Polacy są zadowoleni z seksu
Rozmowa z prof. ZBIGNIEWEM IZDEBSKIM, seksuologiem
– O co Polacy najczęściej pytają seksuologa, kiedy już do niego przychodzą? Trawestując Woody’ego Allena: co najbardziej chcieliby wiedzieć o seksie i nie boją się o to zapytać?
– O wiele rzeczy wciąż boją się pytać. Przecież to nie jest tak, że przybiegają do nas od razu, gdy się pojawi problem. Zwykle trwa to dość długo, zanim się zdecydują na wizytę. Przechodząc natomiast do konkretów: jeśli chodzi o mężczyzn, są to problemy z erekcją, przedwczesnym wytryskiem bądź też problem pewnej niechęci do seksu, według nich związanej ze zmniejszonym libido. Kobiety natomiast mówią o kłopotach ze współżyciem po ciąży albo mówią, że nie mają ochoty na seks, a partner chce więcej. Ewentualnie odwrotnie. To są po prostu trudności wynikające z różnych oczekiwań seksualnych. Zgłasza się też coraz więcej osób z wątpliwościami dotyczącymi uzależnienia od seksu, także w internecie.
– Co się radzi w przypadku występowania różnicy potrzeb erotycznych w związku?
– Trzeba przede wszystkim zobaczyć, jak wyglądają wzajemne relacje. Na ile partnerzy rozmawiają o tym. Nieraz jest tak, że ludzie odczuwają jakieś deficyty, ale nie zgłaszają tego drugiej stronie. Zamiast tego „mają humory”, okazują swoje niezadowolenie, ale nie powiedzą, z czego to wynika. Warto się zastanowić, czy to jest problem, który występuje od początku trwania związku, czy pojawił się dopiero później. No i ustalić, jaka jest faktyczna częstotliwość współżycia. Dla jednego „rzadko” znaczy raz w miesiącu albo raz na dwa tygodnie. Ale bywały sytuacje, że to „rzadko” to było cztery razy w tygodniu, ale pani z uśmiechem mówiła, że ona by chciała częściej, czasem nawet dwa razy dziennie, czemu nie? Wie pan, cztery razy w tygodniu z punktu widzenia seksuologii to jest częste współżycie. W tym związku jednak nie spełniało oczekiwań jednej z osób.
– Ludzie lubią się porównywać z innymi?
– Niektóre osoby znają wyniki moich badań. Nieraz przychodzą zaniepokojone, że w jakimś zakresie nie mieszczą się w normie. Porównania bywają też rezultatem rozmów towarzyskich: co, kto i jak często robi. W takich rozmowach ludzie na ogół mówią, że coś robią dłużej i częściej niż w rzeczywistości. Poza tym są osoby, które oglądają dużo materiałów erotycznych w internecie i ten nierzeczywisty obraz aktywności seksualnej chcą przełożyć na doświadczenie dnia codziennego.
– To chyba musi rodzić frustracje, tymczasem w wynikach pańskich badań wyczytałem, że Polacy są generalnie zadowoleni ze swojego życia seksualnego.
– Ja mam wrażenie, że Polacy nie są z niczego tak zadowoleni jak z seksu. W moich ankietach są takie kategorie odpowiedzi na to pytanie: „bardzo zadowolony”, „zadowolony”, „ani zadowolony, ani nie niezadowolony”. Gdybym tę ostatnią zamienił na „raczej zadowolony”, to mielibyśmy blisko 90 procent zadowolonych, a tak mamy ich niespełna 70. – Pan w to wierzy? – Wierzę, dlatego że... Polacy mają małe oczekiwania wobec seksu. Nieraz, jak analizuję poszczególne biografie seksual- ne z tej grupy 3200 osób, jaką badałem, to przychodzi mi do głowy pytanie: ,,Mój Boże, z czego, no z czego można tu być zadowolonym?”. A z drugiej strony przyjmuję to z pokorą, wedle zasady co komu do domu, jeśli chata nie jego? Wiem, że ludzie mogą czerpać z seksu o wiele więcej satysfakcji i radości, niż czerpią. Ale jeżeli są zadowoleni z tego, czego doświadczają? Możemy pokazywać możliwości, jakie daje nam realizacja w seksie, ale ktoś może skorzystać albo nie...
– A jeszcze można kogoś unieszczęśliwić...
– To prawda, że można nieraz unieszczęśliwić, uświadamiając mu, że mogłoby być lepiej, w sytuacji gdy tej osobie z różnych przyczyn akurat trudno to osiągnąć. Albo opowiadając, że seks potrafi być taki radosny, komuś, kto nie ma partnerki czy partnera. To może niektórym przysporzyć niemało dyskomfortu w życiu.
– Skoro ludzie w towarzyskich rozmowach o seksie przesadzają, to skąd pan wie, że są wiarygodni w ankietach, które wypełniają na potrzeby pańskich badań?
– Ankiety zawierają pytania sprawdzające i gdy w czasie analizy dostrzegam, że ktoś manipuluje – takie osoby naturalnie też się zdarzają – ta ankieta jest wycofywana. Ponadto w interpretacji wyników zawsze zaznaczam, że dane dotyczące czasu trwania stosunku i długości penisa mogą być traktowane tylko jako szacunkowe.
– Lubimy tu sobie dodać minut i centymetrów?
– Nawet nie to. Po prostu kiedy pytam o czas trwania stosunku, to ludzie najczęściej tego nie mierzą, tylko podają czas orientacyjny. Średnio wynosi to 14 minut. Są zapewne i tacy, którzy „wydłużają” ten czas, aby polepszyć sobie samopoczucie.
– Deklaruje Pan, że nie ocenia ani nie interpretuje, tylko opisuje naszą seksualność.
– Staram się być bardziej osobą, która opisuje pewną rzeczywistość. Wartość moich badań polega na tym, że są realizowane na dużych i reprezentatywnych próbach, w związku z tym otrzymujemy stosunkowo pełny obraz rzeczywistości, jeżeli chodzi o zachowania seksualne Polaków. A co do interpretacji, to posłużę się anegdotą. Kilka lat temu na podstawie moich badań zrobiłem taką erotyczną mapę Polski z podziałem na województwa. Nazwałem to mapą zdrady. Im ciemniejszy kolor w danym województwie, tym częściej ludzie zdradzają swoich partnerów; im jaśniejszy – tym rzadziej.
– Zdaje się, że województwo lubuskie tu przodowało?
– I zachodniopomorskie. I proszę sobie wyobrazić – spotykam się kiedyś z pewnym księdzem profesorem, który mi mówi, że korzysta z książki o seksualności Polaków, którą napisałem. Ale tę mapę, którą nazwałem mapą zdrady, on nazywa mapą wierności. Prezentuje ją w ten sposób, że tam, gdzie jest jaśniejszy kolor, ludzie są sobie bardziej wierni. A im ciemniejszy – tym mniej. Czyli – jak pan widzi – to, co ja opisałem, jest prawdą, i to, co on powiedział, też jest prawdą. Wyniki mamy takie same, ale wyraźne różnice w interpretacji.
– Mam wrażenie, że przy interpretacji zachowań seksualnych u większości badaczy przeważa obecnie model wyjaśniania w oparciu o psychologię ewolucyjną. Czy pan też uważa, że w głębi duszy wciąż jesteśmy małpami i w sprawach damsko-męskich rządzi nami przede wszystkim „samolubny gen”?
– Ostatnio dużo czasu poświęcam na pisanie, (wspólnie z Januszem Wiśniewskim), książki dotyczącej seksualności opisywanej jako „chemia miłości”. W naszych rozmowach staramy się uwzględniać różne uwarunkowania aktywności seksualnej człowieka, zwłaszcza psychologiczne, społeczne i kulturowe. Jednak bardzo często musimy sięgać do biologii. Libido, popęd seksualny człowieka, jest biologicznym jądrem seksualności i to on sprawia, że niektóre zachowania seksualne trudno byłoby zrozumieć bez pamiętania o tym. Dlatego właśnie mówimy tak dużo o złożoności ludzkiej seksualności. Zazdroszczę nieraz tym, którzy do opisu aktywności seksualnej i obyczajowości stosują uproszczone interpretacje.
– Czy współczesna kultura Zachodu bardziej sprzyja pójściu za głosem instynktu?
– Prowadzę obecnie zajęcia ze studentami na kierunkach lekarskich i kiedy mówimy o historii medycyny seksualnej, widać, że w dziedzinie zachowań seksualnych my nic nie wymyśliliśmy. To wszystko już cywilizacja przerabiała – w Egipcie, Grecji. Oczywiście, my dziś ze względu na uwarunkowania kulturowe coś akceptujemy, czegoś innego nie akceptujemy, uznajemy, że coś się mieści w naszej normie kulturowej, religijnej, prawnej. Nawet norma medyczna ulega zmianie. Poza tym nadal żyjemy w świecie wielokulturowym, w którym nie ma jednego modelu seksualności.
– Mamy jednak do czynienia ze zjawiskiem zacierania różnic w sferze kulturowej. Szczególnie amerykańska popkultura jest bardzo ekspansywna, narzucając pewien model seksualności, który jest bardzo liberalny. Niektórzy twierdzą, że liberalny jak nigdy dotąd.
– W porównaniu z Grekami? Nie, przy nich w ogóle nie jesteśmy otwarci ( śmiech). Jeśli chodzi o kultury starożytne, to myślę, że jesteśmy bardziej powściągliwi. Natomiast dzisiejszy okres globalizacji, dostępu do internetu powoduje, że ogrom rzeczy się zmienia. Ludzie znają języki obce, nie mają blokady, jeśli chodzi o komunikowanie. Wymieniają się poglądami, ale też wiedzą. Naszą rozmowę prowadzimy w przerwie posiedzenia grupy ekspertów