Szef strażaków skazany za fikcyjne pożary
W Sokolnikach bardzo często wybuchały pożary, ale tylko w dokumentacji.
Półtora roku więzienia w zawieszeniu, pokrycie kosztów sądowych, zwrot około 550 złotych nienależnie pobranego ekwiwalentu – taki wyrok usłyszał przed Sądem Rejonowym w Tarnobrzegu prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Sokolnikach. Zbigniew B. został skazany za poświadczenie nieprawdy w dokumentach – wpisywanie fikcyjnych wyjazdów strażaków do fikcyjnych pożarów.
Sprawę wyjątkowo wielu pożarów odnotowanych w Sokolnikach (powiat tarnobrzeski) w 2012 roku, poruszono w czasie Sesji Rady Gminy Gorzyce w czerwcu ubiegłego roku. Chodziło bowiem o znaczne koszty, jakie gmina musiała wypłacać strażakom ochotnikom uczestniczącym w akcjach – za jedną godzinę udziału w akcji każdy strażak otrzymuje 14 zł ekwiwalentu. Zastanawiające było, że w 2012 roku odnotowano 51 pożarów w tej miejscowości, rok wcześniej tylko 9. To rodziło przypuszczenia, że ktoś dokonuje celowo podpaleń nieużytków i lasów. Gmina wstrzymała wypłatę ekwiwalentów.
Ręczył za swoich druhów
Na ochotników z Sokolnik padł cień podejrzenia, ale prezes OSP Sokolniki Zbigniew B. ręczył za swoich druhów, przekonując, że z podpaleniami z pewnością nie mają nic wspólnego. Mówił prawdę, bo śledztwo wykazało, że żaden strażak nie miał związku z podpaleniami. Większość pożarów bowiem istniała jedynie w dokumentach, które przygotowywał prezes jednostki.
W tworzeniu fikcji szefowi strażaków ochotników z Sokolnik pomagało to, że pracował jako strażak zawodowy, pełniąc służbę na stanowisku dyżurnego operacyjnego Państwowej Straży Pożarnej w Tarnobrzegu. Był odpowiedzialny za odnotowywanie w dokumentach wszystkich wyjazdów, zgłoszeń, numerów telefonów i danych osób zgłaszających. Wpisywał również czas trwania akcji i nazwiska strażaków biorących w nich udział.
Prokuratura, prowadząc śledztwo, ustaliła, że ponad 30 spośród wszystkich 51 pożarów, jakie dyżurny a zarazem prezes OSP Sokolniki odnotował w dokumentach, w ogóle nie było. Osoby wpisane jako zgłaszające pożar takiego pożaru nie zgłaszały, widniejące numery rzekomo ich telefonów do nich nie należą, a strażacy, którzy gasili pożary, wcale tego nie robili. W tym czasie byli w szkole, w pracy lub w domu. Na pewno jednak nie gasili ognia. Były też pojedyncze przypadki, że prezes sam siebie zgłaszał jako uczestnika akcji gaśniczych, gdy służbę na stanowisku dyżurnego operacyjnego pełnił któryś z jego kolegów z pracy. Oni sami nie wiedzieli, że są wprowadzani w błąd.
Uciekł na emeryturę?
W czasie gdy prokuratura miała już pierwsze ustalenia, Zbigniew B. przeszedł na strażacką emeryturę. Może to był zbieg okoliczności, a może celowy zabieg w obawie przed dyscyplinarnym zwolnieniem ze służby w przypadku skazującego wyroku sądu.
Wobec zgromadzonych przez śledczych dowodów, prezes OSP Sokolniki przyznał się do poświadczania nieprawdy w dokumentach, wyłudzania i próby wyłudzenia ekwiwalentu za wyjazdy (gmina wypłaciła ekwiwalenty za siedem rzekomych pożarów). W tej sprawie prezes OSP Sokolniki usłyszał 31 zarzutów. Jeden zarzut wyłudzenia poświadczenia nieprawdy w dokumentach (wpisane nazwiska rzekomych uczestników akcji gaśniczej) usłyszał także drugi strażak tej jednostki, blisko współpracujący z prezesem. W fikcyjnych akcjach wskazywany był jako dowodzący działaniami.
Kara dobrowolna
Obaj oskarżeni złożyli do sądu wnioski o dobrowolne poddanie się karze zaakceptowanej przez prokuratora. Sąd Rejonowy w Tarnobrzegu uwzględnił wnioski, orzeczenie jest już prawomocne. Prezes został skazany na półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, nakaz naprawienia szkody wysokości około 550 złotych na rzecz Urzędu Gminy w Gorzycach oraz tysiąc złotych tytułem zapłaty częściowo kosztów sądowych. Dla drugiego strażaka proponowana kara to 1200 złotych grzywny i 500 złotych tytułem kosztów sądowych.