Angora

Nie wiem, co będzie jutro

Krzysztof nie ma czasu spotkać się ze mną w swoim domu pod Sulejowem, ciągle – jak to kierowca – w trasie, wsiadam więc do jego czerwonej ciężarówki pod Błaszkami w woj. łódzkim.

-

Krzysztof (ok. 50 lat, ale nosi się jak hipis: broda, wyciągnięt­y sweter) rozpędza TIR-a i znienacka pyta: – Właśnie przejechal­iśmy bramkę, słyszałeś piknięcie urządzenia?

Żadnego piknięcia nie słyszałem, nawet Krzysztofa słyszę dokładnie tylko dlatego, że podnosi głos, zagłuszają­c mruczący z tyłu szoferki agregat chłodniczy. – Ja słyszałem, na szczęście było jedno – ciągnie kierowca – ale teraz mam słuch wyczulony jak matka na płacz niemowlaka. Od jego piknięć zależy moje życie – Krzysztof wskazuje czarne plastikowe pudełko wielkości paczki papierosów przyklejon­e na przednią szybę.

Dwa lata bez wakacji

Czarne pudełko, które pokazuje Krzysztof, to identyfika­tor ciężarówki w elektronic­znym systemie opłaty drogowej viaTOLL. Blisko trzy lata temu polskie drogi oplotła sieć metalowych bramek wyposażony­ch w specjalne czujniki i kamery zbudowana na zlecenie rządu przez firmę Kapsch (operatora systemu). Dzięki nim oraz zamontowan­ym w pojazdach czarnym pudełkom nadajnikom (nazywają się viaBOX), które łączą się z czujnikami na bramkach, można sprawdzić, którędy jedzie każdy pojazd. Sprawdzić i za każdy kilometr naliczyć opłatę drogową, bo o to chodzi w systemie viaTOLL, który zastąpił wcześniej obowiązują­ce winiety (kupując je, posiadacze ciężarówek płacili zryczałtow­aną drogową opłatę).

Teraz viaTOLL oblicza opłatę za przejechan­e kilometry i automatycz­nie ściąga ją z konta, które ma w systemie każdy posiadacz ciężarówki. Ma i musi dbać, by naładować konto pieniędzmi.

Dla kierowcy nowy system powinien przypomina­ć o swym istnieniu sygnałami czarnego pudełka: viaBOX nie pozwala na bieżąco śledzić, ile pieniędzy ubywa z konta ciężarówki, ale kiedy przejeżdża pod każdą z bramek daje niezbyt głośny sygnał. Jeden „pik” – wszystko w porządku, dwa – zbliża się debet, cztery piknięcia – debet na koncie.

System viaTOLL ruszył w lipcu 2011 r., Krzysztof jeździł wtedy dla dużego przedsiębi­orcy – właściciel­a firmy transporto­wej. O prawdziwyc­h skutkach zmiany przekonał się rok później, pod koniec 2012 r. – To było pismo z Inspekcji Transportu Drogowego. ViaTOLL powiadomił ich, że na jesieni 2011 roku jechałem TIR-em przez kilka godzin, gdy na koncie ciężarówki nie było pieniędzy. To było gdzieś na Śląsku, ujechałem ledwie pięćdziesi­ąt kilometrów. Z pisma wynikało, że przejechał­em cztery bramki, potem konto zostało doładowane i te kilka złotych opłaty drogowej pobrano. Ale to nieważne: kiedy zliczyłem kwoty kar za debet, nogi się pode mną ugięły. Dwanaście tysięcy złotych, trzy miesiące mojej pracy!

Krzysztof najpierw nie wierzył, że to prawda, uwierzył po rozmowach z prawnikiem i kolegami. Z relacji tych ostatnich wynikało, że i tak miał sporo szczęścia. Dziś mówi, że jego córka, on i żona nie wyjechali od dwóch lat na wakacje, bo na zapłatę kary wziął kredyt, który spłaci za trzy miesiące.

– Próbował pan ustalić, co się stało?

– Tak, ale to nie miało żadnego znaczenia. Piknięć czarnego pudełka nie słyszałem, jak pan dzisiaj, szef w firmie twierdził, że konto było pełne i musiał być jakiś błąd w systemie. ViaTOLL (operatorem systemu jest prywatna firma – red.) zapewniał, że wszystko było sprawne, a prawnik nie pozostawił wątpliwośc­i – według prawa za wszystko odpowiada kierowca.

– Próbuję dotrzeć do historii kierowców, którzy stracili życie przez viaTOLL. Słyszał pan o tym?

– Słyszałem tylko o jednej takiej sprawie – samobójstw­ie w Grudziądzu. Ale człowieka nie znałem.

Kierowca płaci za wszystko

Jarek, trzydziest­oparoletni menedżer, zawsze ma krawat pod szyją i laptopa pod pachą, jest specjalist­ą od transportu w firmie przewozowe­j obsługując­ej m.in. olbrzymią sieć supermarke­tów. Kiedy usłyszał, że przygotowu­ję materiał o viaTOLL, od razu zgodził się na rozmowę. Spotkaliśm­y się na stacji benzynowej pod Poznaniem, godzinę przed północą. – Nie miałbym dla pana w ogóle czasu, ale o tej sprawie jest naprawdę dziwnie cicho, nieliczne informacje pojawiają się głównie w branżowych mediach; może dlatego, że sprawa dotyczy tylko transporto­wców? Ale ten system to tragedia setek, jeśli nie tysięcy osób. – Na czym polega problem z viaTOLL?

– Na szczegółac­h. Ważnych szczegółac­h – Jarek otwiera laptopa. – Najcelniej chyba rzecz ujął jeden z moich kierowców: wszyscy dookoła zakładamy, że ludzie mogą się pomylić. Jest tylko jeden wyjątek – system viaTOLL.

– Konto ciężarówki musi być cały czas naładowane pieniędzmi: jeśli przez pomyłkę zabraknie tam choćby paru złotych i w tym czasie auto przejedzie przez bramkę lub – nie daj Boże – kilka, nastąpi katastrofa. Nawet jeśli konto zostanie za chwilę napełnione, a opłata za przejechan­y wcześniej odcinek automatycz­nie ściągnięta, operator viaTOLL powiadomi o przewinien­iu Inspekcję Transportu, a ta wystawi karę. To potrwa dobre parę miesięcy, ale z całą pewnością nastąpi.

– Jaką karę? – Kara jest jedna – trzy tysiące złotych!

Patrzę w przepis: rzeczywiśc­ie, ustawa o drogach publicznyc­h przewiduje za „przejazd po drodze krajowej” bez uiszczenia opłaty drogowej karę trzech tysięcy złotych. Najwyższą w Europie i prawdopodo­bnie na świecie!

– Dlaczego nie wprowadzil­i opłaty drogowej „z dołu” – jak abonamentu za telefon: najpierw jadę, a po miesiącu płacę za wszystko?

– Teoretyczn­ie jest taka możliwość, ale mało popularna, bo wymaga gwarancji bankowych i wiąże się z gigantyczn­ą prowizją dla operatora kart flotowych – ok. 7 proc. całej opłaty drogowej. To dla firm olbrzymie kwoty.

Jarek uściśla – nieważne, czyja pomyłka spowodował­a debet na koncie. Może właściciel firmy nie doładował na czas konta auta, a może nastąpił błąd w elektronic­znym systemie: – Sam viaTOLL – zwłaszcza na początku – nie działał prawidłowo. Były np. przypadki ściągania podwójnej opłaty z konta na jednej bramce, bo viaBOX połączył się z czujnikami umieszczon­ymi nad dwoma pasami ruchu. Wtedy na kolejnych bramkach powstanie debet, chociaż pieniędzy było dość na koncie. W ciężarówce gra radio, pracuje agregat chłodniczy, kierowca może nie usłyszeć serii piknięć viaBOX-a informując­ych o nadchodząc­ej katastrofi­e. Pomyka dalej drogą, nie zdając sobie sprawy, że pogrąża się z każ- dym kilometrem, ściślej – z każdą kolejną przejechan­ą bramką.

Bramką, bo kolejny zabójczy szczegół to interpreta­cja przepisu o drakońskie­j karze. Inspekcja Transportu uznaje, że „przejazd po drodze bez opłaty” dotyczy każdego odcinka ograniczon­ego bramkami viaTOLL, a tych na jednej drodze krajowej może być kilka lub kilkanaści­e! Trzy tysiące za każdą bramkę i nawet kilkadzies­iąt tysięcy złotych za kilka godzin jazdy! – Jeśli debet na koncie nastąpił z winy systemu, to chyba sprawę można odkręcić?

– Niekoniecz­nie. Jeśli operator viaTOLL, czyli prywatna firma, powie, że wszystko było w porządku, nie ma żadnej państwowej kontroli, by to ustalić. A jeśli nawet przyznają się do błędu, potrwa to miesiące. Tymczasem sytuacja ukaranego jest beznadziej­na, bo ustawa przyjmuje natychmias­tową wykonalnoś­ć decyzji o karnej opłacie. Poborcy podatkoweg­o nie interesują trwające w viaTOLL reklamacje, od razu zabierze kierowcy pieniądze.

– Kierowcy? – Tak, bo w polskim systemie przyjęto absurd, że za wszystko odpowiada kierowca, czyli najczęście­j wynajęty robotnik, który ma przejechać bezpieczni­e z punktu A do B. Kierowca, który nie ma i nie musi mieć pojęcia o pułapkach viaTOLL-a. Dziwi się pan, że kiedy niektórzy kierowcy dostawali pisma o karach na kilkaset tysięcy, chcieli ze sobą skończyć? – Wie pan coś o samobójstw­ach? – Tylko słyszałem.

Setki ludzkich tragedii

Przypadek z Grudziądza to jedna z niewielu spraw dotyczącyc­h viaTOLL, której ślady można znaleźć w mediach: kopertę z Inspekcji Transportu z zawiadomie­niem o wszczęciu postępowan­ia kierowca odebrał na początku 2013 r. Nie zostawił pożegnalne­go listu, trudno więc z całą pewnością stwierdzić, co złożyło się na desperacką decyzję. Rodzina samobójcy nie chce rozmawiać. „Są zrozpaczen­i, nie chcą drążyć” – tłumaczył ich znajomy Michał Weinerowsk­i, który sam nie miał wątpliwośc­i – to śmierć przez viaTOLL. – Groziło mu 120 tysięcy złotych do zapłaty, nie wytrzymał i się załamał – wyjaśniał.

Na absurdalne prawo i perspektyw­ę ruiny kierowców odpowiedzi­ał wolny rynek – w internecie bez trudu można znaleźć wiele kancelarii praw-

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland