W obronie życia
Znikający punkt
W Dąbrowie Zielonej policjant spowodował wypadek auta, które holował. Na domiar złego nie pomógł poszkodowanemu kierowcy, lecz odjechał w siną dal i zniknął. Zaginięcie zgłosiła nawet rodzina. Wszyscy zdziwili się zatem, gdy po dwóch tygodniach jak gdyby nigdy nic powrócił do pracy, twierdząc, że w dniu wypadku przebywał... gdzie indziej. Teraz więc przebywa pod dozorem.
Na podst. „Dziennika Zachodniego”
Niebrzydkie kaczątka
Jeziorko Słoneczne w Szczecinie słynie z zamieszkujących je łabędzi. A raczej słynęło, bo w tym roku został już tylko jeden. Nieoficjalnie mówi się, że winni temu są okoliczni pijaczkowie, którzy wyłapują ptaki i robią z nich zupę! Talerzykiem tejże chcieli nawet poczęstować wielbiciela przyrody, który sprawę nagłośnił. Trwają próby rozwiązania tajemnicy znikających łabędzi.
Na podst. „Super Expressu”
Wolna amerykanka
W Polsce leją (się), czym popadnie. W Głogowie na przykład sąsiad sąsiadowi przycelował w nos... wiadrem pełnym dżdżownic. W Łodzi zaś panienka z dwoma kompanami tłukła byłego chłopaka na przemian patelnią, bejsbolem, krzesłem i... talerzem. A we Wschowie facet dowalił lekarzowi pogotowia słownie, wyzywając go m.in. od grubasa i frajera. Wszyscy bekną za agresję.
Na podst. inform. prasowych
Nieświęte krowy
Komornik z Myszkowa owszem, odzyskiwał pieniądze, ale potem chował je do własnej kieszeni. W ten sposób przez pół roku ukradł 254 tys. zł. W Mieszkowie z kolei na złą drogę zjechało dwóch pijanych prokuratorów, raniąc w wypadku samochodowym pięć osób. Wiedzeni wrodzonym poczuciem sprawiedliwości, uciekli potem z miejsca zdarzenia.
Na podst. serwisów internetowych
Odruch Pawłowa
Pan Władek z Węgorzewa tak wpienił się na żonę, że zaczął ją szarpać za włosy i ubranie, popychać, wyzywać i straszyć... Zapamiętał się w furii tak, że nawet przy policji nie zaprzestawał prób, by jej dokopać. Wszystko dlatego, że źle posłała legowisko jego psa. Dopiero kajdanki i areszt ostudziły gorący temperament męża. W perspektywie zaś nawet pięć lat w zimnej celi.
Na podst. „Faktu”
Napastników było dwóch, jeden w kominiarce, drugi z zaciągniętym na głowę kapturem. Mieli teleskopową pałkę i pneumatyczny pistolet. Damian R. otworzył im drzwi i od progu usłyszał bluźnierstwa. W kuchni matka wraz z nieletnią siostrą przygotowywały pizzę na kolację. Do przedpokoju wyszedł ojczym. Zaczęła się szarpanina. Damian schował się w kuchni, ale za chwilę wrócił z nożem.
Sąsiadka z piętra zapamiętała, że w telewizji leciał „Klan”. Nagle usłyszała jakieś krzyki na klatce schodowej. Otworzyła drzwi, żeby sprawdzić, co się dzieje. Matka Damiana przeraźliwie krzyczała coś do syna. Po chwili ktoś zaczął spadać ze schodów.
– Tak jakby jakaś piłka się staczała. I zaraz za nim leciał drugi mężczyzna, wcześniej uderzył w ścianę iw moje drzwi. Schowałam się w mieszkaniu i za chwilę wyjrzałam przez okno. On już leżał na trawniku pod blokiem… – zezna w sądzie Marianna J.
Pod wieżowiec w Kołobrzegu dość szybko podjechał radiowóz, bo matka Damiana, kiedy jeszcze napastnicy byli w mieszkaniu, zadzwoniła po policję. Funkcjonariusze znajdują zwłoki dwóch mężczyzn. Dawid P. i Sebastian G. wykrwawili się w ciągu niespełna kilkunastu minut. Damian R. trafia do aresztu. Tłumaczy, że zaatakował ich nożem ze strachu. W obronie swojego życia i rodziny.
Biegli psychiatrzy uznali, że jest uzależniony od marihuany, ale tego dnia „nie znajdował się w stanie zaburzenia psychicznego” i „nie działał z motywacji urojeniowej”. Psycholog w opinii napisał, że ma „niską odporność na emocje oraz skłonność do natychmiastowego ich wyładowania”. Był już karany za posiadanie narkotyków. Teraz stanął przed sądem oskarżony o dwa zabójstwa. Prokurator uznał, że przekroczył granicę obrony koniecznej.
Damian R. zaprzecza w sądzie, chciał zabić napastników.
– Ja tylko się broniłem – tłumaczy. – Jak do mnie przyszli, to w ogóle nie powiedzieli, czego chcą, tylko od razu zaatakowali.
że
– A znał ich pan wcześniej? – dopytuje sąd.
– Nie, nie utrzymywałem z nimi żadnych kontaktów. – Nawet w związku z narkotykami? – Też nie. Coś mi się tylko obiło o uszy na mieście, że ci ludzie robili już wcześniej napady i byli karani. Ale nigdy nie kupowałem od nich narkotyków.
Dla pewności dźgnął kilka razy
Oskarżony wyjaśnia, dlaczego wziął z kuchni nóż.
– Chciałem ich tylko postraszyć i pogonić. Zacząłem krzyczeć do tego w kominiarce, żeby wyp... On wtedy szarpał się z moim ojczymem i odwrócił się do mnie. Wtedy właśnie zadałem mu pierwszy cios. Byłem bardzo przestraszony, bałem się, że oni mogą mi zrobić krzywdę. Chciałem, żeby jak najszybciej ucie- kli z naszego domu. Wydawało mi się, że jak wyjdę z kuchni z nożem i krzyknę na nich, to się przestraszą i wyjdą. Tymczasem ten w kapturze chciał mnie zaatakować. Dlatego go dźgnąłem. – Jak wtedy zareagował? – Chyba krzyknął: „No co ty!” – A miał coś w ręku? – Nie wiem, nie widziałem. – Co w tym czasie robił pana ojczym? – Nie pamiętam, chyba wycofał się do pokoju.
– Czy po tym ciosie nożem napastnik chciał wyjść z mieszkania?
– Tak, ale jeszcze go parę razy dźgnąłem. – Dlaczego? – dziwi się sąd. – Tak dla pewności, bo oni byli bardzo agresywni. – Chciał pan ich zabić? – Nie, nie chciałem nikogo zabijać. Chodziło mi o to, żeby dali nam spokój.