Bolero, Włochy i cud-miód
ANGORA NA SALONACH WARSZAWKI
Szczęśliwcy, którzy nie muszą co rano meldować się przy biurku, a gdy tylko najdzie ich ochota, wsiadają do pociągu byle jakiego i jadą, gdzie oczy ich poniosą. Pozostali związani etatem, kredytem i małżeństwem zaplątanym w istny węzeł gordyjski planują wakacje dokładnie, oszczędnie i z rozmysłem. Dlatego cudownie pozwolić sobie czasem na podróże w czasie i przestrzeni niemal bez opuszczania własnego adresu. dy Navarrete „Noc Boler”. Co robi z ludźmi taka muzyka, najlepiej świadczy fakt, że pewien pan na oczach wszystkich oświadczył się pewnej pani. Szczęśliwa wybranka przyjęła pierścionek w rytm ognistych dźwięków, które brzmiały lepiej niż brzmiałby marsz Mendelssohna.
Włochy są nieustająco na szczycie naszej wakacyjnej listy marzeń. Kochamy je za gorące słońce, ciepłe morze, przystojnych piłkarzy, boską Sophię Loren, wino, od którego czasem kręci się w głowie, i oczywiście pizzę. Można by tak wyliczać długo, bo każdy dorzuciłby do tej wyliczanki coś swojego i miałby rację. Maciej Brzozowski zna ten kraj i jego zwariowanych mieszkańców jak mało kto, ale na szczęście postanowił podzielić się z nami swoją wiedzą. W księgarniach jest już jego książka pod wszystko mówiącym tytułem „Włosi. Życie to teatr”, a na zakończonych dopiero co Targach Książki był jednym z bardziej obleganych autorów. Książkę już z okładki polecają Grażyna Torbicka (55 l.) i Piotr Adamczyk (42 l.), którzy nieraz odwiedzali Włochy – zawodowo i prywatnie – i też pokochali je miłością pierwszą. Brzozowski – z wykształcenia italianista – wśród wielu fantastycznych historii i anegdot zdradza też kilka sekretów włoskiej wymowy, co przed sezonem wakacyjnym może okazać się wiedzą fundamentalną. Oto tylko – na zachętę – jeden smakowity kąsek z tego włoskiego talerza rozmaitych smaków: „Na pierwszym miejscu mojej prywatnej listy lapsusów zdecydowanie umieszczam obietnicę złożoną mojej chorej znajomej, którą zapewniłem, że gdyby jej stan się pogorszył, będę czuwał przy jej… sutku ( capezzolo – sutek; capezzale – wezgłowie). Wyzdrowiała od razu. O wiele niżej w rankingu jest, chociażby ze względu na częste przytaczanie w tekstach poświęconych podróżom do Włoch, typowe dla wszystkich początkujących, mylenie słowa fico (figa) z fica (powiedzmy po staropolsku: kuciapka), co jest nienudzącym się nigdy tematem żartów nie tylko w męskim gronie. Nas ostrzegła już na pierwszym roku studiów jedna z nauczycielek języka (...). Kolega zamawiający w mediolańskiej tawernie pene con funghi najpierw został obszturchany przez kelnerkę, a kiedy ta dowiedziała się, że nie jest Włochem, poinformowała cały, na szczęście parostolikowy, lokal, że ten oto pan zamówił „penis z grzybami” ( pene zamiast penne przez dwa n). Bolesne, acz skuteczne”.
Potrawy na otwarciu nowej restauracji Cud Miód – dzięki Bogu i szefowi kuchni – były dużo mniej karkołomne przy zamawianiu. A kilka słoików rzadko widywanego na imprezach czerwonego kawioru pozwoli co po niektórym zaliczyć ten wieczór do bardziej udanych. Miłego widoku urządzonego w stonowanych beżach i brązach wnętrza nie zepsuła nawet obecność mało komu znanych wytatuowanych „dam” ze sztucznymi biustami. Wszystko wynagradzała obecność Jacka Komana (57 l.), aktora, który ponad 30 lat spędził w Australii, grał z najlepszymi, a w Cud Miód przysiadł skromnie w kącie. Za tango Roxanne, które zaśpiewał i zatańczył w słynnym filmie „Moulin Rouge” należą mu się wszystkie Oscary świata. Partnerował wtedy takim gwiazdom jak Nicole Kidman (46 l.) czy Ewan Mc Gregor (43 l.). Koman ma charakterystyczny, niski, chrapliwy głos i coś takiego w twarzy, że nawet jak gra typa spod ciemnej gwiazdy, to mu się wierzy i chce się go oglądać. Trochę zazdroszczę Tatianie Okupnik (35 l.), z którą przegadał pół wieczoru. A tak przy okazji: piosenkarka wyglądała świeżo i naturalnie, raczej jak studentka a nie celebrytka, co – wszystkim zdezorientowanym wyjaśniam – jest komplementem.