Oczy jakby w obłędzie
Nie zdawałem sobie sprawy, że dźgając tym kuchennym nożem, mogę go poważnie zranić, a co dopiero zabić.
– Czy widział pan wówczas także drugiego napastnika?
– Nie, nie był w zasięgu mojego wzroku.
– Jak to się stało, że jego też pan zaatakował?
– Dostał już za drzwiami, na klatce schodowej. To było tak, że jak już zadałem kilka ciosów pierwszemu, to ten drugi mnie zaatakował. To było silne uderzenie, zatoczyłem się i przewróciłem na plecy. Później oparłem się o drzwi sąsiadki, a on podbiegł i zaczął mnie okładać rękoma. Dlatego zacząłem go dźgać. Tak na oślep.
–W jakie części ciała zadawał pan ciosy?
– Nie wiem, ale nie celowałem gdzieś konkretnie. Ja, proszę wysokiego sądu, nawet nie wiem, gdzie trzeba uderzać, żeby obrażenia były większe czy mniejsze.
– A jak oskarżony wytłumaczy, że ofiara miała obrażenia na plecach iz tyłu szyi, skoro leżał pan na ziemi, zadając ciosy?
– Nie potrafię tego wytłumaczyć... Może dlatego, że jak leżałem, to on się nade mną pochylał.
– Czy widział pan krew u któregoś z napastników?
– Nie, nie widziałem, żeby któryś z nich krwawił. Przynajmniej na ósmym piętrze, bo niżej już nie schodziłem.
Nie było powodu
do zemsty?
Sąd chce ustalić, dlaczego ci mężczyźni przyszli do jego domu.
– Nie mam pojęcia, proszę wysokiego sądu. Może myśleli, że mamy jakieś pieniądze? Ale jak wtargnęli do mieszkania, to o to nie pytali.
– A może przyszli, żeby rozliczyć się z oskarżonym za narkotyki?
– Zdecydowanie temu zaprzeczam. Nigdy też nie donosiłem na nich nikomu, żeby mieli jakiś powód do zemsty.
– Ale w czasie tego zdarzenia padły słowa: „Ty konfidencie, ty sprzedawczyku...” – Tak mówili, ale nie wiem dlaczego. – Czy to prawda, że napastnicy, wchodząc do mieszkania, powiedzieli, że przyszli tylko do pana i nie mają zamiaru robić nikomu krzywdy?
– Nie pamiętam, żeby tak mówili. Pamiętam natomiast jak krzyczeli: „Zaje... cię skurwysynu, zabiję...” – Do matki i siostry też tak krzyczeli? – Nie, do nich takich słów nie było. Ale mimo że atak był skierowany do mnie, obawiałem się jednak o swoją rodzinę. Nie wiedziałem przecież, co dalej może się wydarzyć. Jeszcze jak byłem w kuchni, to przytulałem siostrę, bo strasznie płakała. A później wszystko działo się już dynamicznie, a oni cały czas krzyczeli, nakręcali się nawzajem. Czułem też, że są pod wpływem alkoholu. Dlatego ich zaatakowałem, a teraz bardzo tego żałuję…
Violetta B., matka oskarżonego, zapamiętała to zdarzenie tak:
– Byłam z córką w kuchni, szykowałyśmy kolację. I nagle usłyszałam jakby coś spadło, jakiś huk taki. I zobaczyłam syna leżącego na plecach, oni leżeli na nim i go bili. Jeden z napastników miał jakiś metalowy przedmiot. Bardzo mnie ten widok przeraził. Krzyczeli do syna: „Zaje... cię!” A ja za sobą miałam córkę, która krzyczała: „Mamusiu, przytul mnie!”. Chciałam jakoś pomóc synowi, ale ci mężczyźni wyglądali strasznie. I wtedy z pokoju wyszedł mój były mąż i rzucił się na nich. Starał się odciągnąć jednego od Damiana. Syn się wówczas wyrwał, złapał córkę pod pachę i wskoczył do kuchni, skąd wziął nóż…
– Jak pani myśli, w jakim celu wziął ten nóż? – pyta sąd.
– Według mnie chciał córkę przed nimi ochronić. Oni byli bardzo agresywni. Nawet im powiedziałam, że oddam wszystko, żeby tylko nie robili nam krzywdy, bo w domu jest dziecko. I wtedy ten w kominiarce wycelował w moją głowę broń i powiedział, żebym się zamknęła, bo rozp... mi łeb. Syn natomiast krzyczał do mnie, żeby zadzwonić na policję, bo przyszli nas pozabijać.
Sąd wyprasza z sali rozpraw publiczność z powodu głośnego komentowania tych zeznań.
– Przyłożył mi ten pistolet prawie do głowy, a oczy miał takie jakby w obłędzie. A za chwilę zobaczyłam, jak syn macha tym nożem z kuchni na oślep. Tak jakby się bronił i ich odganiał. Zauważyłam wtedy, że jeden z napastników cofnął się za drzwi, jakby go coś zabolało, jakby został zraniony. Ale za chwilę wrócił i dalej się szamotali. W końcu wyszli na klatkę schodową. Krzyczałam do Damiana, żeby uciekał, próbowałam mu pomóc, ale bardzo się bałam. Ale syn sam się bronił, machając nożem.
Zdaniem świadka wszystko trwało kilka minut i Damian R. wrócił do mieszkania.
– W kuchni wrzucił nóż do zlewu. Był cały we krwi, to go umyłam.
– Dlaczego od razu umyła pani nóż? – zaciekawił się prokurator.
– To był taki odruch… A później już czekaliśmy na policję, bo baliśmy się, że tamci zaraz wrócą. Byliśmy bardzo zdenerwowani, a ja musiałam się zająć jeszcze córką i uspokoić ją, bo była w histerii. A później zebrać myśli po tym wszystkim, co się stało.
– Czy syn bywał wcześniej agresywny w domu?
– Wobec mnie nigdy nie był agresywny. Agresywny był jego ojczym, a mój były mąż, bo to alkoholik. Starałam się jednak, żeby dzieci nie patrzyły na tę jego agresję po wódce. Ale Damian czasami mnie bronił.
– A co pani syn robił, kiedy czekaliście na przyjazd policji?
– Poszedł do kolegi, w pokoju.
– To ktoś jeszcze był wtedy w mieszkaniu?
– Tak, syn przed tym napadem siedział u siebie z kolegą, z którym wcześniej przyszedł do domu…
Za tydzień: – Wykluczamy afekt, ale to nie oznacza, że oskarżony nie działał pod wpływem emocji i strachu – zeznali biegli psychiatrzy. Oskarżyciel wnioskował o 25 lat pozbawienia wolności a obrońca zapewniał sąd, że był to książkowy przykład obrony koniecznej.
który siedział