Bez kredytów
wo wyposażonych łodzi przeznaczonych do żeglugi śródlądowej i przybrzeżnej.
Przez dziesięć lat w usteckiej stoczni pracowali Andrzej Glebow, szkutnik, i Marcin Rymarz, inżynier i projektant.
– Zakład prowadził wówczas dwa wydziały: łodzi i jachtów oraz łodzi ratunkowych – wyjaśnia Marcin Rymarz. – Razem z Andrzejem doszliśmy do wniosku, że warto byłoby wyodrębnić ( jako osobną firmę) część jachtingową i próbować zbudować nową atrakcyjną dla klientów markę. Tak z początkiem roku powstała Caravela Boatbuilders. Wymyśliliśmy nazwę, która dobrze kojarzy się zagranicznym klientom i jest dla nich zrozumiała, gdyż wypowiedzenie słów „stocznia Ustka” przekraczało możliwości Niemca czy Holendra. To spółka komandytowa. Andrzej i ja jesteśmy komplementariuszami (wspólnicy odpowiadający za zobowiązania spółki całym swoim majątkiem – przyp. autora). Mamy też trzeciego wspólnika, który jest komandytariuszem (jego odpowiedzialność za zobowiązania spółki jest ograniczona – przyp. autora), który wniósł odpowiednio wysokie udziały, co pozwoliło nam odkupić od stoczni całe oprzyrządowanie, linię produkcyjną i dokumentację łodzi. W projektowaniu wielu modeli, które przejęliśmy, znaczny udział miałem ja z Andrzejem, więc na pewno nie można mówić, że przyszliśmy na gotowe i zaczynamy wszystko od zera.
W ofercie spółki są jednostki przystosowane do pływania po wodach śródlądowych i przybrzeżnych. Łodzie klasyczne, RIB-y (Rigid Inflatable Boat – twarda łódź pneumatyczna, której laminowane burty są zabezpieczone pneumatycznymi tubami), jachty żaglowe i houseboaty.
Najtańszą jednostką jest długi na 5,25 metra RIB, wyposażony w silnik o mocy 90 KM, który kosztuje 4950 euro. Za jego większego brata dysponującego dwoma miejscami do spania i mocnym silnikiem (250 KM), trzeba zapłacić już cztery razy więcej. Klasyczne łódki, w zależno- ści od rozmiaru kosztują od 10 do 19 tysięcy euro. Dużo droższe są jachty żaglowe. Cena ośmiometrowego wynosi 70 tysięcy euro, dziesięciometrowy jest o pięćdziesiąt tysięcy euro droższy (obydwa prócz żagli mają także silniki Diesla).
Na cenowym szczycie znajdują się houseboaty. Mniejszy, dwunastometrowy, kosztuje 145 tysięcy euro, większy (14,5 metra długości) 187 tysięcy. Za tę cenę uzyskujemy niewielki pływający dom, w którym swobodnie może mieszkać sześć osób.
Dla szczególnie wymagających i zamożnych Caravela ma w ofercie także trawler oceaniczny. Za 625 tysięcy euro otrzymamy jednostkę długą na 17,5 metra, wyposażoną w silnik o mocy 285 KM, jednak na ten model nie było jeszcze żadnego klienta i pozostał on na etapie projektowym.
– Wszystkie łodzie i jachty robimy na zamówienie – zapewnia pan Marcin. – Ponieważ jesteśmy firmą na dorobku, nie chcemy zaciągać kredytów. Dlatego cała produkcja jest finansowana z zaliczek klientów. Po zakończeniu każdego etapu budowy bierzemy kolejną kwotę zaliczki i tak aż do ukończenia zamówienia.
Proces produkcji zaczyna się od zrobienia tzw. formy negatywowej. Laminaty wykonywane są przede wszystkim ręcznie, a także z wykorzystaniem techniki próżniowej (żywice, zbrojenia szklane kupowane są u krajowych producentów, a żelkoty w Finlandii). Kadłub jest usztywniany specjalnymi wręgami. Z laminatu są także wykonane nadbudówki.
– Kadłuby z laminatu są lżejsze od stalowych, a przy tym wytrzymałe, sprężyste, odporne na warunki atmosferyczne – twierdzi Rymarz.
Systemy nawigacyjne właściciele kupują u przedstawicieli czołowych zagranicznych producentów. Silniki to przede wszystkim francuskie diesle.
Budowa niewielkiej łódki zajmuje dwa tygodnie, dwunastometrowego houseboata około trzech miesięcy.
Nim trafią do klienta, muszą uzyskać zatwierdzenie stateczności i pływalności w Polskim Rejestrze Statków.
Wszystko na eksport
99 proc. całej produkcji stanowi eksport. Największą pozycję są łodzie produkowane dla holenderskiej firmy Seafury oraz niemieckiej River Boating Holidays. Właściciele czynią przygotowania, aby w niedługim czasie wejść na rynek skandynawski.
Każdy z wymienionych modeli jest o około 30 proc. tańszy od jednostek tej samej klasy renomowanych zachodnich stoczni.
– Czołowe polskie firmy produkują jednostki na najwyższym poziomie. Do tego polski laminat poliestrowo-szklany jest moim zdaniem najlepszy w Europie – mówi właściciel. – Ale nie ma wątpliwości, że nasz rynek psuje cała masa „garażowców”, którzy gdzieś na wsiach w szopach „klepią” łódki i sprzedają je za pół ceny. Może dlatego najbogatsi Polacy chętniej kupują jachty za granicą. Z drugiej strony nasze społeczeństwo jest jeszcze zbyt biedne, żeby przeciętny inżynier, nie mówiąc już o nauczycielu, mógł marzyć o własnej profesjonalnej łodzi czy jachcie.
Stopień rentowności produkcji wynosi około 20 proc. i jest wyższy w przypadku większych, droższych i dobrze wyposażonych jednostek.
– Na razie mamy zamówienia na kilka najbliższych miesięcy – mówi Marcin Rymarz. – Jeżeli wszystko będzie układało się tak jak dotychczas, jesteśmy w stanie sprzedać około stu łodzi rocznie, w tym kilka dużych jednostek, co powinno się przełożyć na obrót przekraczający 10 milionów złotych.
Caravela nie ma dużych środków na reklamę. Dlatego stawia przede wszystkim na tę szeptaną od klienta do klienta oraz na internet. W styczniu przyszłego roku zapewne zadebiutuje na największych europejskich targach żeglarskich w Düsseldorfie.
– W 2008 r., gdy pracowałem jeszcze w Stoczni Ustka, a Polska przeżywała ożywienie gospodarcze, w naszej branży już nastąpiło gwałtowne załamanie, dopadł nas światowy kryzys i produkcja ze 120 łodzi rocznie spadła do 60 – wspomina Marcin Rymarz. – Teraz Zachód już wraca do dawnej kondycji. Jestem przekonany, że z roku na rok będzie coraz lepiej i nasza spółka ma przed sobą przyszłość.
Zdjęcia: archiwum firmy