TELEWIZOR POD GRUSZĄ
Właśnie minęła kolejna rocznica śmierci wybitnego polskiego aktora Wacława Kowalskiego. Któż z nas nie pamięta genialnych kreacji, które stworzył. Wystarczy tu wspomnieć kultowe już postaci, jak Pawlak w „Samych swoich”, „Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć” czy dozorca Popiołek z serialu „Dom”. To role, których nie idzie zapomnieć. A przecież Wacław Kowalski zagrał jeszcze w wielu filmach i spektaklach teatralnych. Mało kto wie, że zaczynał jako śpiewak i w takim też charakterze wystąpił w „Zakazanych piosenkach”. W ogóle jego życiorys obfitował w wiele barwnych, ciekawych i dramatycznych momentów. Mógłby nim obdzielić kilku takich Kowalskich. Jedno wiemy, widzowie kochali go i kochają do dzisiaj, chociaż nie ma go już wśród nas od 23 lat. Boli tylko, że za życia nie rozpieszczano go specjalnie nagrodami czy wyróżnieniami. Na te załapywały się różne aktorzyny-modeliny, pieszczochy ówczesnej władzy. Ale nic to. Dla aktora najważniejszą nagrodą jest fakt swoistej nieśmiertelności. A tej Kowalskiemu nikt nie odbierze. Kolejne już pokolenia zakochują się w nim od pierwszego wejrzenia. I to obojętnie, czy w Pawlaku, czy w Popiołku. A przecież nie sposób zapomnieć o licznych rolach teatralnych. Każda z nich to perełka, zawodowy majstersztyk. Ech, łza się w oku kręci, że niewielu już takich w tym szlachetnym zawodzie. Kiedyś, za czasów Pana Wacława, aktor był DOBRY albo ZŁY! Obojętnie gdzie i w czym grał. Teraz mamy aktorów teatralnych, filmowych, serialowych, reklamowych, dubbingowych, owych, owych... I tylko aktorów z prawdziwego zdarzenia jakby mniej. Takich, co to potrafią zaśpiewać i zatańczyć, rozbawić i wzruszyć do łez. Dobrze czujących się na planie filmowym, w teatrze, na estradzie, w studiu filmowym i telewizyjnym. Profesjonalistów od „a” do „z”. Za takimi artystami tęsknimy. Polska zawsze wybitnymi aktorami stała, a wśród nich jedną z głównych postaci był Wacław Kowalski, o którym dzisiaj, w rocznicę śmierci, mieliśmy przyjemność kilka słów napisać.
Z życia wzięte cd.
Mój chłopak zabrał mnie na kolację do restauracji. Było bardzo miło i romantycznie, a kiedy kelner przyniósł do stolika tort z napisem „Czy wyjdziesz za mnie?”, zgodziłam się bez wahania i popłakałam ze szczęścia. Szkoda tylko, że kelner pomylił stoliki, a mój „niedoszły narzeczony” był bardziej zdziwiony niż ja.
*** Ostatnio wróciłem do domu w stanie wskazującym. Kłóciłem się z ma-