Do mnie na ulicy
życie poza ławeczką i pokazujemy swój charakter. Myślę, że każdy z widzów odnajduje w nas cząstkę siebie. I może dlatego nasze kłopoty rodzinne czy kłótnie z żoną, które grane są poważnie, ale są bardzo śmieszne, trafiają do widzów. Zresztą taka ławeczka jest i w dużym mieście, i w małej miejscowości. Jak się jeździ po Polsce, to one są dosłownie wszędzie. I te prawdziwe ławeczki również jakieś miejscowe problemy rozpatrują. I na tym chyba polega fenomen naszego serialu.
– Improwizujecie tekstowo na planie?
– Scenariusz jest tak napisany, że nie ma potrzeby nic w nim zmieniać. Inaczej – grzechem byłoby go poprawiać. Liczy się też zaufanie do reżysera. I naprawdę, jeżeli chce się dobrze zagrać, to Wojtkowi Adamczykowi (reżyser „Rancza” – red.) trzeba wierzyć. I my mu wierzymy (...).
– Od zawsze chciał pan zostać aktorem? Jak to było?
– Coś już było na rzeczy w szkole podstawowej, gdzie trochę śpiewałem z zespołem muzycznym akordeonistów. W liceum miałem polonistkę, która była zafascynowana teatrem i nawet popełniła przedstawienie według Cypriana Kamila Norwida związane z legendami średniowiecznymi, w którym zagrałem. A później jeszcze jeden z kuzynów mnie podpuścił i lapidarnie zarzucił: „Może byś do szkoły teatralnej zdawał? No co, nie dasz rady? Coś zaśpiewasz, coś powiesz, zatańczysz i już”. No i na egzaminach musiałem to wszystko zrobić, a to wcale nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać. Zostałem aktorem i powiem panu szczerze, że nie żałuję wyboru.
– I wspominał pan w niejednym wywiadzie, że nawet te siedem chudych lat do czasu „Rancza”, kiedy rzadko pan grał i był m.in. sprzedawcą zabawek, tego nie zmieniło.
– Mówiłem już o tym wiele razy i nie będę powtarzał tego znowu. Powiem tylko jedno, że te doświadczenia mnie nie zniechęciły. Jak to mówią: raz na wozie, raz pod wozem. Raz w życiu jest lepiej, a raz gorzej. Ale do przodu trzeba ten wózek pchać. I ja nie narzekam.
– Bo, jak pan mówi, poza aktorstwem nie wyobraża sobie nic innego?
– Nigdy nie byłem zdolnym majsterkowiczem, a na przedmioty ścisłe w szkole miałem alergię. Bawiły mnie humanistyczne przedmioty. Pierwotnie po liceum planowałem zdawać na studia prawnicze. Ale później wszystko mi się pozmieniało. – A w dodatku ten kuzyn... – No tak. Ale co ja mogłem? Liceum skończyłem w 1974 roku, czyli w cza- sach komuny. I miałem ambicję, żeby wyjść z małego miasteczka, czyli Mszczonowa (nieco ponad 6 tys. mieszkańców – red.). Nigdy nie ukrywam, skąd pochodzę. I zawsze się chwalę, że Mszczonów leży niedaleko stolicy i niedługo wchłonie Warszawę, bo się bardzo dobrze rozwija. Wie pan, gdzie jest Mszczonów?
– Na południe od Warszawy. Wiem, bo z Płońska pochodzę, a to jest na północ od stolicy.
– Naprawdę z Płońska? Ja w powiecie płońskim mam działkę. I nie jestem tam sam. Jest jeszcze na przykład Maciej Damięcki. Tak więc widzi pan, znam te okolice bardzo dobrze!
– Podobno lubi pan eksperymentować kulinarnie z żoną Barbarą?
– Czy ja wiem, czy eksperymentować? Po prostu od swojej mamy nauczyłem się gotować, a w dodatku tego, co bardzo lubię. Czasami urozmaicam sobie dania, ale typowa polska kuchnia jest najlepsza. Czyli mielone, kapusta faszerowana i kapusta z żeberkami. Lubię zrobić coś po swojemu, ale żeby miało ręce i nogi. A żona temu przyklaskuje i bardzo jej to smakuje. Córce także. Mówi, że jak tata zrobi, to na pewno będzie dobre.
– Pańska żona była tancerką Teatru Wielkiego w Warszawie. Poznaliście się w pracy?
– Obijaliśmy się o siebie, nie w pracy, ale towarzysko. Poznaliśmy się jeszcze przed rozpoczęciem studiów, kiedy musiałem odbębnić praktyki robotnicze. A te oczywiście odbywały się w Teatrze Wielkim. Przez miesiąc byłem montażystą sceny. A że żona już w tym czasie tam pracowała, to się poznali- śmy. Ale dopiero po dziesięciu latach znajomości się pobraliśmy.
– Dzisiaj panuje przekonanie, że jeżeli po pięciu latach bycia ze sobą ludzie się nie ożenią, to nic dobrego z tego nie będzie.
– Ale w naszym przypadku te dziesięć lat to były jedynie towarzyskie spotkania! Żadne inne. I dopiero po tym czasie przyjrzeliśmy się sobie, pomyśleliśmy: „A może?”, no i tak zostało. W tym roku mija 30 lat, odkąd jesteśmy małżeństwem. – Interesuje się pan piłką nożną? – Na pewno nie tak jak Bogdan Kalus. Ale podczas dużych imprez, jak mistrzostwa świata czy Europy, jestem kibicem.
– Wdniu pańskich 27. urodzin, czyli 10 lipca 1982 roku, podczas piłkarskich mistrzostw świata w Hiszpanii Polska pokonała Francję 3:2 w meczu o trzecie miejsce. – Coś takiego! – Są też inne wydarzenia z 10 lipca. Na przykład w 1991 roku Borys Jelcyn rozpoczął urzędowanie jako pierwszy prezydent Rosji, w 1992 roku Hanna Suchocka została premierem Polski, a w 2012 Waldemar Fornalik został selekcjonerem reprezentacji Polski w piłce nożnej. Jest też smutne wydarzenie: 10 lipca 1997 roku podczas powodzi tysiąclecia Odra zalała lewobrzeżną część Opola.
– To mnie pan teraz zaskoczył, bo to naprawdę bardzo ważne wydarzenia były. Meczu o trzecie miejsce podczas mistrzostw świata, niestety, nie pamiętam. Podejrzewam, że chyba tego nie oglądałem. Albo inaczej: zacząłem oglądać, a później film się urwał (śmiech)!
(Skróty pochodzą od redakcji „Angory”) w znacznym stopniu ułatwia opiekę nad chorym. Podstawowym sprzętem staje się łóżko, w którym możemy automatycznie sterować ustawieniem stelaża w kilku pozycjach oraz podnosić je w zależności od potrzeb. Bardzo często niezbędna jest podwójna rama umieszczona nad łóżkiem. Mocowane do niej uchwyty (tzw. trójkąty) pozwalają choremu na podnoszenie się i przesuwanie na łóżku za pomocą rąk. Do ramy można mocować kroplówki, bloczki, drabinki sznurowe oraz specjalne przyrządy do rehabilitacji rąk, barków i górnej części tułowia. Tanią ramę (oryginalna kosztuje 1900 zł) wykonaną w tempie ekspresowym przedstawił nam Pan Jerzy Jata ze Zgierza. Do posiadanego łóżka drewnianego ze stelażem sterowanym automatycznie przymocował 4 słupki z drewna sosnowego o przekroju 60x60mm. Na wysokości 180 cm od podłogi nawiercił w słupkach otwory o średnicy 35 mm, przez które przełożył rury ze stali nierdzewnej o średnicy 33,7 mm i grubości ścianki 2 mm (koszt 230 zł). Odległość rur w poziomie wynosi 70 cm. Obejmy do rur instalacyjnych zamontowane na rurach poziomych zapewniają stabilizację całości. Dwa trójkątne uchwyty powieszone na rurach zakupione zostały w sklepie medycznym (koszt 72 zł).
janik@angora.com.pl