Inwazja. 70 lat później Francja
6 czerwca to symbol wszczepiony w duszę Normandii głębiej, aniżeli pozostałe patriotyczne rocznice Francji. Sięgając głębiej do zamierzchłej historii tej prowincji, nabędziemy przekonania, że to region podatny na zbrojne najazdy.
Galowie napłynęli tu już w IV i III wieku minionej ery, a u jej zmierzchu nadciągnęły legiony Juliusza Cezara. Jak zapisał Plutarch, w ciągu wojen galijskich Cezar stawił czoło trzem milionom wrogów, z których milion poległ od mieczy, a kolejny zakuto w łańcuchy. Sukcesorzy Cezara to barbarzyńcy i saksońscy piraci łupiący północną krainę. W wieku IV pojawili się Germanie, a 500 lat później do zatoki zwanej dzisiaj Sekwańską (Baie de la Seine) wpłynęły pierwsze drakkary królów mórz – wikingów. Rozpanoszyli się, korzystając z rozgardiaszu upadającego imperium Karola Wielkiego. Sekwaną i odnogami wpływali głębiej każdego roku, mordując, grabiąc, paląc miasta. Northmen – ludzie z Północy –w nazwie krainy wypalili nieusuwalne piętno. Nortmannus pisano o nich w średniowiecznej łacinie. W roku 911 Rolo, zwany też Robertem z Normandii – wiking i normandzki król – sięgnął aż po Paryż. Jego potomek, książę Wilhelm, odwrócił trend i w roku 1066 podjął się z powodzeniem inwazji Anglii. Na- stępny najazd (pierwszy z Wielkiej Brytanii) nastąpił w lipcu 1346 w okolicy Saint-Vaast-la-Houge na półwyspie Cotentin. Za kilka wieków to samo uczynią tu Amerykanie. Nastał 30-letni okres władania Goddons. To przezwisko nadane Anglikom za nieustanne złorzeczenie Goddam!
Calvados i Manche to dwa nadbrzeżne departamenty Dolnej Normandii, gdzie dokonała się dziejowa epopeja wojenna. 5 czerwca roku 1944 dowódca wojsk sprzymierzonych,
generał Dwight Eisenhower,
wydał rozkaz do rozpoczęcia największej operacji morsko-lądowej na przestrzeni dziejów. Na falezie i wydmach Normandii, w bunkrach Wału Atlantyckiego, oczekiwały dywizje Wehrmachtu dowodzone przez marszałka Rundstedta i generała Rommla. Poranek ataku miał odwrócić bieg europejskiej historii. Calvados i Manche wybrano ze względu na… plaże. Przed wojną szalenie modne, podczas okupacji zmieniono w pasy śmierci, nafaszerowane minami, przeszkodami przeciwczołgowymi, palami z ładunkami wybuchowymi, odgrodzone murami przeciwczołgowymi i zasiekami. Alianckiej inwazji spodziewano się raczej w rejonie Pas-de-Calais, ale gotowości do obrony Normandii nie zaniedbano.
6 czerwca 1944 nad La Manche wiało i padało. Większość niemiec- kich generałów udała się na zaplanowane ćwiczenia gier wojennych, a Rommel w domu rodzinnym świętował urodziny żony. Wtedy przed świtem nastąpiło bombardowanie i dywersja francuskiego ruchu oporu. Na plażach pojawili się alianci.
Asekurowane na skrzydłach brytyjskimi i amerykańskimi spadochroniarzami, sześć dywizji piechoty zaatakowało na długości niemal 80 km. Podzielono ją na umowne sektory: Anglicy desantowali się na plaży Sword, Kanadyjczycy na Juno, w sektorze Gold ponownie Anglicy, Amerykanie zaś na Omaha (nazwanej „krwawą”) i sąsiadującej z nią – Utah. Ponad pięć tysięcy okrętów, sukcesywnie w rzutach, dostarczyło na ląd jednostki wojskowe, czołgi i buldożery, artylerię polową, sprzęt kwaterunkowy. Wieczorem sytuacja alianckich przyczółków nadal miała status… delikatnej. Walki o Normandię trwały 70 dni i kosztowały Sprzymierzonych 210 tys. żołnierzy (w tym poległych 36 979), natomiast Niemców 240 tys. żołnierzy w polu i prawie tyle samo wziętych do niewoli. Cywilna ludność Calvadosu i Manche ucierpiała w liczbie 45 tys. w tym 12 tys. zabitych.
6 czerwca 2014 przywołuje 70-lecie pamięci inwazji w Normandii. Choć każdy kolejny rok wykrusza grono weteranów, to tegoroczne obchody ponownie sprowadzą na plaże Calvadosu i Manche setki sędziwych bohaterów, którzy jeszcze raz, we wspomnieniach, wyruszą tu do walki. W tysiącach miejsc pamię- ci, także w głębi lądu, na wojskowych cmentarzach, przed pomnikami i pamiątkowymi tablicami, zabrzmią apele poległych i powieją pułkowe sztandary;
zabrzmią trąbki,
wyprężą się szeregi staruszków w garniturach i mundurach z szarfami, błysną w słońcu medale, jaskrawe baretki i dywizyjne emblematy na wojskowych beretach. Błysną flesze. Tegoroczne jubileuszowe obchody upłyną tradycyjnie w otoczeniu tysięcy ludzi, w przewadze turystów, bowiem Normandia, podobnie jak przed wojną tak i teraz, jest źródłem nadmorskich rozkoszy.
Obchodom patronują głowy państw – uczestników historycznej inwazji. Będzie ścisk, dużo ograniczeń, zero miejsc noclegowych. Nie zniechęcam, ale wczesnoczerwcowy wypad do Normandii nie wróży beztroski. A później? Jak najbardziej, bowiem Normandia to turystyczny brylant, który lśni różnorodnością ofert aktywnego wypoczynku. Aż szkoda tu siedzieć na plaży, skoro dookoła obfitość wojennych artefaktów. Nie zdziwi też spostrzeżenie, że dookoła nich tyle młodzieży zwykle stroniącej od zjawisk cenionych przez pokolenie rodziców. W Calvadosie i Manche edukacja historyczna dokonuje się niemal samoistnie.
Zachowane kompleksy blokhauzów ukazują dwa aspekty służby w niemieckich batalionach artyleryjskich Wału Atlantyckiego. Jej codzienność obrazują zajmujące ekspozycje (również audiowizualne) we wnętrzach zachowanych bunkrów baterii, natomiast jej piekło dostrzeżemy na niemal całej długości wybrzeża, w zgliszczach pozostałych po bombardowaniach. Sugestywne wrażenia wyniesiemy z bunkrów baterii artyleryjskiej Merville, wzbogaconej egzemplarzem samolotu transportowego Dakota, uczestniczącego w zrzutach spadochroniarzy; przy wejściu do Grand Bunker w centrum Ouistreham zwrócimy uwagę na desantową barkę, filmowaną w Szeregowcu Ryanie Stevena Spielberga, a z górnych ambrazur ujrzymy morskie przedpole Wału Atlantyckiego, bowiem bunkier ten liczy… 17 m wysokości; w Douvres-la-Déliverandes ogromna antena radarowa Würzburg-Riese uświadamia ogromną przewagę, jaką Niemcy podczas wojny mieli w tej dziedzinie nad Anglikami; kino 360 w Arromanches prezentuje natomiast wydarzenia Dnia „D” w nowatorskiej jednoczesnej projekcji na dziewięciu kolistych ekranach dookoła nas. Okolica ocalałych bunkrów baterii w Longue-sur-Mer, podobnie jak Pointe du Hoc, zdumiewa księżycowymi krate-