Fałszywy profesor z importu
Potrafił zauroczyć zarówno rektorów, jak i studentów. Elegancko ubrany z jarmułką na głowie. Elokwentny, a zarazem skromny. Na uczelniach dostawał etat wykładowcy niemal od ręki. Wrażenie robiły jego skserowane i potwierdzone przez tłumacza dyplomy: dokto
Depenalizacja
74-letni mieszkaniec Chicago napadł na bank. Bez maski i kamuflażu, podpierając się laską, podszedł do kasjera, i wskazując na pistolet u boku, zażądał forsy. Gdy zaś na miejsce zdarzenia przyjechała policja, z szerokim uśmiechem poddał się i przyznał, że zdesperowany brakiem pomocy i opieki na wolności marzył o tym, by wrócić do więzienia. Udało się.
Na podst. www.dziennikzwiazkowy.com
Dwójka na szynach
Dwaj upojeni lubartowianie postanowili sprawdzić, kto będzie odważniejszy – oni czy kierowca szynobusa. Ustawili się więc na torach przed nadjeżdżającym pojazdem i z bojowym okrzykiem na ustach pobiegli mu naprzeciw. Maszynista cudem nie przerobił ich na tatara, ale żeby ściągnąć „kozaków” z szyn, potrzebni byli mundurowi.
Na podst. „Super Expressu”
Rozwoziciel z powołania
Kierowca rozwożący pieczywo w jednym z amerykańskich miast na chwilę wysiadł z auta. W mig na jego miejsce wskoczył facet w slipkach i odjechał, po czym sam rozwiózł chleb po sklepach. Tyle że niewłaściwych. Gdy zaś zorientował się, że jest śledzony... zadzwonił na policję. A ta skierowała go na badania psychiatryczne.
Na podst. www.abcnews.go.com
Szekspir z sąsiedztwa
– Pić albo nie pić: oto jest pytanie – powiedział do kolegi mieszkaniec Siedlikowa. Konkretnie zaś do jego czaszki, którą wcześniej zabrał z cmentarza. Odpowiedź musiała być twierdząca, bo razem udali się do baru na piwo. Prokuratura uznała to za zbezczeszczenie zwłok i zażądała dla bezczeszczącego wyroku do 2 lat więzienia.
Na podst. www.ostrzeszowinfo.pl
Kocimiętka
Polskie koty łapią i przynoszą do domu myszy; za granicą są jeszcze przydatniejsze. Jeden z nowozelandzkich wrócił ze spaceru z torebką... marihuany. Gdy jego opiekunka zorientowała się, co to takiego, wezwała policję. Ta zaś pochwaliła mruczka i skonfiskowała jego łup. Dalsze losy trawki pozostają nieznane.
Na podst. www.tylkoprzyroda.pl
Lep na kruchty
Ciekawy patent zastosował przy kradzieży 18-latek z Lichenia (bój się Boga!). Otóż przebudował on wnętrze kościelnej skarbonki, umieszczając w niej lep na muchy. Dzięki temu monety wpadały na dno, a papierki przyklejały się i znikały z „tacy”. Księża są jednak wyczuleni na uszczuplanie ich dochodów, toteż cwaniak wpadł.
Na podst. www.wpolityce.pl
W prywatnych rozmowach chętnie opowiadał o swojej kancelarii prawniczej w Nowym Jorku i żonie mieszkającej w Los Angeles. Przedstawiał się jako Noah Rosenkranz. To miało być nazwisko jego babci. Posługiwał się paszportem izraelskim i niemieckim. Przedstawiał też różnego rodzaju rekomendacje oraz dokumenty potwierdzające ogromny dorobek naukowy.
Nagłe zniknięcie
naukowca
Prawda o wybitnym naukowcu wyszła na jaw, gdy dociekliwy pracownik działu kadr z Uniwersytetu Przyrodniczo-Historycznego w Siedlcach postanowił sprawdzić jego dyplomy w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Urzędnicy wysłali zapytania do Berlina i Jerozolimy i otrzymali informację, że taki naukowiec nie dostał od nich dyplomów.
Wtedy dr hab. Noah Rosenkranz nagle zniknął. Okazało się, że był oszustem. Za fałszywym profesorem wysłano list gończy. Po dwóch latach zatrzymany został w Krakowie. Był wówczas... studentem I roku judaistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zapuścił brodę i chodził w stroju chasyda. Już wcześniej jego krętactwa opisała „ Polityka”. Podczas śledztwa ustalono, że Rosenkranz to Mariusz K., były sędzia z Pisza, który kilkanaście lat temu został wyrzucony z zawodu za... fałszowanie delegacji służbowych. Miał też na sumieniu wyłudzenie pieniędzy za lodówkę, którą rzekomo kupił do swojego służbowego pokoju. Fakturę na 1600 złotych wystawiła jego siostra, choć chłodziarka była wiekowa. Oskarżony: Mariusz K. (47 l.) O: oszustwa i fałszowanie dokumentów Sąd: Tomasz Bazan, Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów Oskarżenie: Mariola Reda-Pieczeniewska, Aneta Michałowska – Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście
Obrona: Marcin Hilarowicz, Michał Krysztofowicz
Mariusz K. podrobił też dokumenty, które pozwoliły mu znaleźć się na liście radców prawnych, a później wyjechał na pewien czas do Izraela. Skończył szkołę rabinacką, dostał tamtejsze obywatelstwo i – już jako dr habilitowany Noah Rosenkrantz – wrócił do Polski.
Prokuratura sporządziła akt oskarżenia. Wynika z niego, że Mariusz K., posługując się fałszywymi dokumentami zaświadczającymi posiadanie tytułu doktora i habilitacji oraz podrobionym pismem z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego potwierdzającym te dokumenty – zatrudnił się w kilku mazowieckich uczelniach. W sumie pięć szkół wyższych miało mu zapłacić 130 tysięcy złotych pensji.
Kajdanki i rabinacki strój
Mariusz K. na pierwszą rozprawę został doprowadzony z aresztu. Zwracał uwagę swoim rabinackim strojem i rękoma skutymi kajdankami. Przed sądem odmówił składania wyjaśnień, ale potwierdził te ze śledztwa. A prokuratorowi mówił tak:
– Owszem, podrobiłem i przedstawiłem sfałszowane dokumenty, ale uważam, że nie było to przestępstwo. Dlaczego? Dlatego, że działałem w interesie społecznym. Moje działanie spowodowane było złą sytuacją w szkolnictwie wyższym. Zatrudniane są osoby z zagranicy, które nie posiadają wymaganych stopni naukowych. Uczelnie zatrudniają takich ludzi, by pozyskać odpowiednią liczbę wykładowców do tak zwanego minimum kadrowego upoważniającego do prowadzenia danego kierunku. I moim celem było obnażenie tego wszystkiego.
Mariusz K. opowiadał szczegółowo o mechanizmie oszustwa.
– Dokumenty dotyczące doktoratu i habilitacji sporządziłem po niemiecku i hebrajsku na domowym komputerze. Następnie potwierdziłem je w biurze tłumacza przysięgłego. A później już nikogo nie interesowało, że nie mam oryginałów. Jedyna rzecz, która interesowała uczelnie, to to, kiedy rozpocznę pracę.
Mariusz K. wykładał m.in. prawo cywilne, postępowanie egzekucyjne w administracji, prawo międzynarodowe, a nawet kryminalistykę. Brał, jak zapewniał prokuratora, pieniądze za dobre wykonywanie swoich obowiązków na powierzonych mu stanowiskach. W Wyższej Szkole Biznesu, Administracji i Technik Komputerowych był nawet zastępcą dyrektora Instytutu Prawa.
Bardzo ciekawe wykłady...
Świadek Jerzy Ł. jest dzisiaj emerytem, ale kilka lat temu nadzorował kadry w warszawskiej Prywatnej Szkole Biznesu, Administracji i Technik Komputerowych.
– Pan Noah Rosenkranz przedstawił nam dokumenty, z których wynikało, że jest doktorem habilitowanym prawa w zakresie prawa europejskiego. Wiem, że były konsultowane jego zajęcia i nikt nie miał zastrzeżeń do ich poziomu. Studenci też byli bardzo zainteresowani tymi wykładami. Uważali, że są dobrze prowadzone i bardzo chętnie na nie chodzili.
Kłopoty miały się zacząć wtedy, gdy któregoś dnia naukowiec z Izraela nie pojawił się na wykładach.
– Wtedy chyba wyszło, to było bodajże wiosną 2011 roku, że pan magister K. prawdopodobnie nie jest doktorem. Zaczęliśmy sprawdzać jego dokumenty. W zasadzie były w porządku, ale dziennikarz z „Polityki” uświadomił nam, że są jednak sfałszowane – zeznał przed sądem Jerzy Ł.
Świadek Andrzej P., rektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Nauk Społecznych w Otwocku, wyjaśnia, dlaczego zwolnił z pracy Mariusza K.
– Zatelefonował do mnie pracownik z kadr Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach z pytaniem, czy pracuje u nas Noah Rosenkranz. Odpowiedziałem, że tak. Wtedy dał mi do zrozumienia, że ma on sfałszowane dyplomy. Sprawdziliśmy to w ministerstwie. Jak się okazało, że dyplomy są rzeczywiście fałszywe, natychmiast zwolniłem pana Rosenkranza i zawiadomiłem prokuraturę oraz Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.