Wygrała z fiskusem
Po 39 latach ikona włoskiego kina wygrała wojnę z fiskusem – poinformował Sky News. Proces dotyczył zbyt wysokiego podatku, jaki Loren musiała odprowadzić za rok 1974. Urząd skarbowy domagał się 70 proc. podatku, a aktorka upierała się przy 60 proc. (był to wówczas miliard lirów). – To jest cud wymiaru sprawiedliwości. Przestajesz wierzyć w zwycięstwo i niespodziewanie dostajesz nową nadzieję. W końcu przyznano mi rację – stwierdziła 79-letnia gwiazda kina.
Amerykańskie media obiegła informacja o starcie aktora w wyborach prezydenckich w 2016 roku. Droga do Białego Domu nie byłaby jednak dla byłego gubernatora stanu Kalifornia, urodzonego w Austrii, taka prosta. Zgodnie z amerykańskim prawem prezydentem może zostać jedynie obywatel Ameryki. Aktor zdementował ostatnio plotki, jakoby planował walczyć o zmiany w amerykańskiej konstytucji – czytamy na stronach foxnews.com. Gwiazdor poinformował, że zamierza zająć się ochroną środowiska, wspierając organizację Regions 20 i poświęcić się pracy w fundacji After School All Stars, ułatwiającej młodym ludziom start w przyszłość.
zagra główną rolę w biograficznym filmie o Eltonie Johnie – donosi Daily Mail. Film Rocketman opowie o barwnym życiu muzyka od chwili, gdy pięcioletni Elton został okrzyknięty geniuszem gry na fortepianie, po czasy, gdy stał się światową gwiazdą muzyki. Kiedy w ubiegłym roku Elton usłyszał o planach sfilmowania historii jego życia, stwierdził, że jego faworytem do głównej roli byłby Justin Timberlake. Wyboru Toma Hardy’ego do tej pory nie skomentował. Zdjęcia do filmu rozpoczną się jesienią 2014 roku. zw
Nie powalczy o fotel prezydencki
Zagra Eltona
Aktor znany z ról w filmach Gangster i Mroczny rycerz powstaje nością wieży Eiffla. Cała armia znamienitych duchów krąży w urokliwych zakamarkach rozległego wzgórza, kryjącego smukłe cyprysy, marmurowe kolumny, stare kapliczki. Niektóre mogiły tworzą cenną galerię nagrobnych rzeźb dekorowanych wyszukaną sztukaterią i reliefami. Inne zapadają się, osuwają, gubią kamienne okruchy aniołów i krzyży, twarze swych właścicieli wymazywane przez deszcz, wiatr i słońce. Doliczono się tu blisko miliona pochówków, po których zostało 200 tysięcy imiennych grobów, w tym ponad 400 polskich.
Z pochyłości skarpy Pe`re-Lachaise rozciąga się malowniczy widok na miasto i inne nekropolie, gęstniejące grobami i śmiercią: Montparnasse, Montmartre, Batignolles... Na charakterystyczną kopułę Panteonu wielkich przedstawicieli przeszłości Francji albo podziemia katakumb największego jej cmentarzyska, gdzie ułożono w stosy kości i czaszki ponad sześciu milionów gaszają światła. W ich ciasnych wnętrzach żywi jeszcze, acz już śmiertelnie zakochani patrzą sobie głęboko w oczy i coś przyrzekają, biorąc za świadków okoliczne duchy.
Dużo bardziej cmentarny jest cmentarz na Montmartrze, szczególnie kiedy niebo jest szare, a niskie chmury coraz cięższe. Tuż przy jego wejściu znajduje się Aleja Polaków, przy której spoczywają polscy emigranci z czasów narodowych powstań. Ponieważ grobowce były kosztowne, to wspólnie wykupywali miejsca, w których grzebano po kilkunastu zmarłych w zbiorowych mogiłach. O nich ktoś może jeszcze pamięta, lecz o Polakach z Batignolles z pewnością już nikt. Na cmentarzu tym jest najwięcej zapomnianych polskich grobów, bo Batignolles to dawna polska dzielnica związana z losami Wielkiej Emigracji, gdzie osiedlała się większość naszych rodaków. Z czasem przepadli w nieuchronnej niepamięci.
Nim zapalę świeczkę na grobach tych, co na paryskich cmentarzach zostawili swe doczesne szczątki, by wyruszyć w ostatnią podróż bez powrotu, obejrzę „Ptaki i ptaszyska” Piera Paola Pasoliniego, który zginął w noc Wszystkich Świętych. Francuska Cinémathéque przygotowała wielką retrospektywę poświęconą temu podziwianemu i zarazem znienawidzonemu skandaliście spod znaku seksu, Marksa i Ewangelii. Paryż należy do miejsc, gdzie enfant terrible włoskiej kultury lat 60. cieszy się wyjątkowym uznaniem. W Dzielnicy Łacińskiej ma nawet swoje kino „Accattone” (oryginalny tytuł debiutanckiego „Włóczykija”), powstałe pod jego patronatem i w hołdzie dla niego, w którym przez 30 lat od śmierci Pasoliniego dzień w dzień wyświetlano jego filmowy testament „Salo albo 120 dni Sodomy”, nakręcony według nihilistycznej powieści markiza de Sade’a. Obrazoburczą akcję, pełną okrucieństw i seksualnych perwersji przeniósł reżyser do Republiki Salo, marionetkowego państewka pod ochroną SS, powstałego na ziemi włoskiej po upadku Mussoliniego. Nie dożył skandalu, jaki wywołał jego obraz, gdyż przed wejściem filmu na ekrany został zamordowany na plaży w Ostii przez przygodnego kochanka, który go skatował, a później przejechał samochodem.
Pasolini uważał się za artystę męczennika, który aby posiąść sztukę, musi poświęcić życie. Przez całą twórczość wracał do tematu śmierci i umierania, również własnego: „To, co warto, to wyrazić samego siebie i umrzeć”. Oraz do wolności: „To słowo nie znaczy nic innego, jak wolność wyboru śmierci, która może się objawić jedynie przez męczeństwo”. Śmierć była dla niego tylko przedstawieniem, dopełnieniem jego twórczości. Trochę jak dla zmarłego przed kilku laty francuskiego filozofa Jacques’a Derridy, mistrza sztuki umierania. Tyle że ten nie szukał męczeństwa, lecz afirmacji. Do uczestników „spektaklu” własnego pogrzebu napisał w swym słowie ostatnim: Uśmiechnijcie się do mnie, jak ja uśmiechałem się do was. I wybierajcie zawsze życie, miłując to, co ponad nim. Teraz też uśmiecham się do was, gdziekolwiek jestem.
Zawsze obok śmierci – obcych, bliskich, własnej. Dzieli nas od niej jedynie życie, rzecz najkruchsza na świecie. To podróż ulotna, tylko na chwilę wytrąconą z wieczności.