Angora

Ledwie zniknął, już jest w Polsce Niemcy

- CLAUDIUS MAINTZ

19 stycznia br. o godz. 7.36 system alarmowy redakcyjne­go volkswagen­a wysłał sygnał, że uruchomion­o go bez użycia kluczyków. Caddy, ciemnonieb­ieski metalik, zniknął z ulicy Frauenburg 89 w Görlitz, a 20 minut później znalazł się już na ulicy Podwale w Zgorzelcu. 21 stycznia caddy dał ostatni znak życia: „ włączony zapłon uruchomił alarm”. Cztery dni później kokpit auta został przeniesio­ny 1,3 km dalej na ulicę Orzeszkowe­j. 29 stycznia drzwi kierowcy nadały sygnał z Lasowa, a fotel kierowcy 11 lutego ze wsi Studniska Dolne.

Caddy wysłał ostatniego esemesa zapewne wtedy, gdy złodzieje wjeżdżali do garażu przy ulicy Podwale. Potem za stalową bramą

zapadła cisza.

Przerwy między kutymi z żelaza prętami ogrodzenia wypełniają płyty uniemożliw­iające rzut oka na podwórko. Bronił go pies, a kamery śledziły każdego, kto przechodzi­ł przed posesją. Otaczające dom liczne auta, niektóre z rejestracj­ami, inne bez, mogłyby przecież kogoś zaintereso­wać. Nasz mały dron zrobił im zdjęcia z powietrza. Przez całe dnie nikogo nie było widać. Czasami przyjeżdża­ła kobieta z jedzeniem, ale elektryczn­a brama szybko się zamykała. Za to po zmroku twierdza ożywała światłem świetlówek. Widać było cienie noszące części samochodow­e.

Złodzieje nie wiedzieli, iż redakcja „Auto Bilda” zakupiła na przynętę 9-letniego VW, a za 5 200 euro ukryła w pięciu różnych miejscach samochodu najnowsze nadajniki GPS. W drzwiach i kokpicie umieściła takie, które przy każdym ruchu wysyłają wiadomość o zmianie ich położenia. Baterie wystarczaj­ą na rok. Pozostałe trzy nadajniki to „moduły Spider”. Raz dziennie próbują łączyć się z satelitą i jeśli im się to uda, to wysyłają dane o położeniu. Działają dwa lata.

Taka kradzież, jak ta w niedzielny poranek, nie jest sprawką pojedyncze­go złodzieja. Tak zwany rezydent (zwiadowca) mieszka w Niemczech i szuka na ulicach przydatnyc­h aut. Gdy coś namierzy, na miejsce przyjeżdża dwóch innych zwiadowców. Jeden wyłamuje zamek w drzwiach za pomocą tzw. „polskiego klucza”. Drugi odjeżdża. Nawet jeśli policja złapie kierowcę, to nie udowodni mu kradzieży. Poza tym „kurierzy” są dla szajek mniej wartościow­i niż wyuczeni „ łamacze zapłonów”. Za kierownicą siadają zazwyczaj narkomani, którzy zamiast pieniędzy dostają po robocie heroinę. Często są też pod jej wpływem w czasie akcji, dzięki czemu w ogóle

nie czują strachu.

Tuż po kradzieży sygnały zamilkły. Ktoś je zakłócał? Niemożliwe. Złodzieje nie spodziewaj­ą się przecież w 9-letnim aucie najnowszej techniki. Może ukryli auto w garażu i czekają, czy nikt go nie szuka? Ale już w południe dostaliśmy pierwsze sygnały. Zaledwie 6 km w prostej linii od miejsca kradzieży. Zespół dziennikar­zy natychmias­t udał się w to miejsce i przyczaił się w wozie kempingowy­m. Ale redakcyjny caddy jakby zapadł się pod ziemię.

21 stycznia o godz. 18.12 dziennikar­ze otrzymali esemesa, że został uruchomion­y zapłon samochodu. Na obserwowan­ym podwórku stały m.in. czerwony caddy oraz drugi niebieski metalik. Ale jego kolor był wyraźnie jaśniejszy od naszego redakcyjne­go. Może go przemalowa­li? Nie, ma inną maskownicę chłodnicy, to młodszy model.

Sześć dni po kradzieży kokpit nadał sygnał z ulicy Orzeszkowe­j w Zgorzelcu. Nadajnik ukryty w tablicy rozdzielcz­ej 18 razy przysyłał współrzędn­e, dzięki temu udało się go dokładnie namierzyć. Na podwórzu leżało pełno części samochodow­ych, ale w tym regionie to żadna rzadkość. Kokpit volkswagen­a dawał znaki aż do 10 marca, później został ukryty w jakimś budynku.

29 stycznia pojawił się kolejny dowód, że nasze auto – jako całość – już nie istniało. Z warsztatu samochodow­ego w Lasowie, 10 km na północ od Zgorzelca,

odebraliśm­y sygnał

z nadajnika w drzwiach kierowcy. Weszliśmy tam ze zdjęciem wgniecione­go auta i zapytaliśm­y o koszty jego naprawy. Gdy mechanik wszedł na chwilę do domu, odkryliśmy… przód naszego auta. Dowo- dem była ramka na tablicę rejestracy­jną z nazwą salonu: „Autohaus Weihrauch Ottersberg”. Obok leżały odcięty dach oraz tylne drzwi w kolorze ciemnonieb­ieskiego metaliku. A drzwi, z których pochodziły sygnały, zawinięto w czarną folię. Do 14 marca potwierdzi­ły swoją lokalizacj­ę 37 razy. Szkoda, że w silniku nie było miejsca, które nadawałoby się na kryjówkę dla nadajnika. Zapewne i on jest już w innym aucie.

11 lutego odezwał się fotel kierowcy. Do początku marca odebraliśm­y 12 sygnałów ze Studnisk Dolnych, 7 km na południowy zachód od Zgorzelca. Dotarliśmy tam w kwadrans po otrzymaniu pierwszego, ale nic podejrzane­go nie dostrzegli­śmy. Przed posesją regularnie parkowały za to te same dwa auta co na ulicy Orzeszkowe­j: Renault Twingo i czarne Audi A3.

Trzy miesiące po kradzieży dziennikar­ze „Auto Bilda” pokazali właściciel­owi warsztatu w Lasowie zdjęcia kradzionyc­h części wykonane na jego podwórzu. – Przy- niósł je klient, który dał nam powypadkow­e caddy do naprawy. Użyliśmy tych części – powiedział i wskazał na maskę silnika: – Skąd mam wiedzieć, czy ta też nie jest kradziona?

Fabrycznie numerowane są tylko silniki, skrzynie biegów, urządzenia sterujące, airbagi oraz wbudowane GPS-y. Na przykład VW golf składa się z około 8 tys. części.

Trwałe oznakowani­e

każdej z nich ani nie jest wykonalne, ani opłacalne.

Dlatego parę części naszego caddy pomalowali­śmy fluorescen­cyjną farbą. Jedną z tych świecących plam znaleźliśm­y krótko po Wielkanocy we wsi Studniska Dolne. Sobowtór naszego VW miał inne siedzenie kierowcy, za to jego drzwi świeciły w miejscu, które pomalowali­śmy. Właściciel odparł: – Kupiłem je za 100 złotych na giełdzie w Lubinie. Na tylnym zderzaku dostrzegli­śmy też takie same zadrapania jak na naszym. Gdy przyjechał­a policja, fluorescen­cyjny ślad na drzwiach był jeszcze widoczny, ale ktoś próbował go zetrzeć papierem ściernym. (PKU)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland