Reklamówka
Posiedzenie rządu trwało w najlepsze, gdy nagle Donald Tusk kątem oka zauważył coś niepokojącego.
– Do kogo należy ta torba? – Premier ruchem głowy wskazał wypchaną reklamówkę zwisającą z oparcia jednego z krzeseł. – Widzieliście, kto ją tu zostawił?!
Ministrowie zastygli na swoich miejscach.
– Myśli pan, że to bomba? – wyszeptała pobladłymi ustami Elżbieta Bieńkowska.
– Oby nie coś gorszego... – mruknął Mateusz Szczurek. – Mam nadzieję, że źli ludzie nie podrzucili nam pieniędzy. Donald Tusk poczerwieniał z gniewu. – Wymysły Pawła Piskorskiego, jakoby Kongres Liberalno-Demokratyczny otrzymał od niemieckiej CDU milion marek w czasach, gdy byłem jego przewodniczącym, są wyssane z palca! To brednie, kalumnie i potwarz! – powiódł wzrokiem po swoich współpracownikach. – Chyba wierzycie mnie, a nie temu cwaniaczkowi, który twierdzi, że swój majątek zdobył, sto trzydzieści osiem razy z rzędu wygrywając w ruletkę?! Ministrowie unikali jego spojrzenia. – Nie pan jeden dostał pożyczkę na założenie partii od uczynnych sąsiadów – mruknął pojednawczo Radosław Sikorski. – Leszek Miller otrzymał ponad milion dolarów od Ruskich. Podobno było tego kilka worków...
– Na początku lat dziewięćdziesiątych wszyscy nosili kasę w reklamówkach – poparł go Bartłomiej Sienkiewicz. – Na przykład ojciec Tadeusz Rydzyk, któremu student teologii podpieprzył plastikową torbę zawierającą dwieście siedemnaście tysięcy marek...
– Bo od reklamówek lepsze są pudełka – powiedział z miną znawcy Marek Biernacki. – Jak Amerykanie chcieli nam zapłacić za przetrzymywanie talibów w Kiejkutach, to dostarczyli piętnaście milionów dolarów w dwóch pudłach po telewizorach!
Wszyscy jak na komendę odwrócili się w stronę reklamówki.
–W tej foliówce nie ma zbyt wiele pieniędzy – stwierdził ze smutkiem Szczurek. – Może to jednak zwyczajna bomba?
Gdy się tak zastanawiali, do gabinetu wszedł wicepremier Janusz Piechociński. Z reklamówki wyjął kanapkę z szynką, jaja na twardo, pomidory i termos z herbatą.
– Co się tak gapicie? – burknął pod adresem swoich kolegów. – Śniadania nie jadłem, a ceny w bufecie są z kosmosu. W przeciwieństwie do niektórych nikt mi nie daje pieniędzy w prezencie!
wakuliki.blogspot.com