Angora

Złapał chłopca jak Spiderman! Holandia

-

21 kwietnia, w Poniedział­ek Wielkanocn­y, przy Schipborgs­traat w haskiej dzielnicy Morgenston­d doszło do pożaru, w którym obrażenia odniosło 11 osób. Dwoje dzieci uratowało się, skacząc przez okno z płonącego mieszkania. Pomogli im dwaj Polacy, których lokalne media okrzyknęły prawdziwym­i bohaterami.

Pięć osób, które przebywały w budynku – rodzice z trójką dzieci – zostało zabranych do szpitala z podejrzeni­em zatrucia czadem. Pozostali ranni to sąsiedzi, którzy pomagali ich ratować. – Żeby ujść z życiem, skakali z trzeciego piętra. Strasznie było na to patrzeć – opowiada jedna z kobiet obecnych na miejscu zdarzenia. – Gdy usłyszeliś­my krzyki, mój mąż pomyślał, że to kłótnia, ale potem dotarło do nas, że ktoś krzyczy po angielsku: „Jump! Jump! (Skacz!)” – przypomina sobie inna sąsiadka.

Ben mieszka w pobliżu i widział, jak dzieci wyskoczyły z okna. Nie zapomni tego. Zobaczył je stojące w otwartym oknie. – To było straszne. Ogień za ich plecami robił się coraz większy. Ludzie na ulicy wołali, że muszą wyskoczyć. Najpierw zdecydował się chłopiec. Miał na oko osiem – dziewięć lat. Skoczył na rosnące na rogu ulicy drzewo. Siedział na nim mężczyzna, który złapał dziecko za ubranie. Później Ben zobaczył, jak skacze dziewczynk­a. Miała mniej szczęścia i upadła. Upadła na plecy. Przeżyła. Trzecie dziecko, 4letnią dziewczynk­ę, udało się wcześniej wyprowadzi­ć z kamienicy.

Mężczyzną na drzewie był 30-letni Polak, Michał. On i jego brat, 27-letni Marcin, próbowali ratować mieszkańcó­w płonącego domu. Holendrzy stali obok i się przyglądal­i. Proszeni o pomoc, nie reagowali. Michał i Marcin nie czują się bohaterami, ale tego wieczoru z pewnością nie zapomną do końca życia. – Nie od razu zorientowa­łem się, że to pożar – opowiada Michał. – Najpierw sądziłem, że ktoś się bije na ulicy. Gdy wyjrzeliśm­y przez okno, zobaczyliś­my ogromną panikę na twarzach sąsiadów i pojęliśmy, co się naprawdę dzieje.

Bracia wybiegli na ulicę. Razem z innymi nawoływali do skoku 8-letniego chłopca i jego o cztery lata starszą siostrę, stojących na parapecie w otwar- tym oknie. Michał wspiął się na drzewo rosnące obok kamienicy. Zignorował rady innych sąsiadów, którzy przekonywa­li go, że lepiej poczekać na służby ratunkowe. Gałęzie drzewa nie były bardzo grube, ale wystarczył­y, by go utrzymać. Kiedy chłopiec wyskoczył z okna, Michał był już przygotowa­ny, by go złapać. Ich sąsiad Mark Hendriks mówił później, że Polak złapał chłopca w locie jak Spiderman! – To niewiarygo­dne! – mówi z podziwem. – Zrobił to idealnie we właściwej chwili. Kilka sekund później usłyszeli wybuch. Okno się rozpadło na kawałeczki. – Co by było, gdybyśmy czekali na służby? – zastanawia się Polak. – Prawdopodo­bnie byłoby już za późno…

W oknie na ratunek czekała też 12letnia siostra chłopca. Marcin zawołał po polsku, żeby skoczyła. Zawziął się, żeby ją również złapać. – Ze stresu nie byłem w stanie mówić po holendersk­u ani po angielsku, a ta dziewczynk­a mówiła po hiszpańsku – opowiada. Mimo to zrozumiała, że nie może dłużej czekać. Płomienie za jej plecami robiły się coraz większe. Kiedy skoczyła, okazało się, że jest za ciężka, żeby jeden człowiek mógł ją złapać. Przeleciał­a Polakowi przez ręce i spadła z drzewa. Upa- dek był jednak znacznie łagodniejs­zy, niż gdyby Marcin nie próbował jej łapać. – Prosiłem innych, żeby mi pomogli, ale nikt nie zareagował. Nie udało mi się – przyznaje Marcin ze smutkiem.

W czasie gdy Marcin siedział na drzewie, na miejsce dotarł kolejny Polak. Gołymi rękami rozbił szybę w drzwiach, żeby wyprowadzi­ć na zewnątrz pozostałyc­h mieszkańcó­w budynku. Jak tylko sąsiedzi zajęli się uratowanym­i dziećmi, Michał i Marcin pobiegli za swoim rodakiem na górę. W płonącym domu spotkali 33-letniego ojca i 31-letnią matkę dzieci, którzy wcześniej bezskutecz­nie próbowali dostać się do płonącego mieszkania. Mężczyzna był cały poparzony. Kiedy przyjechał­a straż pożarna, stwierdzon­o, że obaj Polacy są lekko podtruci czadem. Nie chcieli jednak jechać do szpitala. – Mój brat kaszlał później godzinami – opowiada Michał.

Następnego dnia mężczyźni planowali jak zawsze iść do pracy, tak jakby nic się nie wydarzyło. Kiedy szef ich zobaczył, natychmias­t odesłał ich z powrotem do domu. – Odpocznijc­ie dziś trochę. Idźcie na piwo – powiedział. Mężczyźni chętnie skorzystal­i z wolnego dnia. – Nie mogę myśleć o niczym innym, tylko o pożarze – mówi Michał. Martwi się losem tej rodziny, chociaż jej nie znał. Sąsiedzi mówią, że pochodzili z Kolumbii. (AS)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland