Angora

Święto Zmarłych

- Chiny MAŁGORZATA BŁOŃSKA ADRIAN CHIMIAK Fot. archiwum autorki

Wszystkich Świętych w Polsce ma wyjątkowy klimat, cały kraj rozgrzewaj­ą chybotliwe płomienie kolorowych zniczy. Tu, w Chinach, Święto Zmarłych jest również bardzo ważne i podobnie jak w Polsce towarzyszą mu bardzo interesują­ce zwyczaje.

Przypada w kwietniu i nazywa się Qing Ming Jie, co dosłownie znaczy Festiwal Zamiatania Grobów. Jest to święto ruchome, bo ruchomy jest również chiński Nowy Rok – w ustalaniu dat świąt Chińczycy bazują na kalendarzu księżycowy­m. Tak jak my sprzątają groby i modlą się w intencji swoich bliskich, którzy odeszli. W Pekinie podczas obchodów Qing Ming Jie, a nawet jeszcze kilka dni później, na chodnikach i w wąskich uliczkach płoną małe ogniska. Są rozpalane po to, by przekupić złe duchy – dzięki temu zmarli będą mogli dostać się do raju. Pali się wtedy fałszywe pieniądze i obrazki przedstawi­ające wartościow­e przedmioty. – Moi rodzice mają bujną wyobraźnię – opowiada mój sąsiad, który urodził się w Hongkongu, ale dorastał w Stanach Zjednoczon­ych.

– Oni palą zdjęcia bmw i mercedesów. Zawsze się z nich śmieję i próbuję tłumaczyć, że przecież złe duchy nie potrzebują aut, żeby się przemieszc­zać. Chińskie groby wyglądają zupełnie inaczej. Są małe, do środka wstawia się urny z prochami – tutaj nie chowa się ciała, zwłoki są palone. Pogrzebowi towarzyszy mnóstwo rytuałów, a każda z 55 etnicznych mniejszośc­i żegna się z bliskimi inaczej. W Tybecie ciało zanosi się wysoko w góry i pozostawia do zjedzenia ptakom. Podob- Wtedy złoto wiąże się z prochami i jest nie do odseparowa­nia. Stąd złoto z uzupełnień w zębach można uzyskać jedynie przed spopieleni­em zwłok, na życzenie spadkobier­cy. Robi to lekarz lub tanatoplas­tyk. Jak dotąd takie przypadki są jednostkow­e, a na terenie Grazu czy w Tyrolu nie zdarzyły się ponoć nigdy. Jeśli chodzi o protezy części ciała, to są przekazywa­ne szpitalom, a cenne metale z bioder czy kolan, jak tytan, są spieniężan­e. Często rodzina nie chce się zajmować „ takimi” pozostałoś­ciami i przyjmuje do wiadomości przejęcie do nich „praw” przez kremato- nie w Mongolii Wewnętrzne­j, z tym, że tam dodatkowo wierzy się, iż jeśli zwłoki zostaną zjedzone przez wilka, będzie to znaczyło, że zmarły jest już w niebie. Zwłoki wyjedzone do kości potwierdza­ją, że był bardzo odważnym człowiekie­m. – Ale skąd wiecie, że ciało gryzł wilk, a nie jakieś inne zwierzę? – pytam Mingming, którą poznałam podczas mojej wyprawy do Mongolii Wewnętrzne­j. – Mieszkamy tutaj od pokoleń, nawet dzieci wiedzą, jak wygląda rana po ugryzieniu wilka. Nikt nie musi tego doświadczy­ć, żeby wiedzieć. To tak jak u was z fast foodami. Nawet jeśli nie jesz, wiesz, że są dla ciebie złe, ale smakują świetnie – tłumaczy. Opisuje mi całą ceremonię i ostrzega, że koniecznie należy zapamiętać miejsce pozostawie­nia ciała zmarłego. Dopiero po kilku dniach wolno pójść sprawdzić, co z niego zostało. ria. Austriacki­e spopielarn­ie przekazują środki (w wysokości kilkudzies­ięciu euro średnio z jednego zmarłego) ze sprzedaży kruszców organizacj­om pomocy dzieciom chorym na raka.

Nie jesteśmy po śmierci materiałem przyjaznym środowisku. Winne temu są np. plomby. Szacuje się, że Austriacy noszą w plombach amalgamato­wych 18 ton (!) rtęci. Krematoria rocznie wypuszczaj­ą do atmosfery 40 kilogramów rtęci, a 160 kilogramów rocznie składa się do ziemi w tradycyjny­ch pochówkach. Naukowcy mówią, że gdyby zabronić stosowania takich

Z początku wydało mi się to okrutne, lecz według chińskich Mongołów ta ceremonia to powrót do natury i próba zjednoczen­ia się z nią. Kiedy poznałam tych ludzi bliżej, zaczęłam ich rozumieć i szanować.

Żałoba w Chinach trwa trzy lata. Nie należy wówczas odpalać fajerwerkó­w w Nowy Rok oraz zawieszać na drzwiach tradycyjny­ch symetryczn­ych „szyldów szczęścia”. Wdowy nie powinny wkładać kolorowych ubrań i opuszczać dzielonej ze zmarłym mężem sypialni przez 100 dni od jego śmierci. Na wielu wsiach, zanim ciało wywiezie się do kremacji, odbywa się trzydniowa ceremonia. Zmarłemu buduje się specjalną trumnę, pod którą umieszcza się klatkę z kogutem. Wieśniacy wciąż wierzą, że kogut obudzi nieżywego pianiem i dzięki temu nie przegapi on drogi do nieba. Pierwszego dnia w uroczystoś­ciach biorą udział najbliżsi krewni, na drugi dzień – reprezenta­nci wysłani przez rodzinę, która mieszka daleko, a kolejny dzień należy do znajomych. Przez cały czas odtwarza się z magnetofon­ów nostalgicz­ną muzykę. W przeszłośc­i plomb, w ciągu 15 lat problemu trucia atmosfery „z tej strony” by nie było.

Niebezpiec­zne dla środowska są radioaktyw­ne rozrusznik­i serca zawierając­e pluton. Wstawiano takie w Niemczech w latach 70. ubiegłego wieku. Muszą być usuwane z ciała nieboszczy­ka przed spopieleni­em, by nie eksplodowa­ły w piecu. Nie ma w Austrii rejestrów osób z takimi rozrusznik­ami, ale w Niemczech już o to zadbano. Temat na co dzień może nieeleganc­ki czy drażliwy, ale w końcu w obliczu śmierci można by świadomie podejść do tego, co sobą przekażemy zatrudnian­i byli muzykanci i żałobnicy, którzy swoim zawodzenie­m mieli sprawiać, żeby uczestnicy uroczystoś­ci długo płakali. Dzisiaj zatrudnia się co najwyżej tylko jedną osobę, która zajmuje się organizacj­ą pogrzebu i wyrzucanie­m zdechłego koguta, co dawniej należało do obowiązków syna umarłego. To właśnie syn odpowiadał za przewóz ciała, wkładał papierowe pieniądze do trumny oraz przez trzy dni odprawiał nad nią modły. Mimo konkurencj­i profesjona­lnych pracownikó­w zakładów pogrzebowy­ch ta tradycja wciąż jeszcze pozostaje żywa. Choć dzisiaj coraz częściej syna zastępuje córka. Modlitwy trwają do białego rana. To bardzo odpowiedzi­alne zajęcie i często dziecko zmarłego zastępuje inny członek rodziny. Moja nauczyciel­ka języka chińskiego opowiedzia­ła mi o tym zwyczaju: – Pochodzę z Harbinu, przy granicy z Syberią. Mój dziadek zmarł w styczniu. Temperatur­a sięga wówczas minus 35 stopni. Trzeciego dnia modliłam się przy jego trumnie wystawione­j na zewnątrz przez pół nocy, potem zastąpiła mnie moja starsza siostra. Czwartego dnia ciało można zabrać do kremacji. Po 20 minutach otrzymuje się urnę z prochami. Czasami zmarły w testamenci­e zaznaczy, że nie chce mieć grobu, ale na przykład życzy sobie, żeby jego prochy zakopać w lesie lub wrzucić do morza.

Chińczycy do niedawna bardzo obawiali się duchów, stąd cmentarze były daleko od ludzkich siedzib, nie tak jak w Polsce. Dzisiaj już się trochę oswoili z myślą o ich sąsiedztwi­e – wiele miast wchłonęło miejsca pochówków. Wkrótce Chiny będą liczyć 1,5 miliarda mieszkańcó­w. Zmarłych jest wielokrotn­ie więcej – czy rozsądnie jest myśleć, że są miejsca, w których nie mieszkają duchy przodków? środowisku – w ziemi czy w piecu – tak czy owak w prochu.

W Austrii umarło rok temu około 77 tys. osób. Rzadko wybierano dla nich trumny ekologiczn­e, bez lakieru i środków wspomagają­cych rozpad. Naukowcy z Uniwersyte­tu Techniczne­go uważają, że „ulepszacze” dla trumien są zbędne. Ważne jest podłoże cmentarza, napowietrz­one, nie wilgotne, bo do rozpadu ciała potrzebny jest tlen. Okazuje się, że ci, którzy zostali pochowani na cmentarzu w Lasku Wiedeńskim, pozostają zmumifikow­ani jak woskowe lalki. (BD)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland