Olimpijski biznes
W Polsce najwyższa dotąd suma padła w 1981 r. Był to okrągły milion za ogiera El Paso z Janowa Podlaskiego.
W tym biznesie, niczym na światowych wybiegach, zmieniają się mody. Obecnie króluje potomstwo ogierów Gazal al Shaqab i Marwan al Shaqab. Niedawno dołączył do nich WH Justice. Wcześniej gwiazdą pokazów był Bask (importowany z Polski), a także Bey Shah, Padrons Psyche oraz Magnum Psyche. Hodowcy doskonale wiedzą, że trendy się zmieniają. – Dlatego odkrycie ogiera, który wyprodukuje new look, będzie oznaczało sukces i niewyobrażalne pieniądze – mówi Zbyszewski. I wyjaśnia, że new look to, najprościej mówiąc, zestaw cech, które przekazuje w swoich genach ogier. Lata temu słynny był ogier Bey Shah. Jego potomstwo dziedziczyło świetną osadę ogona. Z kolei look a` la Marwan al Shaqab to doskonała linia szyi.
W Polsce rynek koni wysokiej klasy ciągle ma olbrzymi potencjał, bo w naszym kraju miłośników tych zwierząt przybywa lawinowo. Na co dzień przekonuje się o tym Andrzej Sałacki, autorytet w dziedzinie ujeżdżania, 12-krotny medalista mistrzostw Polski w tej dyscyplinie i członek zarządu Internationale Dressage Trainers Club, skupiającego najwybitniejszych trenerów na świecie. – Polacy coraz chętniej kupują własne konie i niemal zawsze ich wybór pada na te świetnej klasy – przekonuje. – Coraz lepiej też jeździmy konno.
Andrzej Sałacki jest trenerem i twórcą sukcesów Klubu Jeździeckiego Zakrzów-Lewada. Klubu, który słynie w świecie ze swoich sukcesów w ujeżdżaniu. – To konkurencja olim- pijska, porównywana do jazdy figurowej. Coś jak elegancki taniec z koniem – żartuje Sałacki. Klub ma swoją siedzibę w pięknym XIX-wiecznym pałacyku położonym w starym parku w Zakrzowie na Opolszczyźnie, niedaleko Raciborza.
Ludowy Klub Jeździecki Lewada powstał ponad 20 lat temu. Od tego czasu jego wychowankowie zdobyli już pokaźny wór medali, m. in. 102 miejsca na podium w najważniejszych imprezach jeździeckich w kraju. Wielu tutejszych zawodników było członkami kadry narodowej, a sam klub kilkanaście razy został sklasyfikowany na pierwszym miejscu w rankingu Polskiego Związku Jeździeckiego.
Zakrzowski klub słynie nie tylko z wyczynowego sportu. Jest także organizatorem jednej z najbardziej znanych imprez w kraju – Jeździeckich Mistrzostw Gwiazd Art Cup. Impreza przyciąga co roku kilkadziesiąt sław polskiej sceny. Stałymi gośćmi są: Beata Tyszkiewicz, Daniel Olbrychski i Krzysztof Zanussi.
Ostra selekcja
Paradoksalnie w Polsce opłacalna jest tylko hodowla koni najdroższych. – W każdym innym przypadku lepiej ją traktować czysto hobbystycznie – ocenia Andrzej Sałacki.
Podobnie jeśli chodzi o kameralne stajnie i ośrodki jeździeckie. Najczęściej są konsekwencją pasji jeździeckiej właścicieli. Ten scenariusz lubi się powtarzać: ktoś zaczyna jeździć, kupuje konia, potem drugiego. Z czasem okazuje się, że trzeba je gdzieś trzymać i że warto wyprowadzić się na wieś...
Tak właśnie było w przypadku Stelli Strzeszewskiej, właścicielki stajni Ba- jardo. Kiedy zbudowała ją wraz z rodzicami, zaczęli pojawiać się inni właściciele deklarujący chęć trzymania tu swojego konia. Tak narodził się pensjonat dla koni i jeden z ważniejszych ośrodków jeździeckich w okolicach Warszawy.
– W ciągu ostatnich 20 lat wyraźnie zmieniły się umiejętności jeździeckie Polaków – chwali Strzeszewska. I opisuje, że do zwykłej rekreacji najpopularniejsze są konie tzw. szlachetnej półkrwi. Czyli na przykład rasa wielkopolska zmieszana z holsztyńską czy hanowerską. Tego typu zwierzę można kupić już za 20 – 30 tys. zł. – Coraz chętniej chwalimy się swoimi końmi i ich osiągnięciami. To taki pozytywnie zakręcony snobizm.
– Na szczęście potrafimy też zachować umiar i w kluczowych momentach skupiamy się na zwierzęciu, szukając dla niego spokojnych, kameralnych warunków – wtóruje Agata Grzywacz, wielokrotna zawodniczka konkurencji ujeżdżania, skoków i WKKW (Wszechstronnego Konkursu Konia Wierzchowego). Gdy miała 11 lat, pojechała z przyjaciółką na „wakacje w siodle”. Przyjaciółka szybko się znudziła, a Agatę jeździectwo wciągnęło na całe życie. Dziś żartuje, że to nieuleczalna choroba, która trwa już przeszło 30 lat. A jej skutki uboczne? To m.in. stajnia Olender, w której próżno szukać pustych boksów. Choć na wstępie, wzorem snobistycznych klubów, obowiązuje ostra selekcja. – Odrzucam ludzi, którzy traktują konie przedmiotowo – zastrzega Agata Grzywacz. I, trzeba przyznać, jest w tym podejściu konsekwentna. Mówiąc o swoim zajęciu, nigdy nie używa słowa „biznes”. Woli: sposób na życie lub pasja.