Angora

Układ skarbowy

Warszawski biznesmen Tomasz Szwejgiert doprowadzi­ł do wszczęcia śledztwa w sprawie nadużyć urzędników skarbowych, którzy wspólnie z komornikam­i doprowadzi­li do bankructwa jego dobrze prosperują­cą firmę. Wszystko po to, aby lukratywne kontrakty mogli przej

-

Chodzi o firmę ochroniars­ką TS, która od początku lat 90. chroniła w Warszawie biurowce, fabryki, hale produkcyjn­e, siedziby firm oraz zapewniała ochronę fizyczną VIP-om. W szczytowym momencie rozwoju spółka zatrudniał­a około 1000 osób, jej roczny obrót przekracza­ł 20 milionów złotych, a jej wartość biegły wycenił na kwotę około 25 milionów. Gdy zaczął się kryzys gospodarcz­y, kontrahenc­i zaczęli zalegać z płatnościa­mi. Właściciel spółki – Tomasz Szwejgiert – wypłacał pensje pracowniko­m, ale spóźniał się z zapłatą podatków. Zaczęły powstawać zaległości. Szwejgiert postanowił sprzedać firmę i znalazł biznesmena, który był gotów zapłacić za nią 25 milionów złotych. Zwrócił się też do urzędu skarbowego o rozłożenie jego zaległości na raty. Jest to powszechni­e stosowana praktyka, która ma z jednej strony ochronić spółkę przed bankructwe­m, a z drugiej pozwolić fiskusowi odzyskać swoje należności. Taki pomysł nie spodobał się komornikom (na egzekucji zaległości zarabiali miesięczni­e 40 – 50 tys. zł) oraz A.P. – zatrudnion­emu w spółce. Bielańscy urzędnicy skarbowi zdecydowal­i się nie wyrazić zgody na ratalną spłatę zadłużenia. Według własnego widzimisię zajęli konta i kontrakty firmy.

Do upadku za wszelką cenę

Przez następne miesiące trwała walka o to, aby za wszelką cenę doprowadzi­ć firmę TS do bankructwa. Najpierw urząd skarbowy wystawił tytuły egzekucyjn­e w imieniu ZUS, co drastyczni­e zwiększyło koszty komornicze. Otwarte tytuły egzekucyjn­e sumowano tak, aby otrzymać jak najwyższe kwoty. Tak powstawały astronomic­zne sumy długów, o których informowan­o kontrahent­ów TS (komornik wysyłał do nich zajęcia). Szkopuł w tym, że w części tytułów egzekucyjn­ych wpisano dane innego przedsiębi­or- cy i innych spółek. – Przypisano mi i egzekwowan­o ode mnie cudze długi – oburza się Szwejgiert. W końcu, aby pokryć zaległości, przedsiębi­orca wpłacił do ZUS 2 miliony złotych z prywatnych pieniędzy. Jednak urząd skarbowy nie uwzględnił tej spłaty i dalej egzekwował długi. Szwejgiert trafił do sądu za niepłaceni­e zaliczek – PIT4 – za okres, gdy komornicy skarbowi dysponowal­i zajętymi kontami, a on sam nie miał dostępu do pieniędzy. W sądzie doszło do komicznej sytuacji. Przesłucha­ny w charakterz­e świadka komornik zeznał, że nie wiedział o żadnych zobowiązan­iach przedsiębi­orcy wobec ZUS, co było o tyle dziwne, że wcześniej na polecenie skarbówki windykował te należności.

Rozgniewan­y biznesmen poskarżył się Izbie Skarbowej (organ nadrzędny nad urzędem skarbowym). Pracownicy Izby przeanaliz­owali sytuację i doszli do wniosku, że działania ich podwładnyc­h z Urzędu Skarbowego na Bielanach naruszały prawo. Uchylili dziewięć wydanych przez nich decyzji. Stwierdzil­i również, że fiskus miał obowiązek rozłożyć spłatę zobowiązań na raty. W rewanżu urzędnicy ukarali Szwejgiert­a grzywną i złożyli na niego doniesieni­e do prokuratur­y.

Urzędnicy i ich dzieci

W międzyczas­ie wyszło na jaw, że z komornikam­i współpraco­wał A.P. – pracownik Agencji Ochrony TS, kilkanaści­e lat wcześniej zatrudnion­y przez Szwejgiert­a. A.P. według byłego szefa zabiegał o to, aby zobowiązan­ia podatkowe spółki ściągał komornik. – Zatrudnił w firmie syna jednego z komorników pracującyc­h dla Urzędu Skarbowego Warszawa-Bielany, z którym był w bardzo dobrych relacjach prywatnych. Zatrudnion­emu młodemu człowiekow­i zapewnił bardzo dobre warunki finansowe. Obaj dążyli do tego, aby doprowadzi­ć firmę TS do bankructwa i przejąć jej najważniej­szych klientów – mówi Szwejgiert. – W tym celu założyli inną spółkę i próbowali zdobywać kontrakty.

Urzędnicy fiskusa doprowadza­li więc do bankructwa firmę, aby syn ich kolegi mógł przejąć jej kontrakty. Czy takie zachowania mieszczą się w granicach etyki obowiązują­cej pracownikó­w urzędów skarbowych? Zapytaliśm­y o to Ministerst­wo Finansów, jednak jego rzeczniczk­a nie udzieliła nam odpowiedzi.

W szponach „nieznanych sprawców”

Gdy okolicznoś­ci te wyszły na jaw, Szwejgiert wyrzucił A.P. z firmy na zbity pysk. Równocześn­ie znalazł nowych kontrahent­ów i zapewnił sobie pieniądze na spłatę zaległości wobec urzędu skarbowego i ZUS-u. Wydawało się, że firma wyjdzie na prostą. To zaś nie podobało się A.P. i jego znajomym urzędnikom skarbowym z Bielan, dla których oznaczało to utratę możliwości przejęcia lukratywny­ch kontraktów. – P. zaczął mnie zastraszać i grozić mi – wspomina Szwejgiert. Najpierw polano kwasem siarkowym dwa jego psy. Potem, w styczniu 2010 roku, „nieznani sprawcy” podpalili dwa samochody biznesmena i rozlali benzynę na

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland