Dla kogo ten puchar?
dimira Putina, próbującego odtworzyć imperium, przyciągnąć Ukrainę do tworzonej przez siebie Unii Eurazjatyckiej. Wyjście Gruzji z WNP było małym potknięciem w tym dążeniu, wyjście Ukrainy to byłaby sensacja. Wspólnota bez Ukrainy nie ma sensu, nie mówiąc już o Unii. Prezydent Putin dobrze o tym wie.
Kluczem do sukcesu Poroszenki będzie postawa oligarchów. O ile baronowie Dniepropietrowska czy Odessy postawili na Kijów, o tyle niepewna jest postawa najważniejszego z nich Rinata Achmetowa. Najbogatszy Ukrainiec wysyła sprzeczne sygnały. Ostatnio wydawało się, że postawił na rząd centralny, grożąc strajkiem 300 tys. swoich pracowników i odmawiając płacenia podatków na rzecz uzurpatorów. Z drugiej strony to jednak w należącym do niego hotelu w Doniecku, tuż pod bokiem rzekomo wiernej Kijowowi armii, przywódcy Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej podpisali umowę o zjednoczeniu i utworzeniu Noworosji. (Potem lider ŁRL zaprzeczył, by taki dokument podpisano – przyp. MB).
Ciekawa jest przyszłość Julii Tymoszenko. Była premier jak mogła, zaklinała rzeczywistość. Na wyborczy wieczór jej sztab wynajął nawet hotel President, licząc, że będzie to prorocze miejsce. Po ogłoszeniu wyników zamiast ludowego trybuna zobaczyłem „żelazną Julę” mocno postarzałą, zmęczoną, ze zszarzałą twarzą. Mistrzyni słowa wygłosiła ledwie kilkuminutowe oświadczenie. Uznała porażkę i podziękowała tym 13 procentom wyborców, którzy oddali na nią głos. – To były pierwsze od 23 lat wolne wybory – stwierdziła.
Hotel nie pomógł
Co poszło nie tak? Już na Majdanie, tuż po uwolnieniu z więzienia, gdy zapowiedziała chęć ubiegania się o prezydenturę, nie było aplauzu. Swoją kampanię skierowała do młodych. Na jednym z plakatów pozowała w geście Kozakiewicza z podpisem: Kto, jeśli nie my? Na innym stylizowana na Che Guevarę w charakterystycznym berecie, na którym zamiast czerwonej gwiazdy widniało ukraińskie godło. W T-shircie z taką podobizną na wieczorze wyborczym pojawili się niektórzy członkowie jej sztabu. – Komunistyczny morderca wzorem dla Tymoszenko? – zapytałem Swietłanę Majstruk, PR-owca byłej premier. Zaskoczona odpowiedziała: – Dla wielu młodych jest on liderem, takim, jakim z pewnością chciałaby być Tymoszenko.
To się jednak nie udało. Czy to zatem koniec jednej z najbardziej błyskotliwych karier ostatnich lat? Poroszenko i Tymoszenko już się razem starli, w 2004 roku. Wtedy Poroszenko przegrał, dziś wziął srogi rewanż. Majstruk uważa jednak, że Ukraińcy szybko się rozczarują do nowego prezydenta. – Siłą rzeczy nie będzie on w stanie od razu spełnić wszystkich wyborczych obietnic, a zmęczeni ludzie oczekują cudu i natychmiastowej poprawy – tłumaczy. – Tymczasem, żeby było lepiej, reformy muszą być głębokie, a więc i dla wielu bolesne. Pytanie brzmi, czy ten ruch nowych niezadowolonych, rozczarowanych będzie chciał sięgnąć po takiego polityka jak Jula. Osobiście sądzę, że już nie, ale przecież nie z takich tarapatów Tymoszenko wychodziła.
Tygodnik „Nowoje Wriemia” zapytał polityków i ekonomistów, po co w ogóle Ukrainie Donbas? Witalij Kliczko, który właśnie został merem Kijowa, dał najpełniejszą odpowiedź: – Jest tylko ciężarem. To, że wschód utrzymuje Ukrainę, to wielki mit – powiedział. – Zdecydowana większość kopalń i hut jest nierentowna i zgodnie z ekonomicznym rachunkiem powinna być zamknięta. Budżet centralny wydaje co roku 16 mld hrywien na ich utrzymanie.
Kliczko to bliski sojusznik nowego prezydenta. Czy to zapowiedź reform w stylu Balcerowicza na Ukrainie? Jeśli tak – nie trzeba będzie prorosyjskich terrorystów. Tysiące zwolnionych górników pójdzie na Kijów. A kto wie, może i z Julią Tymoszenko na czele. Ukraina wciąż walczy o swoją przyszłość.
Prezydent-elekt Petro Poroszenko wybrał Warszawę na miejsce swego pierwszego spotkania z prezydentem Stanów Zjednoczonych Barackiem Obamą. Spotkanie odbędzie się we wtorek 3 czerwca.
Przed każdymi mistrzostwami świata w piłce nożnej w brazylijskich miastach królują żółto-zielone narodowe barwy zwiastujące nadejście najpopularniejszej imprezy sportowej. Ale teraz, gdy mundial ma odbywać się w ich kraju, piłkarski zapał Brazylijczyków jest o wiele mniejszy niż zwykle. Na ścianie jednego z domów w Sa~o Paulo ktoś namalował napis: Puchar Świata dla kogo? Marli Nascimento przez sześćdziesiąt lat mieszkała w biednej dzielnicy na przedmieściach miasta Camaragibe. W marcu 2014 roku jej dom przestał istnieć, podobnie jak domy 116 innych rodzin. Wszystkie zrównano z ziemią, by zrobić miejsce na budowę autostrady biegnącej do stadionu Arena Pernambuco. Z mieszkańcami rząd nie rozmawiał. Zwołano jedno zebranie, na którym urzędnik państwowy oznajmił, że wszyscy mają opuścić dzielnicę w ciągu pięciu dni. – Byliśmy wspólnotą ludzi w podeszłym wieku – opowiada 61-letnia Marli. – Wielu nie miało dokąd pójść. Moja siostra i teściowa wpadły w depresję. Niektórzy z eksmitowanych wyprowadzili się do rodzin, innych przeniesiono do mieszkań przydzielonych przez rząd, byli też tacy, którym wypłacono odszkodowania. Sprawozdawca ONZ ds. warunków mieszkaniowych twierdzi, że według prawa międzynarodowego wysiedleni powinni dostać lokale co najmniej o takim samym standardzie jak poprzednie. Lecz w Brazylii stało się inaczej. Warunki życia ludzi, którzy musieli ustąpić miejsca nowym projektom budowlanym, zmieniły się na gorsze. Ci, którzy walczyli o pozostanie w swoich dzielnicach, spotykali się z szykanami i przemocą. Henrique Frota, sekretarz Brazylijskiego Instytutu Urbanistyki, opowiada o agresji fizycznej, psychicznej presji i szantażowaniu eksmitowanych ludzi przez przedstawicieli władz i prywatnych przedsiębiorców zaangażowanych w mundialowe projekty. Wysiedlona Marli dostała odszkodowanie w wysokości połowy wartości jej dawnego domu. Kupiła kawałek ziemi i stawia drugi, o wiele mniejszy. – Pracowałam 27 lat w szpitalu – opowiada kobieta. – Zbudowałam mój stary dom z dużym poświęceniem i nawet nie mogłam popatrzeć, jak go burzyli. Inni mieszkańcy Camaragibe nie mieli tyle szczęścia co ona. Dostali 40, a nawet 20 proc. wartości domów. Niektórym do dziś nie wypłacono pieniędzy. Brazylijczycy są wściekli: – Nie chcemy świętować Pucharu Świata, który tylko zaszkodził biednym ludziom. Jeśli Brazylia wygra, nie będziemy się cieszyli, będziemy smutni. (EW)