w prawdziwej armii, żołnierze lepiej i gorzej wyszkoleni. Barwy klubowe, którymi się z lubością ozdabiają, to tylko bojowe sztandary, substytut mundurów czyniących z nich zwartą falangę i pomagających odróżnić się podczas walki.
Najczęściej umawianą ustawką są bójki na gołe pięści, przy wcześniej ustalonej (np. 6x6, 11x11, 21x21, 24x24) i rygorystycznie sprawdzanej liczebności dwóch ścierających się oddziałów. Chyba że strony umawiają się na formułę „banda na bandę” – wtedy liczba staje się atutem. Przegrywa ten oddział, który pierwszy odda pole albo straci zdolność bojową, bo większość jego „żołnierzy” zaliczy „glebę”. Przeciwnik powalony ciosem lub kopem na ziemię, jeśli z niej nie wstaje, jest uważany za wyeliminowanego z walki. Takich zwycięzcy już nie biją. Wręcz przeciwnie, po walce wszyscy jej uczestnicy nawzajem sobie pomagają.
W tego typu potyczkach uczestniczą na ogół młodzi kibole i jest to dla nich rodzaj bojowego szkolenia, a dla „starszyzny” – forma selekcji i wyłapywania najlepszych do prawdziwych ustawek z użyciem niebezpiecznych narzędzi.
Bolo ma fach w pięści
– Pan mi kupi jedno piwo – usłyszałem, wchodząc do osiedlowego sklepu. – A niby dlaczego? – odparowałem na zaczepkę. – Ponieważ bardzo chce mi się pić – powtórzył stojący obok wejścia młody facet, wielki jak szafa gdańska. Rzut oka i od razu zmieniam taktykę. – No widzę. To jakie ma być to piwo? – Byle zimne...
Tak zaczęła się moja znajomość z „Bolem”, trzydziestoletnim bezrobotnym po zawodówce, stanu kawalerskiego, kibolem od 12. roku życia, weteranem 57 ustawek, 11 bijatyk z udziałem policjantów, siedmiu zadym stadio- nowych i jednej ustawki na 42 piąchy w roli prowadzącego 21-osobową kohortę.
„Bolo” w swoim dotychczasowym życiu przepracował normalnie tylko jeden miesiąc, zaraz po skończeniu szkoły, ale robota tynkarza jakoś go nie wciągnęła. Natura okazała się dla niego łaskawa, wyrósł na młodzieńca słusznego wzrostu, budowy proporcjonalnej, silnie umięśnionego i ponadprzeciętnie utalentowanego do bitki. Lał się od przedszkola, przy byle okazji, czasem z dużo starszymi kolesiami. Obrywał nieraz, ale im większy rósł, tym zdarzało się to rzadziej.
Kibolskie życie „Bolo” poznał dzięki kolesiowi z klatki w bloku, którego ojciec miał dojście do biletów na mecze. Wpierwszej zadymie na stadionie wziął udział już za trzecim razem. Gdy skończyły się darmowe wejściówki, okradał piwnice sąsiadów i altany na pobliskich działkach, zbierał złom, roznosił ulotki.
Pierwszą robotę ochroniarza załatwił mu starszy brat innego kolegi z bloku. Już na pierwszej służbie dał w pysk niegrzecznemu klientowi i tak się zaczęła jego kariera w tej branży. „Bolo” nie kryje, że pomogły mu też znajomości ze stadionu. Na trybunach szybko zaczął rozpoznawać kolegów z pracy, a oni jego. Gdy dochodziło do zadymy, jakoś instynktownie potrafili się odnaleźć w tłumie rozrabiających małolatów i działać wspólnie.
Szef jednej z dyskotek, widząc kiedyś „Bola” w akcji, skomentował potem jego popisy słowami: – Ten koleś ma fach w pięści. Od tamtej pory „Bolo”, choć formalnie notorycznie bezrobotny, nigdy nie pozostawał bez pracy dłużej niż jeden dzień. Zarabia świetnie i ma oszczędności, bo mało na siebie wydaje. Lubi jak inni za niego płacą i dawno nauczył się skutecznie o to prosić. Mnie „trafił” tylko na piwo. Miałem szczęście, zwykle żąda większych zakupów.
Wstręt do maczety
Do lania po mordzie „Bolo” ma autentyczny talent. Nigdy nie trenował boksu ani innych sportów walki, jest samoukiem. Ma potężny cios, świetny refleks i zawsze panuje nad emocjami. Dlatego z wszelkich zadym i zbiorowych bijatyk na ogół wychodził bez szwanku. Na ogół, bo jednak stracił trzy zęby od ciosu w twarz kijem, ma złamany nos, szramę na policzku po kastecie i bliznę na prawym obojczyku po cięciu maczetą.
„Bolo” nienawidzi tych, co załatwiają kibolskie sprawy ostrymi narzędziami. Nie bierze udziału w ustawkach z kohortami, które w razie porażki sięgają po noże, maczety czy okute pałki. Nawet „bejsboli” by zakazał, ale na to jest za krótki.
Bije się w barwach trzech klubów – dwóch piłkarskich i żużlowego. Okazji do walki ma aż za dużo. Pewien koleś chciał go namówić na prawdziwe, niesymulowane walki rycerskie. „Bolo” nawet założył blachy, hełm, wziął tarczę i miecz, ale walka mu się nie spodobała. Głównie z powodu małej widoczności. Przez dziurę w hełmie mało co widać, w zbroi jest gorąco i niewygodnie, a walenie mieczem po paru minutach przestaje być zabawne. Dlatego „Bolo” został w kibolskim kręgu.
Lubi plenerowe wyprawy na ustawki, cały ten rytuał z przygotowaniami do walki, konspiracyjne metody mylenia policjantów, a najbardziej – samą walkę. Zawsze jest ustawiany na czele kohorty, w pierwszym szeregu, z najwięk- szymi twardzielami. Ktoś o nich kiedyś powiedział: „hufiec czelny”, a o nim, że jest jak Zawisza Czarny. „Bolo” zna Zawiszę Bydgoszcz, Zawisza Czarny nic mu nie mówi.
Kiedyś kibole robili, co chcieli na stadionach. Dzisiaj monitoring i konieczność rejestracji w klubowych bazach danych odebrały im anonimowość, dlatego od kilku lat nie tłuką się już między sobą na trybunach.
Ustawki też już są dzisiaj inne niż jeszcze kilka lat temu. Dawniej służyły załatwianiu porachunków między szalikowcami różnych klubów; dzięki nim tworzyła się swoista hierarchia. Dzisiaj coraz bardziej stają się wartością samą w sobie, nowym sportem ekstremalnym dla młodych mężczyzn lubiących adrenalinę i niebezpieczeństwo.
Wbrew legendom trup nie ściele się w tych bijatykach gęsto. Wybite zęby, rozbite nosy, podbite oczy, sine od kopów genitalia – to tak. Nie jest to jakiś wielki problem, jeśli organizatorzy zapewnią fachową pomoc medyczną na miejscu bitwy. Na ogół zapewniają. Tylko skończeni debile idą „w dym” na żywioł. Wtedy owszem, zdarzają się trupy, do których nikt się potem nie przyznaje.
Gdzie ta ustawka ma być?
„Bolo” przestał chodzić na mecze jeszcze przed Euro 2012. Gdy szykowana jest ustawka, dostaje SMS-a. Na przykład: „Jutro jedziemy na grzyby pod Ciechanów”. Wyjazd o 5.30”. Po każdej ustawce grupa ustala nowe hasło, równie niewinne. Zazwyczaj robi to jej nieformalny szef, zwany „Bossem”. „Boss” ma 37 lat, sam się już nie bije, ale zna wszystkich „bossów” w Polsce, a może nawet w całej Europie. I ma telefony do wszystkich „żołnierzy” z kohorty, ma także maile.
„Bolo” jest uchwytny tylko przez telefon. O internecie słyszał, ale nie używa. Na ostatniej ustawce, 21x21, „Boss” zrobił go prowadzącym grupy i „Bolo” bił się tego dnia jak natchniony.
– Ludzie słuchali moich rozkazów, podobało mi się to – mówi. Po ustawce jak zawsze było ognisko, pieczenie kiełbasek i gorzałki do oporu. – Dałem ostro w palnik – pochwalił mi się „Bolo”, gdy ponownie natknąłem się na niego pod osiedlowym sklepem.
Gdy piliśmy browar na ławeczce, zadał mi pytanie. – Ty, słyszałeś, że mają nam zmienić klimat? – A kto tak mówi? – Nie wiem, ktoś przy ognisku o tym coś pitolił, słabo już jednak kumałem. Rano „Boss” też coś tam o tym gadał, że my to tego klimatu nie damy ruszyć i pojedziemy o niego walczyć. Tylko że ja, kurwa, akurat rzygałem i nie dosłyszałem, gdzie ta ustawka ma być. I z kim – martwi się trochę „Bolo”. Ale tylko trochę. Wie, że jak przyjdzie czas, jego telefon zadzwoni.