TELEWIZOR POD GRUSZĄ
W Polsce tak już jest, że lubimy przegiąć w jedną albo drugą stronę. Normalność nas nudzi i nam przeszkadza. Dlatego przeginamy praktycznie we wszystkim. Ostatnio w telewizorniach możemy zauważyć całkowity odwrót od fetowania zwycięzców, laureatów różnych plebiscytów. Jeszcze parę lat temu nie było chyba miesiąca, ba, często nawet tygodnia (szczególnie na początku roku), żeby któraś ze stacji nie przeprowadzała bezpośredniej transmisji z gali najpiękniejszych z pięknych, najcałuśniejszych z całuśnych, najmądrzejszych z mądrych, itp., itd. do etc. włącznie. Wybieraliśmy prezenterów, dziennikarzy, sportowców, muzyków, aktorów, polityków, kreatorów mody i piosenkarzy. Na widowni zasiadali jak zawsze ci sami nominowani, ich zazdrosne koleżanki i koledzy oraz publiczność lubiąca ocierać się o ludzi znanych. Gala goniła galę, a transmisje na żywo w najlepszym czasie antenowym przyciągały przed telewizory miliony rodaków spragnionych oglądania warszawskiej elity. I nagle coś zazgrzytało, coś się w tej dobrze naoliwionej, rozkręconej maszynerii zepsuło. Nastąpiło wyraźne wyhamowanie. Radykalnie zmniejszyła się ilość gali. I bardzo dobrze. Z tego akurat cieszymy się niezmiernie. Niejednokrotnie owe spędy wyśmiewaliśmy. Jednak to, co się stało obecnie, budzi nasze wielkie zdziwienie. Czy zauważyli państwo, że nie ma już transmisji na żywo? Skończyło się. Teraz relacje z wręczania Fryderyków, Wiktorów, Telekamer i całego pozostałego nabzdyczonego badziewia odbywają się po godzinie 22. Świadczy to ewidentnie o tym, iż te imprezy tracą prestiż i stają się obciachowe. Wygląda na to, iż wstydzą się tego całego cyrku próżności i pychy zarówno nagradzający, jak i nagradzani. A i publiczność zdecydowanie mniej te showy rajcują. Spuszczono powietrze, nastąpiło opamiętanie i nareszcie jest tak, jak być powinno, czyli sami sobie przyznają nagrody, sami je odbierają i sami po nocy oglądają to w telewizorze!