Nigdy nie gwiazdorzyłam
Coraz częściej brakuje nam czasu na tradycyjne oglądanie telewizji. Na szczęście nadawcy, dzięki nowoczesnej technologii, dbają o to, byśmy nie przegapili ulubionych seriali czy programów rozrywkowych.
Najprostszym rozwiązaniem jest oczywiście nagrywanie ich i odtwarzanie w dowolnym czasie. Zaletą tego jest możliwość szybkiego przewijania męczących reklam. Ale nie wszyscy korzystają z nagrywarek, a ponadto chcą też oglądać programy na ekranie komputera, tabletu czy smartfonu i to w dogodnym dla siebie momencie, a nie wtedy, kiedy zaplanowała to dana stacja.
Takie możliwości stwarzają liczne serwisy i aplikacje „na żądanie” (VOD). Do niedawna kojarzyły się one jedynie z płatnymi wypożyczalniami filmów. Teraz to się zmieniło. Najpopularniejszym serwisem tego typu jest ipla, największa w Polsce internetowa telewizja. Oferuje zarówno dostęp do tysięcy materiałów wideo, jak i możliwość odbioru na żywo ponad 20 stacji telewizyjnych, w tym 7 sportowych. Ci, którzy korzystają ze smartfonów lub tabletów, powinni jednak najpierw ściągnąć odpowiednią aplikację. Do niedawna ipla bazowała głównie na materiałach wideo kanałów Polsatu, ale ostatnio udostępnia też popularne seriale TVP. Część materiałów w ipla można oglądać za darmo, inne wchodzą w skład płatnych pakietów. Dotyczy to także przekazu kanałów telewizyjnych. Aplikację ipla znajdziemy w telewizorach Smart TV oraz dekoderach Cyfrowego Polsatu i sieci kablowej TOYA.
Fani TVN powinni skorzystać z kolei z aplikacji TVN Player, której oferta obejmuje właściwie wszystkie produkcje kanałów Grupy TVN. Wystarczy tylko wejść na stronę internetową TVN Player lub skorzystać z gotowej aplikacji, by zawsze mieć pod ręką np. odcinki „Lekarzy”, „Na Wspólnej” czy „MasterChefa”. Do odbioru potrzebna jest dodatkowo instalacja pluginów MS Silverlight (minimum 4.0) i Adobe Flash Player. Aplikację TVN Player znajdziemy w telewizorach Smart TV, dekoderach nc+, odtwarzaczach Blue-ray.
O swoich widzach nie zapomina również TVP. Z myślą o nich powstał serwis vod.tvp.pl. Dostępne tam materiały wideo podzielone są na kilka grup tematycznych, m.in.: filmy, seriale, wydarzenia sportowe, dokumenty i programy publicystyczne. Oglądać je możemy zarówno w komputerze, jak i np. na ekranie telewizorów Smart TV. Wspomniane serwisy i aplikacje sprawiają, że teraz sami możemy układać własny program telewizyjny, bez oglądania się na sztywne telewizyjne ramówki.
Urodziła się w Mongolii, w Ułan Bator. Gdy miała trzy lata, jej rodzice przyjechali do Polski. Na planie serialu pojawiła się, gdy miała dziewięć lat. Mieszkała w różnych miastach, najdłużej w Chojnicach. W „Rodzinie zastępczej” występowała przez dziewięć lat. Po maturze zdecydowała, że chce realizować swoje marzenie – pójść na studia, by w przyszłości zostać lekarzem. Teraz jednak interesują ją i inne rzeczy. I nie wyklucza powrotu do Mongolii.
Od sześciu lat związana jest ze stolicą Dolnego Śląska. Studiuje we Wrocławiu na Uniwersytecie Medycznym. Śmieje się, że właściwie wcale tam nie mieszka, tylko bywa, bo wciąż podróżuje pomiędzy Wrocławiem i Warszawą, gdzie ma mieszkanie. – W stolicy mam też wielu przyjaciół i znajomych. I zawsze mnóstwo spraw do załatwienia.
– Gdy zdawałam maturę, składałam papiery na trzy uczelnie, w Warszawie, Poznaniu i we Wrocławiu. Wybrałam Wrocław, gdyż tam mieszka moja przyjaciółka, zawsze marzyłyśmy, aby mieszkać w jednym mieście.
Medycyny nie wybrała przypadkowo. To rodzinna tradycja. – Lekarzem była moja babcia i lekarzem jest moja mama. Ja również chciałabym leczyć ludzi. Mama jest internistą, pasjonowała się także medycyną naturalną i tu, w Polsce, zajmowała się nią przez wiele lat. Od zawsze ją podglądałam, bardzo sobie cenię to, co robi. Poza tym jest dobrą mamą. Nigdy mnie nie zawiodła. Dlatego uznałam, że i ja powinnam pójść w tym kierunku.
Nie zastanawiała się jaką wybierze specjalizację. – To się okaże. Mam jeszcze trochę czasu. Myślałam o dermatologii, ale to nic pewnego. Mam różne pomysły. I dopiero teraz, gdy mam 25 lat, pomyślałam, że trzeba się rozwijać także w innych dziedzinach.
Trzy lata temu rodzice z bratem wrócili do Mongolii. – Zawsze o tym marzyli. Czekali tylko na moment, kiedy już będę samodzielna. Właściwie to bardzo spontanicznie się zdecydowali na wyjazd. Dostali w Mongolii bardzo korzystne propozycje zawodowe. Wyjechali, a ja zostałam sama. I nie ukrywam, że jest mi smutno.
Rodzice mieszkali w Polsce prawie 20 lat. Matka lekarka, ojciec prawnik, mieli podpisane kontrakty. – Postanowili zostać, gdyż bardzo im się tutaj spodobało. Najpierw przez rok miesz- kali w Warszawie, a potem w Radomiu. Tam chodziła do przedszkola. – Pamiętam, jak dzieci śpiewały, mówiły wierszyki, bawiły się w grupie, a ja, nie znając polskiego, siedziałam sama. I chyba przez to właśnie często psociłam. Byłam małym chuliganem.
Bardzo szybko uczyła się nowego języka. – Długo mówiłam z akcentem. Ostatnio znalazłam nagranie z tamtego okresu. Z biegiem czasu akcent jednak zniknął. Potem rodzina przeniosła się do Gdyni. Tu także chodziła do przedszkola, a potem do szkoły. I uczęszczała na zajęcia z baletu. – Byłam gwiazdą w grupie, bo jako jedyna potrafiłam zrobić szpagat. Wgdyńskiej szkole nie miałam już problemów językowych. Miałam wielu kolegów i koleżanki. Mama śmiała się, że to ja dowodziłam w grupie, wszędzie było mnie pełno.
Kiedy Misheel miała osiem lat, państwo Jargalsajkhan przenieśli się do Chojnic; mieszkali tam przez siedem lat. – Miało to swoje plusy. To małe miasto. Jeździliśmy do lasu na rowerach, rodzice nie obawiali się o moje i brata bezpieczeństwo. Mieliśmy wielką swobodę.
W IV klasie trafiła na plan filmowy. – Zadzwoniła przyjaciółka mojej mamy. Powiedziała, że jest casting dla dziewczynek w wieku 8 – 12 lat do filmu i że może chciałabym spróbować. Mama zapytała mnie, a że i tak jecha- liśmy do Warszawy, więc uznałam, że można by spróbować.
Wspomina, że na casting należało nauczyć się na pamięć dowolnego wierszyka. – Znalazłam jakiś w książce, najkrótszy, o ważce. I poszłam, choć nie do końca byłam świadoma tego, co robię i gdzie idę. Nie było bowiem wiadomo, co to za film, jaka produkcja. Udało się. Przeszła do drugiego etapu. Tam trzeba było już odegrać niewielkie scenki ze scenariusza, krótkie dialogi. – Konkurencja była bardzo duża. We wszystkich etapach, a było ich siedem, uczestniczyło ponad dwa tysiące dzieci. I próbowano różnych wariantów, różnych składów osobowych.
Na początku o rolę Zosi konkurowała z Olą Szwed. – To miała być sepleniąca blondynka. Na ostatnim etapie usłyszałam, że bardzo się podobam. Ale Ola też. Dlatego zmieniają scenariusz, rezygnują z blondynki i stawiają na egzotykę. Zostałyśmy siostrami i aby było oryginalniej, bliźniaczkami.
Nie bała się kamery. Dziwiły ją tylko próby, kiedy musiała bawić się z krzesłem jak z psem. – W pewnym momencie poczułam dużą konkurencję, a że nie lubię przegrywać, zmobilizowałam się i mocniej się starałam. Nie była to jednak walka na noże, a raczej fajna, zdrowa rywalizacja.
Przejście przez wszystkie
etapy