Raport NIK... i nic
niczych, które wyspecjalizowały się w walce z katastrofalnymi błędami prawa o elektronicznej opłacie drogowej. Za namową kierowcy Krzysztofa skontaktowaliśmy się z kancelarią „Iuridica”, która „może coś wiedzieć” o innym przypadku samobójczej śmierci przewoźnika. Krakowska spółka prowadzi ok. 130 spraw dotyczących viaTOLL-a, każda z nich to zawieszone na włosku życie kierowcy i jego rodziny – średnia kwota nałożonej kary to ponad 20 tys. zł.
– Na pana prośbę rozmawiałem z żoną mężczyzny, który rzeczywiście popełnił samobójstwo, ale powiedziała mi, że oni się nie chcą udzielać, bo dla nich temat jest zbyt mocny – mówi mecenas Łukasz Chwalczuk, wspólnik w kancelarii „Iuridica”. – Czasu nie cofnie i nie chce mieć już z tym nic wspólnego. Ta rodzina jest w takim dołku finansowym i moralnym, że… ja ich rozumiem.
Mogę tylko powiedzieć tyle, że dług w tym wypadku wynosił ponad milion złotych. Ten pan jeździł na źle zarejestrowanym viaBOX-ie.
Źle ustawiony nadajnik może być np. skutkiem błędu kierowcy, który doczepił do pojazdu „poniżej 12 ton” przyczepę i przekroczył limit wagi. Powinien wówczas nacisnąć odpowiedni przycisk na viaBOX-sie i zmienić ustawienia. Ale urządzenie w obu wariantach wygląda identycznie, o pomyłkę łatwo. Prosty błąd oznacza katastrofę: gdy nadajnik ściągnie opłatę niższą od należnej, za każdą bramkę przejechaną z zaniżeniem opłaty drogowej Inspekcja Transportu zażąda 1500 zł!
Mecenas Chwalczuk opowiada: – Ciężarówka jednego z moich klientów przejechała kilka tysięcy (!) bramek na źle zarejestrowanym nadajniku, zanim przyszło wezwanie i posiadacz ciężarówki zorientował się, o co chodzi. W tym wypadku na razie nie podał Inspekcji Transportu danych kierowcy, żeby nie ułatwiać przeciwnikowi sprawy. Kara – według jego obliczeń – może wynieść ponad 2 mln zł!
Ze spraw kierowców prowadzonych przez „Iuridicę” do tej pory zakończyła się tylko jedna – wygraną kierowcy. Reszta trwa. Mecenas Chwalczuk: – Cały system – zwłaszcza na początku – wielokrotnie działał wadliwie. Za jego ewidentne błędy płaci kierowca. Zaskakujące, że problem jest ogromny, a w przepisach nadal nie ma żadnych zmian!
Inny klient kancelarii jechał we wrześniu 2011 r. autostradą A4 w kierunku granicy. – Na koncie były pieniądze, nadajnik był w aucie i do dziś nikt nie potrafi stwierdzić, dlaczego system nie pobrał automatycznie opłaty. Potwierdził to i viaTOLL, i urzędnicy z Inspekcji. Kierowca fi- zycznie zapłacił 57 tys. zł kary! Właśnie w tej sprawie zostało zgłoszone przez Sąd Administracyjny w Warszawie pytanie do Trybunału Konstytucyjnego, czy przepisy dotyczące viaTOLL są w ogóle zgodne z konstytucją!
Kiedy Trybunał wyda orzeczenie – nie wiadomo. Z praktyki wiadomo, że może minąć nawet rok.
Mecenas Chwalczuk podkreśla: – Wszystkie inne kraje, gdzie działa elektroniczna opłata drogowa, dają przynajmniej dobę na uzupełnienie debetu. U nas ani sekundy. Poza tym system nie wnika, co się stało i kto zawinił. Opłata nie była pobrana – należą się trzy tysiące.
Dla porównania – kara w Niemczech czy Austrii za przejazd całą drogą bez opłaty to mniej niż 200 euro.
– Czy gdzieś na świecie są podobne problemy?
Mecenas Chwalczuk stwierdza stanowczo: – Nie. Już po roku funkcjonowania viaTOLL widać było wszystkie wady systemu, mimo to władze nie zdecydowały się na żadną zmianę prawa i praktyki. Jesienią zeszłego roku raport z kontroli e-opłaty drogowej ogłosiła Najwyższa Izba Kontroli. – Wielokrotnie niesłusznie nakładano kary pieniężne na kierowców – pisze NIK – a kierowców, którzy nie uiścili opłaty, karano niezgodnie z przepisami ustawy. Wysokość kar za przejazd bez opłaty po tej samej drodze krajowej była uzależniona od liczby bramownic, które przejechał pojazd. Prowadziło to do niedozwolonej kumulacji kar.
NIK zwróciła też uwagę na brak kontroli nad systemem; nie zweryfikowano rzetelności naliczania kar. Państwo w żaden sposób nie sprawdziło, na ile bezbłędnie działa zbudowany przez prywatną firmę system viaTOLL.
Raport ogłoszono i… nic się nie zmieniło. Przedstawiciele firmy „Kapsch” – operatora viaTOLL – wielokrotnie twierdzili, że sam system w sumie działa prawidłowo, a błędy są nieliczne: „Na ponad milion wydanych urządzeń viaBOX, tylko 1124 były wadliwe” – to jedna z najczęściej cytowanych wypowiedzi rzecznika viaTOLL. Minister transportu Sławomir Nowak stwierdził tylko, że „system jest dobry i należy go rozwijać”. Wcześniej – odpisując na zarzuty Rzecznika Praw Obywatelskich dotyczące drakońskich kar – twierdził, że w ministerstwie „trwają prace” nad zmianą tych przepisów. Zapowiadał m.in. wprowadzenie możliwości karania kierowcy za jeden przejazd tylko raz na kilka godzin. Jesienią Nowak stracił jednak stanowisko, a żadna zmiana przepisów do dziś nie weszła w życie. Dlaczego? Ministerstwo Infrastruktury (spadkobierca Ministerstwa Transportu), odpowiedziało mi tylko, że w Sejmie „procedowany jest posel- ski projekt ustawy”, który ma m.in. ograniczyć liczbę kar za przejazd bez opłaty do jednej na dobę, znieść natychmiastową wykonalność kary i przerzucić jej ciężar z kierowcy na właściciela pojazdu.
Ministerstwo nie odpowiedziało, dlaczego – wzorem innych krajów – nie wprowadzono choćby jednodniowego czasu na uregulowanie debetu bez konieczności zapłaty kar. Teraz analizuje jednak „możliwość wprowadzenia rozwiązań (prawnych i faktycznych), które wpłyną na rozpowszechnienie płatności w trybie post-paid”, czyli takich, które pozwolą przewoźnikowi płacić opłatę drogową zbiorczo np. po miesiącu. Czemu nie zrobiono tego wcześniej? – urzędnicy nie dodali.
Najciekawsza jest jednak odpowiedź na pytanie, skąd w przepisach wzięła się drakońska kwota kary. Z odpowiedzi ministerstwa wynika, że zmieniając system z winietowego na elektroniczny, po prostu… pozostawiono w przepisach starą kwotę kary za brak winiety przyklejanej na szybę.
Zdjęcie z wyciętą ciężarówką
Pomogły fora internetowe. Podczas wymiany zdań z kierowcami jeden z nich zapytał, czy może dać mój numer telefonu żonie swego przyjaciela. Pani Sylwia mieszka w kamienicy na obrzeżach Warszawy, ma 49 lat. Jej zdjęcie z mężem Piotrem stoi w centralnym miejscu sypialni, kolega zrobił je dwa lata temu. – Nie mieliśmy dzieci, ale mieliśmy siebie – mówi pani Sylwia. – Chociaż przez te parę dni w miesiącu, kiedy Piotr wracał z trasy do domu.
To było niecałe dwa lata temu. Piotr wrócił do domu przygnębiony i małomówny. Wieczorem – pani Sylwia zapamiętała dokładnie – powiedział: „Nie wiem, co będzie jutro”. Gdy rano usiadł w kuchni przy kawie, dopadł go zawał, na pomoc było za późno. Pani Sylwia w saszetce, którą przywiózł z trasy, znalazła plik pism dotyczących viaTOLL. W sumie trzynaście bramek, jakieś czterdzieści tysięcy złotych do zapłaty.
Przyglądam się i widzę, że z fotografii starannie wycięto część tła, tak, to przód ciężarówki. – Nie chcę na to patrzeć. Gdybym miała jakiś dowód, rozniosłabym winnych na strzępy, choćbym miała iść siedzieć. Ale nie mam, więc muszę zapomnieć, że to przez głupią ciężarówkę.
Imiona rozmówców, którzy chcieli pozostać anonimowi, zostały zmienione. Autor na co dzień jest reporterem programu „Uwaga!” telewizji TVN.