Moja prawda
Do Pani Kowalskiej (ANGORA 34/2013). Czytając Pani wypowiedź, mam wrażenie, że mieszkamy w dwóch różnych państwach. Moja Polska to wciąż rosnące bezrobocie, emigracja za chlebem, coraz więcej tzw. eurosierot. Pani chyba nie chce tego wszystkiego widzieć, mieszkając w Warszawie. Jak może Pani twierdzić, że Państwo Tycowie mają do czynienia z ludźmi prostymi, bez wykształcenia, mało zaradnymi i leniwymi? Osobiście czuję się dotknięta takimi stwierdzeniami. Jestem obecnie osobą bezrobotną, z wyższym wykształceniem pedagogicznym. Będąc nauczycielem dyplomowanym, po 17 latach pracy w szkole zostałam zwolniona – redukcja etatów. Mam troje dzieci w wieku szkolnym, pracy szukam bezskutecznie od dwóch lat, jakiejkolwiek. Bez odpowiednich znajomości nie mam szans. Czy ja też jestem leniwa i niezaradna? Mój mąż
jest w domu średnio trzy razy w roku, ponieważ haruje po 10 godzin daleko za granicą, bez jakichkolwiek praw pracowniczych (jak ma zarobić na przyszłą emeryturę?). Jest fachowcem w swoim zawodzie, ale w państwowej firmie w Polsce zarabiał 1200 złotych netto (2011 r.). W styczniu 2007 roku jego wypłata wyniosła 600 złotych (zakład pracy odtrącił z poborów talony na święta). Tak więc ja nie mogę stwierdzić jak Pani, że żywność jest dobra i tania. Co do uczciwej pracy w Polsce i emerytury, to moja mama po 30 latach też uczciwej!!! pracy w państwowym zakładzie, w ciężkich warunkach na trzy zmiany, dorobiła się niecałego 1000 złotych emerytury i choroby kręgosłupa. Mieszka ze mną, bo ze swojej pensji nie była w stanie wybudować sobie nawet malutkiego domku ani kupić samochodu. Mając tak niską emeryturę, skazana byłaby na wegetację, mieszkając sama w bloku przy dzisiejszych wysokościach opłat. Podejrzewam, że Pani i mąż, pracowaliście w firmach na stanowiskach bardzo dobrze płatnych jak na polskie realia, sądząc po wysokości emerytur. Bardzo jestem ciekawa, w jaki sposób dorobili się tych domków jednorodzinnych Pani „zadowoleni i szczęśliwi sąsiedzi”. Czy też uczciwie pracując w państwowych firmach? Taka jest moja prawda i wielu ludzi, którzy ledwie wiążą koniec z końcem, żyjąc często z pomocą środków z instytucji pomocy społecznej. Czy słyszała Pani o takich województwach jak podkarpackie, lubelskie, warmińsko-mazurskie? Proszę pojechać i zobaczyć, jak tam ludzie walczą z biedą i bezrobociem, jacy są często bezsilni, nie ze swojej winy. Tam, z Warszawy, nie widzicie, jak żyjemy tu, na tzw. prowincji kraju, gdzie typowa pensja „szczęśliwego” posiadacza etatu to góra 1600 złotych brutto. Proszę teraz przeliczyć, ile to na tzw. rękę, a w przyszłości na emeryturę? Jak wyżyć?
Elżbieta G.-M. Jedlicze (Podkarpackie)
Na listy Czytelników czekam pod adresem: henryk.martenka@angora.com.pl