Pójdźmy wszyscy do burdelu
Perspektivstrasse na Praterze to wiedeńska ulica z perspektywami. Właśnie otwiera na jej końcu podwoje najpiękniejszy chyba i największy w Europie campus Uniwersytetu Ekonomicznego. Perspektywy kończą się za to dla prostytutek.
Perspektivstrasse jest ostatnią ulicą w drugiej dzielnicy, Leopoldstadt, znanej z „czerwonych latarni”, na której prostytutki mogą legalnie umawiać się z klientami. Od godziny 22 od kilku do kilkudziesięciu dziewczyn w strojach „służbowych” wyczekuje, spaceruje, tańczy do muzyki płynącej z głośników z pobliskiego kasyna, ukrytych na skwerze. Rzucają do przechodzących mężczyzn: Hallo, Schatzi, gemma ficken? – co jest równoznaczne z propozycją seksu za pieniądze. Jak wyliczyliśmy ze znajomym wiedeńczykiem, w środę w nocy na dwadzieścia dziewcząt tylko dwie mogły być Austriaczkami.
W związku z restrykcyjnymi przepisami sprzed dwóch lat dziewczyny te nie mogą rozmawiać z klientami na ulicach, gdzie stoją domy mieszkalne. Oznacza to, że nie mogą prowadzić rozmów dłuższych niż prośba o ogień czy pytanie o godzinę, czyli nie mogą proponować seksu. Jeśli mają pecha i ze swoim: „ Hallo, Schatzi” trafią na tajniaka, płacą 300 euro za pierwszym razem albo odsiadują. Tak zwani „frajerzy” też, ci jednak zwykle płacą kary od razu. Kolejny raz kara może wynosić 500 euro.
Prostytutki, legalnie w Austrii pracujące i płacące podatki, nie mogą też pojawiać się w dzielnicy mieszkalnej w prowokacyjnych ubraniach iw butach na obcasach. Tak mogą pracować w licznych tu barach, klubach i w tak zwanych studiach, ale nie mogą wyjść na ulicę. Prowadzi to do sytuacji, że kobiety, żeby przejść z klientem kilkaset metrów do hotelu na godziny, np. na Stuwerstrasse, muszą się przebierać w dżinsy, żeby przekroczyć strefę zamieszkaną, albo brać taksówkę... Nieraz widać dziewczyny, które przebierają się błyskawicznie za kontenerami na śmieci, żeby nie zwracać uwagi strojem, i pozostawiają tam na jakiś czas swoje reklamówki. A tajniacy i tak polują na dziewczyny, łapiąc je „na gorącym uczynku” upokarzającego przebierania się.
Tak się dzieje w trójkącie Perspektivstrasse, Austellungstrasse, Stuwerstrasse u stóp wielkiego koła młyńskiego, z walcami wiedeńskimi w tle. Inne prostytutki pracują na drugim krańcu miasta, w 14. dzielnicy, na parkingu przy autostradzie, na niezamieszkanych obrzeżach. Bez dachu nad głową w razie deszczu, bez toalety, bez pomocy. Liczba gwałtów, i to nie na klientach, od czasu wypchnięcia prostytutek na obrzeża wzrosła co najmniej o 30 procent.
Pod koniec września rada 2. Dzielnicy ogłosiła Prater obszarem w całości zamieszkanym, zaś grupka mieszkańców na to dictum podjęła obywatelską inicjatywę obrony praw prostytutek. Kampania przyjęła nazwę „Czerwone latarnie zamiast nie- stytutek, z których oficjalnie 150 pracuje na ulicy. Kilkadziesiąt osób słuchało i pytało, jak to się stało, że się prostytuuje. Dani nazywa się „sekspracownicą”. Nie pracowała nigdy na ulicy, zajmuje się „eskortą”, jest dziewczyną do towarzystwa. Otrzymuje 100 euro za godzinę, ale dobre czasy i dla niej się kończą, bo klienci biednieją, a konkurencja na rynku twarda i coraz młodsza. No i tańsza.
Emmerich niedawno wymyślił krzyczącą żółtą elewację dla hoteliku i zachęcający napis: „Wejdziesz tu jako gość, wyjdziesz jako przyjaciel”. Obok wiedeński bajzel, czyli miejscowa knajpka z jedzeniem i wyszynkiem, z drugiej strony – supermarket Billa. Kilka minut marszu wystarczy, by dotrzeć do jednego z ważniejszych meczetów Wiednia, zlokalizowanego na parterze kamienicy. Łatwo go przeoczyć, jest niemal nieopisany. Ostatnio miało tu miejsce spotkanie salafistów, ekstremalnych wyznawców islamu.
Rzeźnik – dobra
dusza prostytutek
„Papi” Emmerich, jak się na Stuwerstrasse do niego zwracają, jest człowiekiem instytucją w dzielnicy. Niewysoki, siwowłosy, siedzi przy stoliku na