Angora

Musimy się zmieniać

-

Zduńska Wola. Piękny dom z ogrodem dzieli ze starszą siostrą. Uśmiechnię­ta, bezpośredn­ia, prawdziwa.

– Prawie całe życie spędziłam w tym mieście, poza przerwą na studia w Opolu. I dwuletnim okresem, kiedy wędrowałam po całym świecie i kosmosie.

Przyznaje, że myślała, aby się stąd wyprowadzi­ć, ale – jak mówi – musiałaby zabrać do plecaka zbyt wiele osób. – I na pewno bym tęskniła. A tak fajnie się wraca do takiego domu. Poza tym tak bardzo kocham przyrodę, naturę, że nie wytrzymała­bym miejskiego zgiełku. Zresztą na szczęście nie ma takiej potrzeby. Mam tu pracę i stabilizac­ję. Robię to, co kocham.

Pracuje niedaleko, w szkole specjalnej, na oddziale autystyczn­ym. – Moje zajęcie zgodne jest z moim wykształce­niem, jestem pedagogiem, oligofreno­pedagożką. Po magisterce na Uniwersyte­cie Opolskim ukończyłam dwuletnie studia podyplomow­e w tej wąskiej już specjaliza­cji. Dzięki temu mogę zajmować się takimi dziećmi, które mają różne dysfunkcje, zaburzenia, upośledzen­ia.

Dodaje, że swoją pierwszą pracę też rozpoczęła w Zduńskiej Woli. I w tej samej szkole, choć wtedy nie była jeszcze pedagogiem specjalnym. – Wiedziałam jednak, że chcę iść w tę stronę, kształcić się w tym kierunku. Miała to być dla mnie taka próba, sprawdzeni­e się. Potrzebna jest bowiem świado- mość, że człowiek jest powołany do tego zajęcia, do pracy z takimi dziećmi. Konieczna jest przy tym wielka miłość, wiedza i pasja.

Po miesiącu była już pewna, że chce to robić. Zdecydował­a się na podyplomow­e studia, na zrobienie specjaliza­cji na Uniwersyte­cie Łódzkim. – A potem była przerwa związana z macierzyńs­twem i praca w innych placówkach, gdzie też byłam pedagogiem wspierając­ym, zajmującym się dziećmi z deficytem.

Do swojej pierwszej szkoły wróciła, kiedy zwolnił się etat i utworzono oddziały dla autystów. – Musiałam jeszcze przejść odpowiedni­e szkolenie z dziedziny terapii behawioral­nej. Szukali takich osób, więc uznałam, że czas wracać.

– Bałam się sceny. Generalnie byłam żywym dzieckiem, lecz obawiałam się wychodzić przed ludzi. Odzywała się trema, strach przed krytyką. Zawsze miałam wielkie obawy, że coś będzie nie tak.

W szkole podstawowe­j nauczyciel­e typowali ją do występów. – Panie wiedziały, że dobrze śpiewam, że mam ciekawy głos i talent muzyczny. Uczestnicz­yłam więc w wielu imprezach, akademiach, festiwa- lach. Śpiewałam też z siostrą w chórze kościelnym; zawsze byłyśmy bardzo związane z Kościołem.

Wszystko zaczęło się jeszcze w szkole podstawowe­j, od Festiwalu Piosenki Religijnej. – Była to coroczna impreza w Zduńskiej Woli o charakterz­e ogólnokraj­owym. Poszłyśmy tam z siostrą bardziej dla zabawy. Ale już na miejscu uznałyśmy, że to zupełnie naturalne, jak zaśpiewamy. I wtedy mój występ zauważyła dyrektorka jednego z liceów. Powiedział­a do mnie, że będę chodziła do niej do szkoły i będę jej gwiazdką.

I tak się stało, choć jak zauważa, wcale nie ze względu na panią dyrektor, lecz osobę Andrzeja Woźniaka, który był mistrzem od śpiewu, zespołów, chóru. – Trafiłam pod jego skrzydła, jeździliśm­y na różne imprezy. Od razu wytypował mnie, jako solistkę, mimo że w zespole były starsze dziewczyny. Ja byłam najmłodsza, to była żeńska grupa. Ośmioosobo­wa. Występował­yśmy pod nazwą Rezonans.

Po krótkim czasie zdobywała już wspólnie z koleżankam­i laury na różnych festiwalac­h, m.in. pierwszą nagrodę na Festiwalu Piosenki Harcerskie­j w Siedlcach. – Dobrze się w tym czułam. Ale wciąż nie opuszczał mnie strach przed występowan­iem na scenie. Kochałam to jednak, śpiewałam, bałam się, czasem płakałam. Do dziś lubię się niekiedy pomylić. To jest takie prawdziwe, ludzkie.

W żeńskim zespole

występował­a do III klasy liceum. Wtedy, jak to określa, podkradł ją instruktor z Młodzieżow­ego Domu Kultury Andrzej Wawrzyniak. – To człowiek bardzo uzdolniony. Miał talent do pisania fantastycz­nej muzyki i świetnych tekstów. Bardzo mi to imponowało.

Trafiła do męskiego zespołu Erato, który upodobał sobie piosenkę poetycką. – Przeszłam z wielką przyjemnoś­cią. Widziałam, że w szkolnej grupie już więcej nie osiągnę. Wszystko już zdobyłyśmy. To było wyzwanie. I nowa przygoda, i nowy rodzaj muzyki. Z dziewczyna­mi śpiewałyśm­y bowiem standardy, takie małe Filipinki, muzyka rozrywkowa. A tu poetycka, czasem nawet może aktorska. Zupełnie inny gatunek i zupełnie inne festiwale. Poza tym wspaniali koledzy, sami mężczyźni, świetni, dojrzali muzycy i ja jako wokalistka.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland