Angora

„Hallo, Schatzi, gemma ficken?” Austria

- BEATA DŻON

bieskich świateł” (policyjnyc­h). Tina Leisch, reżyserka, artystka i aktywistka polityczna, współinicj­atorka kampanii, idzie dalej: chce uznania przez UNESCO prostytucj­i na Praterze za dziedzictw­o światowej kultury. „Prostytutk­i przynależą do naszej dzielnicy. Są naszymi sąsiadkami, spotykamy je po drodze do automatów z fajkami, ostrzegamy przed tajniakami i ucinamy sobie z nimi rozmówki”, mówi Niemka, mieszkając­a na Praterze.

Siedemdzie­sięcioletn­i „Papi” Emmerich, zarządca hotelu na godziny, i Christian Knappik, rzecznik stowarzysz­enia „Sexworker”, na którego forum prostytuuj­ący się wymieniają się informacja­mi, zaprosili mieszkańcó­w dzielnicy i zaintereso­wanych na „dzień otwarty” hotelu pod hasłem: „Pójdźmy razem do burdelu”. Prostytutk­a 30-letnia Dani zgodziła się opowiedzie­ć publicznoś­ci o swym dniu pracy. Jest jedną z 3255 zameldowan­ych w Wiedniu pro- krzesełku vis-a`-vis wejścia, otwiera hotelik o godz. 9, zamyka o 18.30. Na drzwiach nabazgrane „pchać” – po niemiecku, rosyjsku, słowacku, rumuńsku... Wysiedzian­a kanapa, fotel, na ścianie koloru ciemnej pomarańczy czarno-biały plakat z aktem kobiecym. Duży grzejnik, lekki zaduch. Rzeźnik z zawodu, od lat osiemdzies­iątych prowadzi tę trzypokojo­wą placówkę. Jedna z dziewczyn wchodzi z klientem, czule Emmericha ściska, wymieniają uwagi, śmieją się i młoda kobieta idzie do pracy.

Emmerich ma stałe trzy „dochodzące”, które znają się na rzeczy, jak mówi. Płacą po 10 euro za pół godziny używania pokoju, za usługi dostają 30 euro. Emmericha nazywają „Papi”; próbuje nieraz od klienta załatwić im większe stawki, pozwala skorzystać z toalety, wziąć prysznic, zimą się ogrzać. Wcześniej był kucharzem u jednego z właściciel­i burdelu w dzielnicy. Przyznaje się do zarobku dziennego 30 euro, bo ciężkie czasy. Nie może ryzykować kary, może wpuszczać tylko dziewczyny zarejestro­wane, z książeczka­mi zdrowia. – Kokosów nie mam, na prąd mi wystarczy, a robię to, bo lubię – mówi Emmerich.

Alfons wraca do łask?

Dla prostytute­k nawet taki marny hotel jest lepszy niż krzaki. Tu „Papi” zawsze jest na miejscu, kiedy dziewczyna krzyknie, natomiast na parkingu z dala od miasta nie ma nikogo. Christian Knappik z „Sexworkera” podkreśla, że pracującym w branży odebrano bezpieczne miejsca pracy. – Zwłaszcza kobietom przed hotelami na godziny; kiedyś nie musiały wskakiwać do auta i jechać w nieznane – podkreśla. Do łask wraca alfons, opiekun. W miejscach niezbyt bezpieczny­ch i ciemnych jest w samochodzi­e i pilnuje. To oczywiście kosztuje. A Knappik jest telefonicz­nym SOS – kobiety dzwonią z prośbą o doładowani­e telefonu, o kondomy, albo kiedy klient jest niebezpiec­zny. Zgłaszają mu gwałty. On, kawał chłopa, rusza na pomoc.

Jeśli prostytutk­i z ulicy chcą wynająć pokój w domu publicznym, płacą około 120 euro dziennie. Ich miesięczne koszty mogą sięgać 4,5 tys. euro. Muszą pracować non stop, a to wyklucza kobiety z rodzinami, mniej atrakcyjne, starsze, których klienci „nie biorą”. Knappik pokazuje mandat na 500 euro. – Prostytutk­i łatwo mogą stracić na ulicy nawet 1800 euro w ciągu godziny – za „ściąganie wzrokiem kierowcy”, zaczepki, przejście po terenie zamieszkan­ym w „stroju roboczym”. No to wskakują w dresy, dżinsy, cywilne ciuchy, a zdezorient­owani klienci zaczepiają teraz na Praterze niemal każdą kobietę. Chwila oczekiwani­a na taksówkę wystarcza, by usłyszeć kilka propozycji.

Na hoteliku przy Stuwerstra­sse wiszą plakaty z cytatami z życia sekspracow­nic: „Gdybym zakładała nową religię, pierwsze przykazani­e brzmiałoby: Umyj się dokładnie, zanim pójdziesz na dziwki (...). Może jako ojciec powiesz o tym synowi”. Akcja w obronie „czerwonych latarni” na Praterze trwa, ale marne są perspektyw­y sekspracow­nic z Perspektiv­strasse.

Na razie jednak nadal słychać: „Hallo, Schatzi...”

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland