Cudzoziemscy Francuzi Paryski nie-co-dziennik Leszka Turkiewicza.
W zbliżającym się wyścigu do europarlamentu francuski Front Narodowy marzy o pole position – czytam w Le Parisien, przeglądając gazetę w paryskim fnacu przypominającym polski empik. Przywódczyni Frontu, Marine Le Pen, choć partię ojca oddiabolizowała, chowając pazury i kły, to ksenofobii się nie wyrzekła, porównując imigrację do inwazji obcych. Obok – książki Zoli, Becketta, Simenona, Cortazara, Ciorana, Eliadego, Ionesco, Kundery, Xingjiana… – wszyscy urodzeni cudzoziemcy, ale i naturalizowani Francuzi.
Sięgam na inną półkę po wydawniczą nowość: „Słownik cudzoziemców, którzy stworzyli wielkość Francji”. Ilu Francuzów wie – zaglądam do wstępu – że literackiego Nobla w 2000 roku zdobył dla Francji Chińczyk Gao Xingjian, wówczas od trzech lat naturalizowany francuski obywatel, urodzony 60 lat wcześniej w chińskim Ganzhou. Tożsamość i wielkość Francja – czytam dalej – dużo zawdzięcza zarówno Zoli, jak i Marie Curie, Picassowi, Corbusierowi, Dalemu, van Goghowi, Godardowi, Cendrarsowi czy Aznavourowi, których fotografie zdobią okładkę słownika. Również 1200 innym bohaterom indywidualnych biogramów, od pochodzącego z Iranu Abbasa do Żuławskiego, oraz milionom anonimowych przybyszów osiedlających się we Francji, kraju noszącym nazwę swoich najeźdźców (Franków) i języka pochodzącego od kolonizatorów (Rzymian).
Lata kolonizacji i imigracji odcisnęły ślad na francuskiej tożsamości. Mieszały się tradycje, idee, ciała. Tylko w ciągu ostatnich 40 lat Francja zyskała 10 mln obywateli, z czego połowa to owoc naturalizacji imigrantów. W państwowych archiwach paryskiego pałacu Soubise i dawnej bazy NATO w Fontainebleau na ponad 300 kilometrach regałów drzemią akta naturalizowanych Francuzów. Pożółkłe dokumenty skrywają nadzieje, upokorzenia, deklaracje miłości do Francji. Ich autorzy uciekali przed biedą, pogromami, komunizmem, ale są i tacy, których tak urzekła kultura francuska, że zmienili ojczyznę. Wielu z nich lub ich dzieci, zdobyło sławę, stając się dumą Francji. Nie urodzili się Francuzami, ale narodowość tę wybrali, będąc anonimowymi uchodźcami, wtopionymi w tłum emigrantów poszukujących lepszego lub innego życia. Czasem o tę naturalizację musieli walczyć, czasem na nią zapracować, bo Republika, tak wtedy, jak i dziś, najbardziej przychylna jest emigrantom, gdy ich potrzebuje do walki i do pracy albo do upiększenia swego wizerunku.
Słownik cudzoziemców... to pierwsza tego typu publikacja – pod redakcją Pascala Ory, autora m.in. noty o rodzinie Poniatowskich i Antonim Cierplikowskim, damskim fryzjerze z paryskiej rue Cambon, który przeszedł do historii światowego fryzjerstwa fryzurą a` la Jeanne d’Arc, a później a` la chłopczyca. Przerzucam kartki słownika – jest ich blisko 1000. Nieoczekiwanie trafiam na francuskie obywatelstwo George’a Washingtona, na przyjaźń Władysława Ślewińskiego z Gauguinem i Józefa Pankiewicza z Bonnardem, na Apollinaire’a vel Kostrowickiego, poetę urodzonego z matki Polki, zmarłego na hiszpańską grypę 10 miesięcy po otrzymaniu francuskiego obywatelstwa. Dalej: Charpak Georges, zdobywca Nagrody Nobla z fizyki, Kowalczyk Ignacy, przed wojną reprezentant Francji w piłce nożnej, Krasucki Henri, szef komunistycznych związków zawodowych CGT, Słonimski Piotr, światowej sławy genetyk, Szydłowski Joseph, inżynier, lider specjalistów od turbin helikopterowych. Są polonijni wojskowi i cywile, arystokraci i robotnicy, chrześcijanie i polscy Żydzi, kon- serwatyści i rewolucjoniści, muzycy, naukowcy, artyści. Jest też odrębny artykuł sorbońskiej profesor Janine Ponty – „Polacy”, poświęcony Polonii, która swoje apogeum ilościowe osiągnęła między wojnami (zwłaszcza na północy Francji w bastionie polskich górników), przekraczając pół miliona zarejestrowanych Polonusów, tworzących drugą po Włochach najliczniejszą wspólnotę narodową. Polska krew płynie w żyłach setek tysięcy Francuzów, choć bywa, że jej śladem są już tylko polskie nazwiska.
Profesor Ponty wymienia ośrodki niepodległościowe i centra kultury narodowej skupione wokół Adama Czartoryskiego w Hotelu Lambert (dziś własność emira Kataru), jak i Jerzego Giedroycia w podparyskim Maisons-Laffitte. Lista naszych naturalizowanych Francuzów jest długa: Roland Topor, George Perec, Jerzy Grotowski, Roman Cieślewicz, Roman Polański, Anna Prucnal, legendarny piłkarz Raymond Kopa-Kopaczewski, lekkoatleta Michel Jazy, kolarz Jean Stablinski czy rugbista Frédéric Michalak. Jednym z ostatnich Polaków pochowanych na cmentarzu Pe`re-Lachaise jest Kazimierz Brandys.
Trudno sobie wyobrazić Francję bez imigrantów i ich potomków, bez Marii Curie-Skłodowskiej, jedynej kobiety, której szczątki spoczęły w krypcie paryskiego Panteonu, bez Montanda, Gainsbourga, Zidane’a. Jedna czwarta Francuzów pochodzi od przodków innej narodowości. Wraca więc temat wielokulturowości francuskiego społeczeństwa, jego realnych i rzekomych zagrożeń, głównie ze strony „muzułmańskich odrębności”. To druga religia Francji – jedna trzecia europejskich muzułmanów tu mieszka.
Zamykam słownik i wracam do dziennika Le Parisien. Według sondażu BFMTV poparcie dla partii Marine Le Pen wzrosło do 24 procent. Za nią prawicowa UMP (22 proc.) i lewicowa PS (20 proc.). Front Narodowy już nie marzy o pole position, bo najlepsze miejsce startowe w wyścigu unijnym już ma. Teraz prawdziwie francuskim bolidem chce je dowieźć do mety, by „przeszkodzić Unii cudzoziemskiej dalej iść do przodu”.