Święto Zmarłych
Wszystkich Świętych w Polsce ma wyjątkowy klimat, cały kraj rozgrzewają chybotliwe płomienie kolorowych zniczy. Tu, w Chinach, Święto Zmarłych jest również bardzo ważne i podobnie jak w Polsce towarzyszą mu bardzo interesujące zwyczaje.
Przypada w kwietniu i nazywa się Qing Ming Jie, co dosłownie znaczy Festiwal Zamiatania Grobów. Jest to święto ruchome, bo ruchomy jest również chiński Nowy Rok – w ustalaniu dat świąt Chińczycy bazują na kalendarzu księżycowym. Tak jak my sprzątają groby i modlą się w intencji swoich bliskich, którzy odeszli. W Pekinie podczas obchodów Qing Ming Jie, a nawet jeszcze kilka dni później, na chodnikach i w wąskich uliczkach płoną małe ogniska. Są rozpalane po to, by przekupić złe duchy – dzięki temu zmarli będą mogli dostać się do raju. Pali się wtedy fałszywe pieniądze i obrazki przedstawiające wartościowe przedmioty. – Moi rodzice mają bujną wyobraźnię – opowiada mój sąsiad, który urodził się w Hongkongu, ale dorastał w Stanach Zjednoczonych.
– Oni palą zdjęcia bmw i mercedesów. Zawsze się z nich śmieję i próbuję tłumaczyć, że przecież złe duchy nie potrzebują aut, żeby się przemieszczać. Chińskie groby wyglądają zupełnie inaczej. Są małe, do środka wstawia się urny z prochami – tutaj nie chowa się ciała, zwłoki są palone. Pogrzebowi towarzyszy mnóstwo rytuałów, a każda z 55 etnicznych mniejszości żegna się z bliskimi inaczej. W Tybecie ciało zanosi się wysoko w góry i pozostawia do zjedzenia ptakom. Podob- Wtedy złoto wiąże się z prochami i jest nie do odseparowania. Stąd złoto z uzupełnień w zębach można uzyskać jedynie przed spopieleniem zwłok, na życzenie spadkobiercy. Robi to lekarz lub tanatoplastyk. Jak dotąd takie przypadki są jednostkowe, a na terenie Grazu czy w Tyrolu nie zdarzyły się ponoć nigdy. Jeśli chodzi o protezy części ciała, to są przekazywane szpitalom, a cenne metale z bioder czy kolan, jak tytan, są spieniężane. Często rodzina nie chce się zajmować „ takimi” pozostałościami i przyjmuje do wiadomości przejęcie do nich „praw” przez kremato- nie w Mongolii Wewnętrznej, z tym, że tam dodatkowo wierzy się, iż jeśli zwłoki zostaną zjedzone przez wilka, będzie to znaczyło, że zmarły jest już w niebie. Zwłoki wyjedzone do kości potwierdzają, że był bardzo odważnym człowiekiem. – Ale skąd wiecie, że ciało gryzł wilk, a nie jakieś inne zwierzę? – pytam Mingming, którą poznałam podczas mojej wyprawy do Mongolii Wewnętrznej. – Mieszkamy tutaj od pokoleń, nawet dzieci wiedzą, jak wygląda rana po ugryzieniu wilka. Nikt nie musi tego doświadczyć, żeby wiedzieć. To tak jak u was z fast foodami. Nawet jeśli nie jesz, wiesz, że są dla ciebie złe, ale smakują świetnie – tłumaczy. Opisuje mi całą ceremonię i ostrzega, że koniecznie należy zapamiętać miejsce pozostawienia ciała zmarłego. Dopiero po kilku dniach wolno pójść sprawdzić, co z niego zostało. ria. Austriackie spopielarnie przekazują środki (w wysokości kilkudziesięciu euro średnio z jednego zmarłego) ze sprzedaży kruszców organizacjom pomocy dzieciom chorym na raka.
Nie jesteśmy po śmierci materiałem przyjaznym środowisku. Winne temu są np. plomby. Szacuje się, że Austriacy noszą w plombach amalgamatowych 18 ton (!) rtęci. Krematoria rocznie wypuszczają do atmosfery 40 kilogramów rtęci, a 160 kilogramów rocznie składa się do ziemi w tradycyjnych pochówkach. Naukowcy mówią, że gdyby zabronić stosowania takich
Z początku wydało mi się to okrutne, lecz według chińskich Mongołów ta ceremonia to powrót do natury i próba zjednoczenia się z nią. Kiedy poznałam tych ludzi bliżej, zaczęłam ich rozumieć i szanować.
Żałoba w Chinach trwa trzy lata. Nie należy wówczas odpalać fajerwerków w Nowy Rok oraz zawieszać na drzwiach tradycyjnych symetrycznych „szyldów szczęścia”. Wdowy nie powinny wkładać kolorowych ubrań i opuszczać dzielonej ze zmarłym mężem sypialni przez 100 dni od jego śmierci. Na wielu wsiach, zanim ciało wywiezie się do kremacji, odbywa się trzydniowa ceremonia. Zmarłemu buduje się specjalną trumnę, pod którą umieszcza się klatkę z kogutem. Wieśniacy wciąż wierzą, że kogut obudzi nieżywego pianiem i dzięki temu nie przegapi on drogi do nieba. Pierwszego dnia w uroczystościach biorą udział najbliżsi krewni, na drugi dzień – reprezentanci wysłani przez rodzinę, która mieszka daleko, a kolejny dzień należy do znajomych. Przez cały czas odtwarza się z magnetofonów nostalgiczną muzykę. W przeszłości plomb, w ciągu 15 lat problemu trucia atmosfery „z tej strony” by nie było.
Niebezpieczne dla środowska są radioaktywne rozruszniki serca zawierające pluton. Wstawiano takie w Niemczech w latach 70. ubiegłego wieku. Muszą być usuwane z ciała nieboszczyka przed spopieleniem, by nie eksplodowały w piecu. Nie ma w Austrii rejestrów osób z takimi rozrusznikami, ale w Niemczech już o to zadbano. Temat na co dzień może nieelegancki czy drażliwy, ale w końcu w obliczu śmierci można by świadomie podejść do tego, co sobą przekażemy zatrudniani byli muzykanci i żałobnicy, którzy swoim zawodzeniem mieli sprawiać, żeby uczestnicy uroczystości długo płakali. Dzisiaj zatrudnia się co najwyżej tylko jedną osobę, która zajmuje się organizacją pogrzebu i wyrzucaniem zdechłego koguta, co dawniej należało do obowiązków syna umarłego. To właśnie syn odpowiadał za przewóz ciała, wkładał papierowe pieniądze do trumny oraz przez trzy dni odprawiał nad nią modły. Mimo konkurencji profesjonalnych pracowników zakładów pogrzebowych ta tradycja wciąż jeszcze pozostaje żywa. Choć dzisiaj coraz częściej syna zastępuje córka. Modlitwy trwają do białego rana. To bardzo odpowiedzialne zajęcie i często dziecko zmarłego zastępuje inny członek rodziny. Moja nauczycielka języka chińskiego opowiedziała mi o tym zwyczaju: – Pochodzę z Harbinu, przy granicy z Syberią. Mój dziadek zmarł w styczniu. Temperatura sięga wówczas minus 35 stopni. Trzeciego dnia modliłam się przy jego trumnie wystawionej na zewnątrz przez pół nocy, potem zastąpiła mnie moja starsza siostra. Czwartego dnia ciało można zabrać do kremacji. Po 20 minutach otrzymuje się urnę z prochami. Czasami zmarły w testamencie zaznaczy, że nie chce mieć grobu, ale na przykład życzy sobie, żeby jego prochy zakopać w lesie lub wrzucić do morza.
Chińczycy do niedawna bardzo obawiali się duchów, stąd cmentarze były daleko od ludzkich siedzib, nie tak jak w Polsce. Dzisiaj już się trochę oswoili z myślą o ich sąsiedztwie – wiele miast wchłonęło miejsca pochówków. Wkrótce Chiny będą liczyć 1,5 miliarda mieszkańców. Zmarłych jest wielokrotnie więcej – czy rozsądnie jest myśleć, że są miejsca, w których nie mieszkają duchy przodków? środowisku – w ziemi czy w piecu – tak czy owak w prochu.
W Austrii umarło rok temu około 77 tys. osób. Rzadko wybierano dla nich trumny ekologiczne, bez lakieru i środków wspomagających rozpad. Naukowcy z Uniwersytetu Technicznego uważają, że „ulepszacze” dla trumien są zbędne. Ważne jest podłoże cmentarza, napowietrzone, nie wilgotne, bo do rozpadu ciała potrzebny jest tlen. Okazuje się, że ci, którzy zostali pochowani na cmentarzu w Lasku Wiedeńskim, pozostają zmumifikowani jak woskowe lalki. (BD)