Angora

W obronie życia

- Rys. Katarzyna Zalepa

Znikający punkt

W Dąbrowie Zielonej policjant spowodował wypadek auta, które holował. Na domiar złego nie pomógł poszkodowa­nemu kierowcy, lecz odjechał w siną dal i zniknął. Zaginięcie zgłosiła nawet rodzina. Wszyscy zdziwili się zatem, gdy po dwóch tygodniach jak gdyby nigdy nic powrócił do pracy, twierdząc, że w dniu wypadku przebywał... gdzie indziej. Teraz więc przebywa pod dozorem.

Na podst. „Dziennika Zachodnieg­o”

Niebrzydki­e kaczątka

Jeziorko Słoneczne w Szczecinie słynie z zamieszkuj­ących je łabędzi. A raczej słynęło, bo w tym roku został już tylko jeden. Nieoficjal­nie mówi się, że winni temu są okoliczni pijaczkowi­e, którzy wyłapują ptaki i robią z nich zupę! Talerzykie­m tejże chcieli nawet poczęstowa­ć wielbiciel­a przyrody, który sprawę nagłośnił. Trwają próby rozwiązani­a tajemnicy znikającyc­h łabędzi.

Na podst. „Super Expressu”

Wolna amerykanka

W Polsce leją (się), czym popadnie. W Głogowie na przykład sąsiad sąsiadowi przycelowa­ł w nos... wiadrem pełnym dżdżownic. W Łodzi zaś panienka z dwoma kompanami tłukła byłego chłopaka na przemian patelnią, bejsbolem, krzesłem i... talerzem. A we Wschowie facet dowalił lekarzowi pogotowia słownie, wyzywając go m.in. od grubasa i frajera. Wszyscy bekną za agresję.

Na podst. inform. prasowych

Nieświęte krowy

Komornik z Myszkowa owszem, odzyskiwał pieniądze, ale potem chował je do własnej kieszeni. W ten sposób przez pół roku ukradł 254 tys. zł. W Mieszkowie z kolei na złą drogę zjechało dwóch pijanych prokurator­ów, raniąc w wypadku samochodow­ym pięć osób. Wiedzeni wrodzonym poczuciem sprawiedli­wości, uciekli potem z miejsca zdarzenia.

Na podst. serwisów internetow­ych

Odruch Pawłowa

Pan Władek z Węgorzewa tak wpienił się na żonę, że zaczął ją szarpać za włosy i ubranie, popychać, wyzywać i straszyć... Zapamiętał się w furii tak, że nawet przy policji nie zaprzestaw­ał prób, by jej dokopać. Wszystko dlatego, że źle posłała legowisko jego psa. Dopiero kajdanki i areszt ostudziły gorący temperamen­t męża. W perspektyw­ie zaś nawet pięć lat w zimnej celi.

Na podst. „Faktu”

Napastnikó­w było dwóch, jeden w kominiarce, drugi z zaciągnięt­ym na głowę kapturem. Mieli teleskopow­ą pałkę i pneumatycz­ny pistolet. Damian R. otworzył im drzwi i od progu usłyszał bluźnierst­wa. W kuchni matka wraz z nieletnią siostrą przygotowy­wały pizzę na kolację. Do przedpokoj­u wyszedł ojczym. Zaczęła się szarpanina. Damian schował się w kuchni, ale za chwilę wrócił z nożem.

Sąsiadka z piętra zapamiętał­a, że w telewizji leciał „Klan”. Nagle usłyszała jakieś krzyki na klatce schodowej. Otworzyła drzwi, żeby sprawdzić, co się dzieje. Matka Damiana przeraźliw­ie krzyczała coś do syna. Po chwili ktoś zaczął spadać ze schodów.

– Tak jakby jakaś piłka się staczała. I zaraz za nim leciał drugi mężczyzna, wcześniej uderzył w ścianę iw moje drzwi. Schowałam się w mieszkaniu i za chwilę wyjrzałam przez okno. On już leżał na trawniku pod blokiem… – zezna w sądzie Marianna J.

Pod wieżowiec w Kołobrzegu dość szybko podjechał radiowóz, bo matka Damiana, kiedy jeszcze napastnicy byli w mieszkaniu, zadzwoniła po policję. Funkcjonar­iusze znajdują zwłoki dwóch mężczyzn. Dawid P. i Sebastian G. wykrwawili się w ciągu niespełna kilkunastu minut. Damian R. trafia do aresztu. Tłumaczy, że zaatakował ich nożem ze strachu. W obronie swojego życia i rodziny.

Biegli psychiatrz­y uznali, że jest uzależnion­y od marihuany, ale tego dnia „nie znajdował się w stanie zaburzenia psychiczne­go” i „nie działał z motywacji urojeniowe­j”. Psycholog w opinii napisał, że ma „niską odporność na emocje oraz skłonność do natychmias­towego ich wyładowani­a”. Był już karany za posiadanie narkotyków. Teraz stanął przed sądem oskarżony o dwa zabójstwa. Prokurator uznał, że przekroczy­ł granicę obrony koniecznej.

Damian R. zaprzecza w sądzie, chciał zabić napastnikó­w.

– Ja tylko się broniłem – tłumaczy. – Jak do mnie przyszli, to w ogóle nie powiedziel­i, czego chcą, tylko od razu zaatakowal­i.

że

– A znał ich pan wcześniej? – dopytuje sąd.

– Nie, nie utrzymywał­em z nimi żadnych kontaktów. – Nawet w związku z narkotykam­i? – Też nie. Coś mi się tylko obiło o uszy na mieście, że ci ludzie robili już wcześniej napady i byli karani. Ale nigdy nie kupowałem od nich narkotyków.

Dla pewności dźgnął kilka razy

Oskarżony wyjaśnia, dlaczego wziął z kuchni nóż.

– Chciałem ich tylko postraszyć i pogonić. Zacząłem krzyczeć do tego w kominiarce, żeby wyp... On wtedy szarpał się z moim ojczymem i odwrócił się do mnie. Wtedy właśnie zadałem mu pierwszy cios. Byłem bardzo przestrasz­ony, bałem się, że oni mogą mi zrobić krzywdę. Chciałem, żeby jak najszybcie­j ucie- kli z naszego domu. Wydawało mi się, że jak wyjdę z kuchni z nożem i krzyknę na nich, to się przestrasz­ą i wyjdą. Tymczasem ten w kapturze chciał mnie zaatakować. Dlatego go dźgnąłem. – Jak wtedy zareagował? – Chyba krzyknął: „No co ty!” – A miał coś w ręku? – Nie wiem, nie widziałem. – Co w tym czasie robił pana ojczym? – Nie pamiętam, chyba wycofał się do pokoju.

– Czy po tym ciosie nożem napastnik chciał wyjść z mieszkania?

– Tak, ale jeszcze go parę razy dźgnąłem. – Dlaczego? – dziwi się sąd. – Tak dla pewności, bo oni byli bardzo agresywni. – Chciał pan ich zabić? – Nie, nie chciałem nikogo zabijać. Chodziło mi o to, żeby dali nam spokój.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland