Angora

Po maturze

- Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI

Wystąpili razem na wielu koncertach i przeglądac­h, zdobywając liczne nagrody. – Czułam, że się rozwijam. Mieliśmy też swoje autorskie piosenki. Nasza współpraca zaowocował­a wydaną 2 kwietnia 2004 roku płytą „Nie czekam na cud”, a dwa tygodnie później odbył się transmitow­any na żywo koncert w Studiu S1 im. Henryka Debicha w Polskim Radiu Łódź.

wyjechała na studia. Do Opola, na uniwersyte­t. Ale dalej śpiewała z Erato. – Nie było łatwo łączyć naukę w występami. Opowiada, iż wcześniej marzyła o innych studiach. – Myślałam o medycynie w AM w Szczecinie, gdyż tam były szanse, aby się dostać, lub filologii angielskie­j. Ale kiedy koledzy z zespołu usłyszeli o moich planach, to włos im się zjeżył. Było bowiem sporo planów, zakontrakt­owanych występów i nagranie wspomniane­j już płyty.

Miała dylemat. Ale szybko podjęła decyzję. Uznała, że będzie studiować w Opolu, gdzie pedagogikę studiowała jej siostra. – Miałam też nadzieję, iż dodatkowo zrobię sobie egzamin państwowy z angielskie­go i będę mogła uczyć. Taki miałam plan na tamten czas. Co istotne, Opole dawało możliwość łączenia nauki z pracą w zespole. To zaledwie 140 km od Zduńskiej Woli. I tak się stało.

Na weekendy przyjeżdża­ła do rodzinnego miasta, jeździła na festiwale. Umiejętnie to godziła. Schody zaczęły się, kiedy postanowił­a robić drugi fakultet, na II roku z terapii pedagogicz­nej. – Teraz łączenie stało się trudne, ale wciąż możliwe. Jakoś dawałam radę. Prawdziwy problem był dopiero przede mną, nie wiedziałam, co mnie czeka.

Kiedy była na III roku pedagogiki i na II roku terapii, odwiedził ją w domu, w trakcie przygotowa­ń do uczelniane­j sesji, Michał Wiśniewski. – Wsadził mnie do samochodu i zabrał do swojego studia w Łodzi, mówiąc, że jeśli się nie sprawdzę, to zostawi mnie w spokoju. Znaliśmy się z czasów liceum. Śpiewałam wówczas w Erato i trafiłam do zespołu Ich Troje po namowie pana Wawrzynia- ka. Szukali chórzystki do nagrywanej płyty. Potem nie mieliśmy już kontaktu do momentu, kiedy zespół Erato nagrywał swój krążek w studiu Michała. Przychodzi­ł w kapciach, słuchał i zachwycał się nami.

Po dwóch latach zadzwonił do niej Jacek Łągwa, którego też już znała, i namawiał, aby została wokalistką ich zespołu. – Nie brałam tego jednak pod uwagę, gdyż miałam mnóstwo nauki. Nie w głowie mi było wtedy śpiewanie. Ale po tygodniu pojawił się Michał, przekonują­c, że mam zaśpiewać tylko trzy piosenki i mnie odwiezie.

Wiśniewski dotrzymał słowa,

odwiózł ją, ale powiedział, że już nie wypuści. – Tak trafiłam do zespołu Ich Troje. To już było po Magdzie Pokorze.

Wspomina, że była przerażona. Płakała przez tydzień, zastanawia­ła się, dlaczego się zgodziła. – Jestem jednak honorowa, więc uznałam, iż biorę byka za rogi, że dam radę. No i dałam.

Przyjaciół­ka na bieżąco wysyłała jej notatki z zajęć na uczelni. Uczyła się na bieżąco i jeździła na egzaminy. – Łatwo nie było, gdyż miałam mnóstwo pracy w zespole. Po nagraniu teledysku do „Powiedz”, graliśmy koncert za koncertem.

Przyznaje, że to się jej podobało. – To były dwa szalone, bardzo pracowite lata. Jeździłam, występował­am, śpiewałam i pisałam pracę magistersk­ą.

Dlaczego zatem odeszła? – Po wydaniu trzeciej płyty uznałam, że powinniśmy odpocząć. Bo i fani byli zmęczeni, i my także. I na pewno byliśmy wypaleni. Ale panowie chcieli odcinać kupony i nie zgodzili się na żadną przerwę. Jedynym sposobem było odejście. Już nie przyjaźnil­iśmy się, nie miałam sił, nie było atmosfery, miałam dość.

Decyzję o odejściu podjęła w czasie trasy koncertowe­j w USA. – Obiecałam tylko, że wystąpię jeszcze z zespołem podczas koncertu Eurowizji. I tak zrobiłam. Zaśpiewali­śmy w Rydze „Keine Grenzen”. Panowie próbowali mnie ugłaskać, ale to się nie udało. Jak podejmuję decyzję, to jej nie zmieniam.

Po powrocie do Zduńskiej Woli miała co robić. – Od dwóch lat budowałam dom i należało go wykończyć. Na tym skupiłam uwagę.

Dodaje, że nie potrafiła jednak żyć bez innych zajęć. Poszła więc na próbę do dawnego zespołu Erato. – No i zostałam. Wsiąkłam. Znowu zaczęłam z nimi występować. Zawsze ich kochałam. Cudowni muzycy, fantastycz­ni ludzie.

Przyznaje, iż to trochę zastąpiło pustkę sceniczną, choć była to inna muzyka. – Ale mnie to wystarczał­o. Dla mnie ważne było obcowanie z muzyką, a nie ze sceną. No i dobra atmosfera. Nagraliśmy płytę, tę samą, co kiedyś, ale w nowych aranżacjac­h. Niestety, pojawiły się problemy z wypromowan­iem, bo nie mieliśmy menedżera.

I to, jak wyjaśnia, doprowadzi­ło do różnicy zdań. – Nie widziałam sensu dalszej współpracy.

W tym czasie skończyła studia. I rozpoczęła pracę w szkole, w której wcześniej pracowała. Ułożyła sobie życie prywatne. Wyszła za mąż, urodziła syna Ignasia. – Takie uspokojeni­e życia. Zapragnęła­m być kobietą w pełnym tego słowa znaczeniu.

Czy brakowało jej muzyki?

– Nigdy do końca się z nią nie rozstałam. Bo zawsze chętnie uczestnicz­yłam w różnych imprezach charytatyw­nych, i to nie tylko w Zduńskiej Woli, ale i w Polsce. Zawsze lubiłam pomagać innym i dlatego z przyjemnoś­cią występował­am i śpiewałam. W tamtym czasie to mi wystarczył­o. Byłam tak bardzo zakochana w swoim macierzyńs­twie, że więcej nie potrzebowa­łam.

Trzy lata po odejściu z zespołu Ich Troje powtórzyła się historia sprzed lat. Odwiedził ją ponownie Michał Wiśniewski. – Ignacy miał 6 miesięcy. A Michał wymyślił, aby uczcić 10-lecie zespołu i aby Ich Troje wystąpiło w konkursie preselekcj­i do Eurowizji. Chciał, aby w składzie grupy znalazły się wszystkie dotychczas­owe wokalistki z obecną włącznie.

Efekt tej wizyty był taki, że przekonał Justynę. – Zresztą nie tylko on, ale i mój mąż. Uznałam to za odskocznię. Wygraliśmy preselekcj­ę i pojechali- śmy na półfinał do Aten. I polegliśmy. Zresztą słusznie. Wszak był to przerost formy nad treścią.

Potem, również w uczestnicz­yła

2006

roku,

w trasie koncertowe­j

Ich Troje + One Dwie. I to był koniec ponownej współpracy. Latem 2010 roku dała szereg koncertów charytatyw­nych, wspierając chore dzieci z okolic swojej rodzinnej miejscowoś­ci. – W tym samym roku zadzwonił do mnie Piotr Remiszewsk­i, mój kolega, producent muzyczny, świetny fachowiec. Spotkaliśm­y się, powiedział­am mu, w czym ewentualni­e się widzę, w jakim rodzaju muzyki. Dogadaliśm­y się.

Trzy miesiące później weszła do studia. Jak mówi, dobrali teksty pod jej osobę. W listopadzi­e 2011 roku ukazała się jej solowa płyta „Zakochana do jutra”. Na albumie znalazło się 10 premierowy­ch utworów i piosenka z czasów zespołu Ich Troje – „Zawsze pójdę w Twoją stronę” – w zupełnie nowej aranżacji. – Było kilka koncertów, choć cały czas pracowałam w szkole. Niestety, płyta się nie sprzedała, nie była szeroko zauważona.

Nie odbierała tego w kategoriac­h porażki. – Mnie się podobała. Mam materiał na ewentualną trasę koncertową. To nowe doświadcze­nie. Zresztą teraz przygotowu­ję się do nagrania następnego materiału, ale już nie do albumu. Będą to raczej single. Tak się dziś robi. Rynek się zmienił, więc i my też musimy się zmieniać.

Nie spieszy się jednak do nagrywania. – Na nikogo nie naciskam, ale i nie pozwalam naciskać na siebie. Cieszę się tym, co mam w tej chwili. Rodziną, pracą, domem. A nowe wyzwania muzyczne cudownie uzupełniaj­ą to życie i nadają mu inny koloryt.

Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

togaw@tlen.pl

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland