Umierają, czekając na wypłatę
Pracownicy szpitala w Kostrzynie od lat nie dostają wypłat. Troje już umarło.
Zmarł kolejny pracownik byłego SP ZOZ w Kostrzynie. Pan Wiesław Sądej kierował niegdyś kolumną transportu medycznego. – Był za młody, żeby umierać. Chorował na serce, a mimo to jeździł z nami na protesty do starostwa. To bardzo smutna wiadomość – mówi Remigiusz Napierała, który w poniedziałek wieczorem przekazał nam informację o śmierci mężczyzny. To już trzecia osoba, która zmarła, zanim doczekała się należnych pieniędzy za pracę w kostrzyńskiej lecznicy. Wiele kolejnych osób choruje, niektóre potrzebują operacji, albo są już po nich i wymagają kosztownego leczenia. Niektórzy nie mają pieniędzy na leczenie lub zadłużają się, żeby jakoś wiązać koniec z końcem. Ludzie są zdesperowani. – Może o to właśnie chodzi, byśmy wszyscy powymierali? – pyta R. Napierała.
Od 2007 r. ponad 360 byłych pracowników SP ZOZ czeka na należne im pieniądze. Ludziom należy się średnio po 15 – 25 tys. zł. W sumie to ponad 7 mln zł. Szpital w likwidacji nie ma żadnego majątku, więc wypłacić pieniędzy nie może. Generuje za to potężne długi, które rosną o ponad 20 tys. dziennie. W sumie zadłużenie lecznicy, która nie leczy żadnych pacjentów i istnieje tylko na papierze, sięga już ponad 106 mln zł. Powiat gorzowski, który jest organem założycielskim szpitala, przy ogromnym sprzeciwie byłych pracowników SP ZOZ wydłużył natomiast okres jego likwidacji do 2017 r. W tym roku starostwo po raz pierwszy od siedmiu lat zabezpieczyło w swoim budżecie pieniądze na pomoc byłym pracownikom. To 200 tys. zł. O pieniądze mogą się starać osoby w najtrudniejszej sytuacji, które potrzebują pieniędzy na leczenie i normalne funkcjonowanie. – To śmieszna kwota, bo osób w potrzebie jest znacznie więcej niż pieniędzy – mówi Barbara Rosołowska, kolejna z byłych pracownic szpitala. Ludzie wciąż oczekują, że dostaną swoje zaległe wynagrodzenia. Ich wypłatę nakazał przecież prawomocnym wyrokiem sąd Rzeczypospolitej Polskiej (…). Wnioski pięciu osób już zostały pozytywnie rozpatrzone. Dostaną od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Ale niemal na pewno nie starczy dla wszystkich (...).
Jak to się stało, że 360 pracowników, którym należą się pieniądze, zostało zwolnionych bez odprawy i bez uregulowania spraw zaległych pensji? Sytuacja jest tak skomplikowana, że jej rozgryzienie pogrążyło już m.in. kilku polityków (…).
– Powiat na razie nic dla nas nie zrobił – kwitują ludzie. – Nie dostaliśmy ani złotówki. Kompletnie nic – dodaje. Starostwo próbowało zakwalifikować SP ZOZ do tzw. planu B, czyli rządowego wsparcia i oddłużenia lecznicy. Nie udało się. Od dwóch lat powiat walczy o pożyczkę z budżetu państwa. To wymagało wprowadzenia specjalnego programu oszczędnościowego. Ograniczono m.in. inwestycje, wstrzymano zbędne remonty, zamrożono pensje. Rząd zaakceptował wniosek powiatu, ale pożyczki w wysokości 97 mln zł ostatecznie nie przekazano. Problemem okazały się odsetki. Ministerstwo proponowało 3 proc., tymczasem władze powiatu twierdziły, że mogą sobie pozwolić maksymalnie na 0,5 proc. Nie udało się dojść do porozumienia, ale starania o pożyczkę wciąż trwają. Powiat próbuje namówić też ZUS do zrezygnowania ze swojej części należności. Te są ogromne, sięgają już 60 mln zł. Ale, zdaniem władz starostwa, państwo nie kwapi się, żeby pomagać. – Często mamy wrażenie, że zostaliśmy z tym problemem sami. A przecież powiat tak ogromnych pieniędzy nie jest w stanie spłacić, tu potrzebna jest pomoc państwa i parlamentarzystów – mówił na jednej z ostatnich sesji rady powiatu wicestarosta Grzegorz Tomczak (...).