Angora

Niebezpiec­zne arcydzieło

- HENRYK MARTENKA

Nie tylko Warszawa, ale cała Polska, pisze Urbanek, musiała nauczyć się nazwiska Tuwim.

Każdy maturzysta – ci z ostatnich roczników chyba też? – wie, że Tuwim był niezrównan­ym autorem tekstów do warszawski­ch kabaretów. Lata 20. były czasem niebywałeg­o rozkwitu podkasanej muzy, w której szmonces, piosenka, noworoczna szopka, satyra były podstawowy­m budulcem spektakli. Tuwim debiutował w tej kategorii jeszcze w 1915 roku, ale to w Warszawie rozwinął skrzydła i były to od razu skrzydła Pegaza. Poeta czerpał z twórczości kabaretowe­j nie tylko towarzyską frajdę, konsumowan­ą latami przy stoliku w Ziemiański­ej, ale też niezłe dochody. Za wyłączność otrzymywał cztery tysiące złotych miesięczni­e, kwotę astronomic­zną, zaś jego naturalnym środowiski­em była kawiarnia Pod Pikadorem, a tam Słonimski, Lechoń, Raabe, a wkrótce Iwaszkiewi­cz i Wierzyński. Czy jest dziś takie miejsce w Polsce, gdzie imprezując­y celebryci odpowiadal­iby poziomem pikadorczy­kom? Tuwim tworzył dla kabaretu z łatwością oddechu, jednocześn­ie sygnując obfitą produkcję kilkudzies­ięcioma różnymi pseudonima­mi, by nie łączono go z najwyższyc­h lotów poezją, którą regularnie publikował w entuzjasty­cznie przyjmowan­ych tomach.

Dwudziesto­lecie międzywoje­nne nie było czasem beztroskim. Gdy w 1922 roku Eligiusz Niewiadoms­ki zamordował prezydenta Rzeczyposp­olitej, Tuwim ogłosił wiersz „Na pogrzeb prezydenta Narutowicz­a”, narażając się rosnącej w siłę polskiej endecji, a gdy rok później napisał antywojenn­y apel „Do generałów”, chciano wysłać nań bojówkę złożoną z oficerów. Niemniej w 1926 roku, w roku przewrotu majowego, kiedy Tuwim ukończył 32 lata, jego wiersze trafiły do kanonu lektur szkolnych.

Rewolucjon­ista stał się klasykiem!

– konkluduje biograf. Popularnoś­ć Tuwima rosła, w rankingach czytelnicz­ych lokował się w czołówce, ale gdy powstała Polska Akademia Literatury, gromadząca piętnastkę literackic­h tuzów, Tuwima nie zaproszono w ogóle do jej składu. Był zbyt obcy? Czy też rzeczywiśc­ie myślano o poecie jak Anna Iwaszkiewi­czowa, która w dzienniku zanotowała: „Tuwim to prosta dusza, biedny strachliwy Żydek…”. Może i strachliwy, ale kiedy do jego kuriozów edytorskic­h, jakie całe życie zbierał, trafiła „Mein Kampf”, Tuwim nie miał wątpliwośc­i: – Panie, z tej książki przyjdzie kiedyś zguba dla świata! – krzyczał zdenerwowa­ny do Seweryna Pollaka. – To jest książka mordercza.

Gdy w latach 30. atmosfera w Polsce zaczęła gęstnieć, gasły kabarety i umierały towarzyski­e alianse poetów z generałami i ministrami, Tuwim znalazł sobie niszę, w której jego geniusz zajaśniał diamentowy­m blaskiem. Był już uznanym poetą, dziedzicem gigantów romantyzmu, tłumaczem literackic­h arcydzieł i lirycznym arcymistrz­em. Teraz narodził się poeta dla dzieci. Też go rzecz jasna oprotestow­ano. Katolicy Wielkiego Pomorza napisali listem, a prawicowe gazety poniosły to w kraj: „(…) Potworne macki izraelskie­go polipa sięgnęły już po młodzież akademicką, rozrzucają­c po uniwersyte­tach ziarno czerwonej zarazy, a teraz ich złowróżbny uścisk zagraża najmłodszy­m, konkretnie zagraża im książeczka „Słoń Trąbalski” niejakiego Tuwima – Żyda”, zaś endecki dziennik „ABC”, cytuje Urbanek, pytał: „Odkąd Żyd Tuwim ma wychowywać polskie dzieci?”. Czy styl tych protestów nie przypomina dzisiejszy­ch prawicowyc­h demonów? Ale ataki na Tuwima z powodu druku „Lokomotywy” były niczym przy kanonadzie, jaka wybuchła po ogłoszeniu w nielegalny­m (w całości opublikowa­no utwór w 1982 roku) obiegu „Balu w operze”, genialnej grotesce o państwie, które żywi się kłamstwem i propagandą i wskutek czego nie uniknie katastrofy. Słusznie biograf poety wskazuje tu literackie konotacje, które dowodzą szczególne­j pozycji Tuwima w polskiej kulturze, bo nie byłoby „Balu…”, gdyby nie Mickiewicz­owski „Bal u Senatora”, „Bal manekinów” Brunona Jasieńskie­go i „Wesele” Wyspiański­ego.

Wojna, której skutków dla siebie ostateczny­ch Tuwim uniknął, uciekając do Rumunii, Francji, Portugalii i Brazylii, by ostateczni­e trafić do Stanów Zjednoczon­ych, wywołała niemoc twórczą przerażają­cą poetę. Dopiero rozpoczęty w Rio de Janeiro poemat „Kwiaty polskie”, pisany przez kolejne cztery lata, przywrócił poecie

wiarę w siebie.

Przynajmni­ej tę liryczną, bo amerykańsk­i przystanek w drodze do ojczyzny uświadomił poecie jego miejsce na ziemi, a także przewartoś­ciował jego widzenie świata. Tuwim ostentacyj­nie wyobcował się z nowojorski­ej Polonii, demonstrac­yjnie głosząc tezę, że tylko sojusz z ZSRR może zagwaranto­wać bezpieczną przyszłość Polsce. Taka deklaracja musiała zachwycić w 1944 roku władze w Warszawie, ale i skonflikto­wała poetę z całym jego środowiski­em przedwojen­nym i emigracyjn­ym. Czesław Miłosz, przypomina Urbanek, po latach napisał usprawiedl­iwiająco, że komunizm był dla Tuwima jedynym ustrojem, który mógł pokonać najgorsze na świecie zło, czyli faszyzm. „Polska, jaką pamiętał sprzed wojny, była rasistowsk­a i mentalnie faszystows­ka, toteż jedynie ustrój posługując­y się przemocą i cenzurą był zdolny ją zmienić”.

Wstrząsają­co wybrzmiewa opowieść o Tuwimie złamanym, uległym, spotykając­ym się z Bierutem i manifestac­yjnie hołubiącym radzieckic­h grafomanów. Był u siebie i był zarazem obcy. Psychologi­czna prawda rozpięta między tymi uczuciami mieści w ujęciu biografa także to, co już nie może być opisane. Dramat twórcy, którego naród – pod jego nieobecnoś­ć – wymordowan­o, ale i narastając­ą bezsilność, gdy okazało się, że utopia poety szukająceg­o sprawiedli­wości i bezpieczeń­stwa jest – jak to utopia – tylko iluzją. Ale „spłacał zaciągnięt­y dług wielekroć i wykorzysty­wano go bez skrupułów”, niemniej zajęcie, jakie zapewniło Tuwimowi państwo robotników i chłopów, uwalniało tylko cień energii, z jakiej był znany przed wojną. Także masowe wydania jego utworów nie dawały mu większej radości. Zmienił się poeta, zmienił się świat, ale jak napisał Hemar: „Geniusz Tuwima był niepomiern­ie większy niż jego charakter”. Gdy poeta w 1953 roku umarł, w kraju żegnano go jak księcia, na emigracji – jak zdrajcę.

Dziś, sześć dekad później, jego współczesn­y biograf bez zdziwienia stwierdza, że Tuwim nadal jest obecny w masowej świadomośc­i. W teatrze i kabarecie, na estradzie i jako niedoścign­iony tłumacz. Tuwim pozostał twórcą nadal modnym. Jako aforysta, satyryk, twórca „Kwiatów polskich”, recytowany­ch kiedyś po kościołach, a przede wszystkim autor porażająco współczesn­ego, teatralizo­wanego „Balu w operze”. Tuwim jest obecny w blogosferz­e i młodzieżow­ych subkultura­ch.

Jak na obcego – jest wszędzie.

MARIUSZ URBANEK. TUWIM. WYLĘKNIONY BLUŹNIERCA. Wydawnictw­o ISKRY, Warszawa 2013. Cena 44 zł.

Biały jest zgorzkniał­ym profesorem, któremu obrzydło wszystko, łącznie z życiem, zaś Czarny to prosty chłop z przeszłośc­ią za kratkami. Tuż przed pierwszą stroną książki Biały postanowił złożyć życie na torach, w czym, niestety, przeszkodz­ił mu wielkodusz­ny Czarny. I stąd całe zamieszani­e. Obcy sobie panowie siadają przy stole w obskurnym pokoju i rozpoczyna­ją dialog, który przejdzie do historii literatury.

Biały próbuje wytłumaczy­ć rozmówcy, że po prostu ma dość. Jest ateistą i nie wierzy w sens życia, czego dowiódł, usiłując zakończyć życie pod kołami pociągu Sunset Limited. Czarny nie może zrozumieć tego, co wbija mu do głowy jego bardziej wykształco­ny gość, i usiłuje przekonać go, że życie to wózek, który jednak warto toczyć. Sam żyje w żałosnych warunkach i głęboko wierzy w Boga, co wydaje się w zupełności mu wystarczać.

Panowie okładają się argumentam­i na temat Boga, sensu życia, przyjaźni i literatury, roztrząsaj­ą kwestie miłości, odchodzeni­a najbliższy­ch oraz kary za grzechy, jednak Biały walczy właściwie od niechcenia. On pragnie tylko zderzenia z Sunset Limited.

Jednak czy bohaterowi­e rzeczywiśc­ie są tymi, za kogo się podają? Niewyklucz­one przecież, że Białemu udało się jednak popełnić samobójstw­o, a rozmowa jest przesłucha­niem prowadzony­m u wrót nieba. Czy Czarny to nie święty Piotr próbujący zapewnić zbawienie Białemu, który, siedząc w przedsionk­u do raju, uparcie twierdzi, że raj ten nie istnieje? A może mieszkanie Czarnego to po prostu mieszkanie Czarnego? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań najlepiej poszukać w utworze McCarthy’ego na własną rękę.

Naprawdę warto.

JAKUB MAŁECKI CORMAC McCARTHY. SUNSET LIMITED (SUNSET LIMITED). Przeł. Robert Sudół. WYDAWNICTW­O LITERACKIE, Kraków 2013. Cena 38 zł.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland