Nikła wiedza urzędnika
– Dlaczego również ABW? – zaciekawił się sąd.
– Uznałem, że mogą być przesłanki, iż ta osoba prowadzi jakąś szkodliwą działalność wobec naszego państwa.
– A jak to się stało, że oskarżony został przyjęty do pracy?
– Myślę, że kadrowa coś przegapiła.
Mecenasa Marcina Hilarowicza, jednego z obrońców Mariusza K., interesuje, jak weryfikowane są na uczelni tego typu dokumenty.
– Są sprawdzane za zgodność z oryginałem. Muszę wyjaśnić, proszę wysokiego sądu, że środowisko akademickie rządzi się trochę innymi prawami. Trudno byłoby dzwonić do uczelni z całego świata i sprawdzać, czy faktycznie ktoś uzyskał tam odpowiedni dyplom. Na uczelni obowiązuje zasada domniemania, że dyplomy są autentyczne.
– I nie są szczegółowo weryfikowane? – dziwi się adwokat.
– Nie są. Sam wykładam na dwóch uczelniach zagranicznych i nie było takiej sytuacji, żeby moje dyplomy były jakoś szczególnie sprawdzane. W środowisku akademickim liczy się wiedza, proszę wysokiego sądu.
– Czy oskarżony jako magister prawa miałby szansę na pracę?
– Dostateczną wiedzę mogą mieć też osoby z tytułem magistra. Liczy się bowiem również praktyka i do- świadczenie wykładowcy. Być może gdybym wówczas wiedział, że oskarżony jest tylko magistrem prawa, to zostałby zatrudniony na uczelni jako magister prawa. Poza tym w szkole wyższej powinni pracować obcokrajowcy, bo taki jest sens nauki – wymiana myśli i doświadczeń.
Sąd interesuje, jaka jest różnica w zatrudnieniu magistra i profesora.
– Magister jest zatrudniony na innych zasadach, to znaczy na umowie-zleceniu i otrzymuje stawkę za godziny. Profesor natomiast musi być zatrudniony na umowę o pracę. – A jakie są różnice w zarobkach? – Znaczne, proszę wysokiego sądu. Przeliczając to na godziny dydaktyczne, profesor za taką godzinę może dostać nawet 500 zł, a magister 60 – 80 złotych.
Świadek Monika B. jest urzędniczką z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
– Dokumenty pana K. zaczęłam weryfikować, dopiero jak przyszedł wniosek z Uniwersytetu w Siedlcach. Wtedy dokładnie przejrzałam te dyplomy i zobaczyłam, że na tym z Niemiec są błędy językowe, które nie występowały w żadnych niemieckich dyplomach, które wcześniej widziałam.
– Czy wcześniej widziała pani jakiś dyplom izraelski? – docieka mecenas Michał Krysztofowicz.
– Nie. Z dokumentami z Izraela nigdy się nie spotkałam w swojej pracy.
Z kolei mecenas Marcin Hilarowicz chce się dowiedzieć, czy świadek wiedziała o tym, że w Izraelu nie istnieje coś takiego jak habilitacja.
– Teraz to już o tym wiem, ale wówczas, kiedy wpłynęły te dokumenty, moja wiedza na temat izraelskiego systemu edukacji była raczej nikła.
– A w jakim zakresie pani tę wiedzę poszerzyła?
– Od momentu, jak te dokumenty do nas wpłynęły, do chwili obecnej uczyliśmy się na bieżąco. – To znaczy? – Uczyliśmy się na sprawach, które do nas przychodzą.
– Czy można więc przedstawić taką tezę, że ministerstwo paradoksalnie odniosło korzyść ze sprawy mojego klienta w postaci nabycia dodatkowej wiedzy? – kpi mec. Michał Krysztofowicz.
– Tak, podobnie jak przy każdej sprawie, która wpłynęła do ministerstwa.
Monika B., pytana przez sąd, czy nadal pracuje w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, odpowiada twierdząco. Nie jest jednak pewna... jaką funkcję pełniła, kiedy dotarły do niej papiery oskarżonego Mariusza K.
– Wydaje mi się, że byłam specjalistą w Wydziale Uznawalności Wykształcenia... Ale nazwy departamentów często się zmieniały i już nie pamiętam, jaka była wówczas właściwa...
Oskarżony ma zupełnie inne problemy. Prosi sąd o jak najszybsze wydanie decyzji w sprawie przynoszenia mu do celi koszernego jedzenia.
– Zwłoka w przekazaniu odpowiedniej informacji do aresztu śledczego powoduje, że nie mam zapewnionej odpowiedniej diety. Ponadto wnoszę, żebym raz w miesiącu otrzymywał tubkę pasty do zębów, szczoteczkę do zębów, dwie kostki mydła Nivea, balsam do ciała, płyn do płukania jamy ustnej, nić dentystyczną, żel do kąpieli, szampon, dwie rolki papieru toaletowego, papierowy pilnik do paznokci, dziesięć książek i dziesięć gazet obcojęzycznych – wylicza Mariusz K.
Problem oskarżonego rozwiązany został inaczej. Sąd zdecydował o zwolnieniu go z aresztu za poręczeniem majątkowym. 50 tysięcy złotych kaucji wpłaciła żona. Kolejne rozprawy zaplanowano w czerwcu i lipcu. Za oszustwa i fałszowanie dokumentów Mariuszowi K. grozi do ośmiu lat więzienia.
Za tydzień: W zabiciu męża Katarzynie T. pomagał jej 18-letni syn. On też rozkawałkował zwłoki mężczyzny. Później już wspólnie miejskim autobusem w workach na śmieci przewieźli jego ciało w ustronne miejsce.