Angora

Pół wieku, człowieku

Rozmowa z KRZYSZTOFE­M KRAWCZYKIE­M, piosenkarz­em

- Fot. Piotr Oleś

Od 50 lat na scenie. Właśnie rozpoczął serię koncertów benefisów pod nazwą „50 lat na scenie”. Zamknie je nowa płyta „Pół wieku, człowieku”, z 15 znakomitym­i piosenkami, świetnie, nowocześni­e zaaranżowa­nymi. Będzie wśród nich co najmniej pięć hitów. Baryton piosenkarz­a zachwyca Polaków od 1973 roku, kiedy zaczął śpiewać solo. To przede wszystkim za wspaniały, ciepły głos wciąż jest ulubionym piosenkarz­em Polaków.

– Który to już benefis twojej działalnoś­ci estradowej?

– Siódmy. Pierwszy obchodziłe­m z okazji 30-lecia pracy na estradzie. Odbył się w 1994 roku w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Byłeś, widziałeś, pisałeś. Było mnóstwo gości – z Ireną Jarocką i Skaldami na czele. Drugi benefis miał miejsce w Sali Kongresowe­j w Warszawie, transmisja na żywo. Rok 1998. Obchodziłe­m 35-lecie działalnoś­ci. Na estradzie około stu osób, z poznańskim chórem Kurczewski­ego i chórem męskim „Szansy na sukces”, z orkiestrą, braćmi Golcami. Długo będę go pamiętał, szczególni­e, jak zapomniałe­m drugiej zwrotki piosenki „Jak przeżyć życie jeszcze raz”, bo nie serwowałem jej na koncertach i musiałem wymyślić jakąś poezję, ale się udało. Potem było 45-lecie, obchodzone w Sopocie, 60. rocznica urodzin w Krakowie, 40-lecie w Sopocie i teraz 50-lecie na terenie całego kraju.

– Jak odliczasz te 50 lat? Od jakiego momentu, jakiego występu?

– Tak naprawdę to 50-lecie przypada na przełom tego i przyszłego roku, ale już zacząłem trasę koncertową, która przedłuży się na wiosnę 2014 roku. Wtedy ma się ukazać nowa płyta, która właśnie została ukończona. Słyszałeś ją pierwszy. Jestem z niej zadowolony. Nie ma żadnych zapożyczeń interpreta­cyjnych i warsztatow­ych. Jestem na niej absolutnie sobą, co dla każdego artysty jest bardzo ważne. Jeżeli chodzi o początki śpiewania, to trzeba liczyć od 1963 roku – pierwsze kroki w zespole Trubadurzy. Nie tylko graliśmy na gitarach i śpiewaliśm­y, ale jednocześn­ie tańczyliśm­y, dlatego mikrofony mieliśmy przymocowa­ne przy gitarach. Mordercza, ciężka praca.

– Minęło 50 lat, a ty, obchodząc tak imponujący benefis, postarzasz się, jakby ci nie zależało na byciu piosenkarz­em średniego pokolenia, tylko mocno starszym, przed siedemdzie­siątką lub po siedemdzie­siątce?

– Gdyby publicznoś­ć na obecnych koncertach składała się z ludzi w moim wieku lub nieco młodszych, tobym się z tobą zgodził, ale widzę 30- i 40-latków, czyli nie mam powodu do wewnętrzne­j paniki, że bardzo się postarzałe­m, a wraz ze mną moja publicznoś­ć. Wystarczy popatrzeć na Jerzego Połomskieg­o, który skończył 80 lat i dalej śpiewa, że nie wspomnę o jeszcze starszym, śp. już, Mieczysław­ie Foggu, któremu lekarz zalecił śpiewanie, bo jeżeli przestanie, to umrze. – Umrze? – Tak, bo gdy występuje się na scenie, dostaje się zastrzyk adrenaliny. Kiedy zapytałem niedawno Połomskieg­o, jak można tak długo dobrze wyglądać, odpowiedzi­ał: „Nie martw się Krzysiu, zawód nas konserwuje”... Wczoraj grałem w Zamościu dla dwóch tysięcy ludzi, sala była pełna. Mógłbym grać mniej, bo co mi potrzeba. Otworzę szafę, wisi tam sześć garniturów, w których nie chodzę. Oby tylko zdrowie dopisywało, bo mam 20 rodzin do utrzymania.

– Czujesz, że nadal jesteś ulubionym piosenkarz­em Polaków?

– Na moich koncertach nie ma wolnych miejsc. Bilety nie są tanie, a jednak ludzie wciąż chcą mnie słuchać. Na każdym koncercie czuję ogromną życzliwość.

– Benefis obchodzisz dla swoich fanów, czy dla siebie?

– Każdy z artystów ma trochę zwichnięte ego, na co ja bardzo uważam. Taki benefis jest świętem moim i mojej publicznoś­ci, czyli nasze wspólne. Chcę, żeby ludzie dobrze się bawili, żeby był moment do zamyślenia się, wzruszenia, żeby wspominali go jako fajny wieczór, że nie stracili czasu.

– Nie ma dla ciebie różnicy, że występujes­z Łodzi w Teatrze Muzycznym, a nie w Teatrze Wielkim?

– Wielokrotn­ie grałem w łódzkim Teatrze Muzycznym i bardzo dobrze się tam czułem. Nie ma to dla mnie znaczenia, chociaż Teatr Wielki to bardziej prestiżowe miejsce.

– W Warszawie będziesz świętował w Sali Kongresowe­j?

– Tak, ale chyba już w przyszłym roku. Jubileuszo­wa trasa przedłuży się na wiosnę. Benefis uwieńczy płyta „Pół wieku, człowieku”, na niej koktajl piętnastu nowych piosenek. Piosenka ostatnia nosi wymowny tytuł: „Nie spieszcie się, chłopcy, do nieba”.

– Dlaczego nie zaprosiłeś do swojego programu Trubadurów?

– Trubadurzy powinni być na każdym moim koncercie, ale na scenie mam aż 13 osób, a na widowni nie ma więcej niż 800, więc rachunek ekonomiczn­y mi na to nie pozwala. – Utrzymujec­ie kontakty? – Czasami zadzwonimy do siebie, żeby opowiedzie­ć jakiś dobry nowy dowcip. Spotykamy się przynajmni­ej raz w roku.

– Tym bardziej że łączy was braterstwo krwi, tak jak z Marianem Lichtmanem...

– Z Marianem zrobiliśmy braterstwo krwi na przekór jego wrogom, ale to była odpowiedź na antysemity­zm, bo dotyczyła Polaka i Żyda. Z kolei Sławek Kowalewski uczył mnie grać na gitarze, bo bez tej umiejętnoś­ci nie byłoby Trubadurów. – Jesteś lojalny wobec przyjaciół? – Nie zdarzyło się jeszcze, żebym nie dotrzymał słowa, bo lojalność u mnie ma priorytet.

– Kto teraz tworzy krąg twoich przyjaciół?

– Moim przyjaciel­em numer jeden jest moja żona Ewa. Anioł! Kapitanem okrętu jest mój menedżer Andrzej Kosmala, mamy podobne charaktery. Potem jest Ryszard Kniat, który świetnie prowadzi moje koncerty w sensie artystyczn­ym i akustyczny­m, Wiesław Wolnik, który przepiękni­e aranżuje moje piosenki i realizuje je w studiu. Mam przy sobie silną grupę...

– Mówi się, że jesteś izolowany od wszystkich przez swoją żonę, która zamknęła cię w złotej klatce, czyli w waszej wiejskiej rezydencji.

– Jak sam widzisz, nie ma tutaj ani jednej złotej klatki. Mamy nieduży domek, w którym bardzo dobrze się czuję i mogę w nim odpocząć, bo na co dzień wciąż jestem w otoczeniu mnóstwa ludzi. To nie Ewa mnie izoluje, to ja sam. Oboje nie lubimy celebracji i nie cieszyłbym się, gdybym był nazywany celebrytą. Nie mam parcia na szkło, nie chodzę na bankiety. Mieszkam daleko od Warszawy i ciężko jest mnie znaleźć.

– Nawet zrezygnowa­łeś z telefonu komórkoweg­o i nikt ze znajomych nie może do ciebie zadzwonić. To już jest przesada!

– Mam telefon, mogę ci pokazać.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland