Na każdą pogodę
nym (180 KM), który zapewnia lepsze osiągi przy niższym spalaniu.
Zarząd firmy mieści się w Krakowie, a zakład produkcyjny w Karczewie pod Warszawą, gdzie modyfikuje się bryłę auta: podnosi dach, wyjmuje fabryczne skrzydełkowe tylne drzwi iw ich miejsce wstawia ścianę, co zapewnia zmniejszenie wagi, dobrą termikę i przede wszystkim dodatkowe 12 centymetrów długości. Na miejscu powstają meble, tapicerka i przeprowadzany jest ostateczny montaż.
Okna, kuchenki, lodówki, umywalki, multimedia, wyposażenie łazienki, ubikacji spółka kupuje u zachodnich producentów, aby zapewnić nie tylko odpowiednią jakość, ale i możliwość serwisowania w każdym miejscu Europy.
W ofercie Elcampu są dwa modele – voyager oraz explorer. W zależności od wersji są długie na 6,38 albo 5,99 metra. W większych pasażerowie mają do dyspozycji 9 metrów kwadratowych powierzchni, co pozwala na wygodne podróżowanie małżeństwa z dwójką dzieci. Jednak bardziej popularne, zwłaszcza w krajach starej Unii, są krótsze wersje, gdyż autami do 6 metrów długości można parkować w tych samych miejscach co samochodami osobowymi. Każdy model ma kilka rodzajów wyposażenia, co sprawia, że najtańsze egzemplarze kosztują niewiele ponad 200 tysięcy złotych, a najdroższe – grubo ponad 300 tysięcy. Jednak gdy klient chce mieć w swoim wozie najbardziej luksusowe materiały i wyposażenie firmowane przez czołowych światowych producentów, wówczas cena może przekroczyć pół miliona złotych.
– Nasz kamper, jedyny w tej klasie w Europie, ma podwójną podłogę, co sprawia, że można go wykorzystywać także zimą. Przy minus 25 stopniach na zewnątrz w środku bez problemu można utrzymać temperaturę w grani- cach plus 20 – 25 stopni. Przy ekstremalnych warunkach panujących na dworze zużycie paliwa na ogrzewanie postojowe nie przekracza jednego litra na godzinę, co przy baku o objętości 125 litrów sprawia, że bez tankowania możemy parkować na mrozie przez kilka dni – dodaje pan Jacek.
Przy obecnym poziomie produkcji, rentowność wynosi około 10 proc.
– To całkiem sporo, zważywszy na naszą niewielką produkcję – twierdzi prezes. – Duże koncerny sprzedają rocznie nawet 35 tysięcy aut kempingowych, są więc w stanie uzyskać wielkie zniżki na różne elementy wyposażenia. Jednak przy takiej skali trudno o najwyższą jakość. Nasze szafki, łóżka są idealnie dopasowane, co sprawia, że nic nie skrzypi, nie piszczy i mamy auta uważane za najcichsze w Europie.
Połowa produkcji trafia na rynek krajowy, reszta na eksport – głównie do Niemiec, Belgii, Austrii. Niebawem większa partia aut wyjedzie do Rosji i Danii. Spore zainteresowanie autami Elcampu jest też na Ukrainie, ale negocjacje handlowe przerwały protesty na kijowskim Majdanie.
– Nie konkurujemy ceną ani nie kopiujemy cudzych rozwiązań, dlatego zagraniczna konkurencja, i ta duża i średnia, patrzy na nas przychylnym okiem – zapewnia Jacek Luty. – Kiedyś Niewiadów produkował tysiąc przyczep rocznie. Nasze społeczeństwo się bogaci, więc mam nadzieję, że za jakiś czas będziemy sprzedawali około tysiąca kamperów. Według wszystkich raportów i analiz nasza branża w tej części Europy jest uważana za bardzo rozwojową. Wiadomo, że czeka nas boom, nie wiadomo tylko, kiedy nastąpi. Moim zdaniem już za pięć lat będziemy w sytuacji o niebo lepszej niż dziś.
Legowicz: – Tymczasem tylko niewiele ponad 2 procent gospodarstw domowych odkłada więcej niż 30 procent swoich dochodów. Większość przeznacza na oszczędzanie niecałe 10 procent.
Adam Cymer (publicysta ekonomiczny): – To jest stara prawda, że zasoby finansowe polskich rodzin nie pozwalają na dobre zarządzanie portfelem. Dlatego, że ten portfel jest niezbyt wypełniony. Efekt jest taki, że wszystkie zasoby oszczędności w Polsce są prawie dwukrotnie niższe niż w Unii Europejskiej – to jest, niestety, gigantyczna przepaść. I jeszcze jedno, jeżeli już oszczędzamy, to raczej na tak zwaną czarną godzinę, na najpilniejsze wydatki konsumpcyjne, natomiast niecałe 5 procent konsumentów myśli o emeryturze. To jest dramatyczna sytuacja, bo przecież finanse publiczne nie zapewniają kokosów emerytom. I ten stan będzie się tylko pogarszał.
Legowicz: – Musimy zmienić swoją świadomość w tej kwestii...
Cymer: – Musimy. Konieczne jest wsparcie dla świadomości w postaci zachęt finansowych, jakichś ulg, dotacji, upustów podatkowych. Tak jak to działa na całym cywilizowanym świecie.
Wiktor Legowicz: – Polskie firmy od paru miesięcy szukają fachowców. Chodzi przede wszystkim o informatyków, ale też ludzi z innymi umiejętnościami technicznymi. Jest praca, bo – na przykład – Centrum Nowoczesnych Usług w Łodzi zamierza w najbliższym czasie zatrudnić nawet 500 osób. Ale na rynku ich nie ma.
Jacek Mojkowski („Polityka”): – Cóż, mamy ciągle głód tych talentów. Co więcej, konkurencja też nam trochę wydrenowała fachowców. Prawda jest bowiem taka, że nie tylko w Polsce, ale również w całej Europie jest coraz większe zapotrzebowanie na ludzi, którzy się na czymś znają. W związku z tym rzeczywiście teraz cena takich ludzi idzie w górę. Ale to też jest znak dla tych, którzy dzisiaj podejmują decyzję o profilu studiów. Niech czytają te analizy i próbują się ustawić w takich branżach.
Za mało oszczędzamy
Siorbanie w kinie
Legowicz: – Prawie 12 milionów biletów sprzedały nasze kina w pierwszym kwartale. To prawie o 18 procent więcej aniżeli rok temu.
Mojkowski: – Trzeba jeszcze zadać pytanie, czy chodzimy do kina, czy na film. Bo, szczerze mówiąc, siorbanie, szeleszczenie, chrupanie, gadanie – to wszystko rozprasza w sali kinowej. Osobiście wolę obejrzeć film w innych, spokojnych warunkach, z jakimś namysłem i skupieniem. Dlatego kupuję filmy na DVD i ściągam je przez internet. Tym bardziej gratuluję tym kinom, które rzeczywiście wychodzą do przodu. Przecież był już taki moment, że je zamykano na potęgę. Myślę, że spory udział mają też polskie filmy. Jeżeli nasza kinematografia dalej będzie produkować hity, które ściągają miliony – to rzeczywiście będzie się kinom wiodło coraz lepiej.
Słoik w muzeum
Legowicz: –W Warszawie powstanie muzeum słoików świata.
Mojkowski: – Chodzi o szklane naczynia z nakrętką czy takie z różową gumką? Chyba weki się nazywały.
Legowicz: – Te weki znane są już od XIX wieku.
Mojkowski: – Jak u mnie w domu babcia je robiła, to był nieprawdopodobny bałagan i nerwy. Kuchnia wyglądała jak za Monty Pythona... Ale ja się jeszcze zastanawiam, czy przypadkiem nie chodzi też o tzw. słoiki warszawskie. Mam na myśli ludzi, którzy przyjeżdżają do stolicy z prowincji, szukając pracy i swojej szansy. I przyjeżdżają ze słoikami, w których znajdują się przygotowane przez rodzinę rozmaite potrawy. Więc zbierajmy te słoiki – w którymś momencie trzeba będzie powołać pewnie naczelnego słoja Warszawy.
J.B. Opracowano na podstawie codziennych audycji Wiktora Legowicza w radiowej Trójce od 26 do 30 maja 2014 r.