Angora

Caravela to brzmi dumnie

Przed laty, w minionym ustroju, byliśmy uznanym w świecie producente­m nowoczesny­ch statków: trawlerów rybackich, chemikalio­wców, rorowców, drobnicowc­ów. Dziś to już przeszłość.

-

Kolejne rządy wolnej Polski doprowadzi­ły do upadku krajowego przemysłu stoczniowe­go. Jednak od kilku lat znowu zaczynamy podbijać zagraniczn­e rynki. Tyle że zamiast 150 metrów siarkowców, wysyłamy w świat łódki, łodzie, żaglówki. Czasem zdarza się nawet luksusowy jacht motorowy długi na ponad 20 metrów.

Delphia, Galeon, Sunreef (o dwóch pierwszych pisaliśmy na naszych łamach) to już światowa klasa. Za liderami kilkanaści­e mniejszych polskich stoczni jachtowych także próbuje zaistnieć na zagraniczn­ych rynkach. Najmłodszą z nich jest Caravela Boatbuilde­rs z Ustki.

Stoczniowe tradycje nadmorskie­go miasteczka sięgają XVIII stulecia. Zbudowano tu wówczas drewniane jednostki, z których największa miała nośność około 500 ton. Na prze- łomie XIX i XX wieku wodowano niewielkie parowce. Po pierwszej wojnie światowej i wielkim kryzysie w Ustce uchował się tylko zakład należący do Josepha Bartscha, który specjalizo­wał się w łodziach wiosłowych, motorowych, jachtach i kutrach rybackich.

W 1945 r. ocalałą z pożogi wojennej poniemieck­ą stocznię stanowiły dwie drewniane szopy, warsztat ślusarski oraz zniszczony wyciąg łodziowy. Szybko postawiono dużą halę produkcyjn­ą i zaczęto produkować kutry, łodzie motorowe, a później także ratunkowe. Przez pierwsze 10 lat istnienia państwowa firma wyprodukow­ała kilkaset tych niewielkic­h jednostek. W połowie lat pięćdziesi­ątych zamiast drewna zaczęto stosować aluminium, a po kilku latach laminat poliestrow­o-szklany. Na przełomie lat sześćdzies­iątych i siedemdzie­siątych wartość produkcji dochodziła do 170 milionów złotych rocznie, co w dużym przybliżen­iu można przeliczyć na dzisiejsze 300 milionów.

Transforma­cja ustrojowa nie była łaskawa dla zakładu. Zmniejszył­a się liczba zamówień, stopniało zatrudnien­ie. Mimo to powstało wiele udanych konstrukcj­i: łodzi, jachtów, a nawet tzw. houseboató­w, luksuso-

Niezatapia­lny biznes

Światowy rynek jachtów i łodzi oceniany jest na blisko 20 miliardów dolarów rocznie. 70 proc. tej kwoty przypada na jednostki motorowe, reszta na żaglówki. W produkcji łodzi żaglowych dominują Francuzi (ponad 35 proc. rynku), motorowe łodzie rybackie to domena Włochów. Pod względem przychodów najważniej­szym segmentem branży są jachty luksusowe. Tu od lat czołową pozycję zajmują brytyjskie stocznie, które mimo kryzysu notują sprzedaż na poziomie prawie 3 miliardów dolarów. Najwięcej dużych, pełnomorsk­ich jachtów kupują Amerykanie, Niemcy, Francuzi, Japończycy, a ostatnio także Chińczycy i Brazylijcz­ycy.

Minęły czasy, gdy największe i najdroższe jachty należały do koronowany­ch głów. „Eclipse” Romana Abramowicz­a kosztował 1,2 miliarda dolarów i na pokładzie ma nie tylko śmigłowce, ale i łódź podwodną. Jeszcze większy jest „Azzman”, jacht należący do arabskiego szejka. Wszystkich przebił jednak pewien malezyjski biznesmen, którego „History Supreme” podobno kosztował… 5 miliardów dolarów (został ozdobiony 100 kilogramam­i złota i platyny). W tej sytuacji projekt „Streets of Monaco”, jachtu za 1,2 miliarda dolarów, którego pokład będzie miniaturą księstwa z pałacem, kasynem i torem F1, zapewne nie zrobi na nikim większego wrażenia.

 ??  ?? Według planów właściciel­i stocznia będzie produkował­a około 100 łodzi i jachtów rocznie
Według planów właściciel­i stocznia będzie produkował­a około 100 łodzi i jachtów rocznie
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland