Wszystko zależy od Tuska
od wieków, będzie go można eksploatować najwyżej 20 – 30 lat, a co potem? – pyta Kutz.
– Przy obecnych potrzebach nasze zasoby węgla kamiennego wystarczą na 200 lat! – zapewnia Markowski.
Rząd obiecuje, że w niedługim czasie ogłosi program naprawczy. Tymczasem takie programy istnieją już od dawna, tyle że opracowali je eksperci lewicy.
– Nie ma potrzeby zamykać kopalń, co najwyżej powinno się je łączyć, żeby eksploatować tylko pokłady o najwyższej efektywności – mówi Jerzy Markowski. – Program naprawczy jest prosty i można go wprowadzić w krótkim czasie, ale wszystko zależy od decyzji premiera i rządu. Po pierwsze, minister gospodarki, który ma uprawnienia walnego zgromadzenia w spółkach węglowych, musi pozwolić na sprzedaż ponad 5 milionów ton zwałów, które zalegają na terenie kopalń, po cenach niższych niż koszt produkcji (kolejne 9 milionów leży na terenie elektrowni i elektrociepłowni – przyp. autora). Po drugie, trzeba ustabilizować kadry kierownicze w kopalniach. Ci ludzie muszą mieć pewność, że przez trzy lata będą mogli spokojnie pracować i nikt nie będzie ich wyrzucał pod byle pretekstem. Po trzecie, trzeba do końca wymienić zarząd Kompanii Węglowej, w którym pozostały dwie najbardziej kluczowe osoby. Jedna z nich przez 10 lat faktycznie kierowała spółką i moim zdaniem jest szczególnie winna za to, co tam się stało. Po czwarte, na dwa lata trzeba zmniejszyć VAT z 23 do 15 proc., tak jak to jest niemal na całym świecie. Po piąte, zlikwidować istniejący tylko w Polsce podatek od wyrobisk podziemnych. Przeciętna kopalnia ma pod ziemią 80 kilometrów opodatkowanych wyrobisk! I potem się dziwimy, że są wysokie koszty wydobycia. Po szóste, dziś w naszym górnictwie pracuje 110 tysięcy ludzi, a kolejne 30 tysięcy – w firmach zewnętrznych, co także podnosi koszty. Gdy zrezygnujemy z tych zewnętrznych pracowników, nie trzeba by zmniejszać zatrudnienia w kopalniach.
– Wysoki VAT, który wprowadził obecny rząd, sprawił, że mamy do czynienia z przestępczością podatkową na gigantyczną skalę, liczoną już na dziesiątki miliardów złotych. Trzeba zmniejszyć obciążenia fiskalne kopalń – zgadza się Szewczak. – Ale zmiany można zacząć natychmiast od tak prostych rzeczy jak umożliwienie Polakom kupowania węgla bezpośrednio w kopalniach. Dzisiaj trzeba płacić całej armii po- średników i jeszcze stać w kolejkach.
Czy jednak warto zrobić ten wysiłek skoro od wielu lat w mediach i z sejmowej mównicy tłumaczy się Polakom, że energetyka węglowa odchodzi do lamusa, a bogate kraje Zachodu już niedługo zamkną przed węglem swoje granice, gdyż zatruwa on nasze unijne powietrze?
– W całym świecie produkcja węgla rośnie od 5 do 8 proc. rocznie – informuje Markowski. – Unia Europejska co roku zwiększa import o około 10 proc. W tym roku przekroczy on 220 milionów ton, z czego tylko Niemcy sprowadzą 55 milionów. Dziś emisja dwutlenku węgla do atmosfery jest w Polsce niższa, niż wymagają tego międzynarodowe normy, pakiet klimatyczny. W tej sytuacji wpływanie na Polskę, żeby ograniczyła energetykę węglową, to tylko polityka i demagogia. Chodzi o to, żebyśmy importowali coraz więcej węgla, a z czasem zamknęli własne elektrownie i kupowali energię elektryczną za granicą, w tym także wytwarzaną przez niemieckie elektrownie węglowe.
–W ostatnich dniach wiele mówi się w Unii o uniezależnieniu od rosyjskiego gazu i ropy, ale ten problem w przypadku Polski zaczyna dotyczyć także węgla – uważa Bogusław Ziętek. – Dlatego trzeba ograniczyć ten import i zastąpić go krajowym wydobyciem.
Z przewodniczącym „Sierpnia 80” zgadza się Janusz Szewczak:
– Donald Tusk powinien stworzyć warunki do ograniczenia importu węgla. Zamiast jeździć po europejskich stolicach i namawiać do wspólnej polityki energetycznej, lepiej by zrobił, gdyby namawiał do zerwania pakietu klimatycznego, który nie tylko może doprowadzić do zamknięcia naszych kopalń oraz elektrowni, ale będzie nas kosztował 100 miliardów złotych.
– Do tych wszystkich problemów trzeba jeszcze dodać sprawę nieuznania przez państwo narodowości śląskiej, co sprawia, że Ślązacy czują się w Polsce obywatelami drugiej kategorii – twierdzi Kazimierz Kutz. – Dopiero od niedawna można u nas swobodnie mówić gwarą i przyznawać się do własnej tożsamości, nie polskiej i nie niemieckiej. Ale nadal Warszawa chce, żebyśmy siedzieli cicho i godzili się być polską kolonią. Doszliśmy już do ściany, granicy wytrzymałości i widać, że dłużej takiej sytuacji utrzymać się nie da.
Zawsze można poprosić, żeby o prawa Ślązaków upomniał się prezydent Putin.