Kocioł Falaise
rami – setkami potężnych, stykających się lejów po nalotach, które – jak widzimy – niewiele tu wskórały. W Port-en-Bessin muzeum wraków w pierwotnym stanie, wydobytych po dziesiątkach lat z morskiego dna Normandii – czołgów, armat, poszycia zatopionych okrętów, torped (widoczne bryły wrośniętych muszli) to ewenement w skali światowej. Muzeum w La Fourchette zachęca do przejazdu autentycznymi czołgami z okresu inwazji – Shermanem, Stuartem czy Chaffee. Na dzwonnicy kościoła w Sainte-Mére-Église nadal powiewa spadochron i sylwetka zahaczonego tam amerykańskiego skoczka Johna Steele.
Nie tylko nasze polskie serca porusza wizyta na Polskim Cmentarzu Wojskowym Urville-Langannerie, w połowie drogi między Caen i Falaise. Spoczywa na nim 696 żołnierzy, głównie 1. Dywizji Pancernej generała Maczka. Dywizja nie brała udziału w czerwcowym desancie i lądowała w ostatnich dniach lipca 1944 w składzie 1. Armii Kanadyjskiej. Dwa tygodnie później wpisała się wielkimi literami w kronice Bitwy o Normandię.
udowodnił niezłomność charakterów i męstwo Polaków okazane głównie w krytycznych momentach bitwy, kiedy z braku broni, sami w okrążeniu, nie uchylali się od walk nawet na gołe ręce. Misja Polaków w kotle Falaise to zatrzymanie wycofujących się Niemców, swoisty korek do butelki, akt bohaterstwa, który w decydującym stopniu przyczynił się do zadania niemieckiej 7. Armii piekielnych strat.
Nadmorskie kolorowe promenady miasteczek Normandii wchłonęły do urlopowego programu zachowane zabytki wojny. Blokhauzy, nierzadko nadal wyposażone w oryginalne niemieckie działa, sąsiadują z kawiarniami i restauracjami, karuzelami wesołych miasteczek, ciesząc się zainteresowaniem nie tylko dorosłych. Wiele bunkrów zmieniono na bazy sportów wodnych i stanowiska ratownictwa morskiego, a Arromanches, Port-en-Bessin, Grandcamp i Quinéville rozwinęły turystyczną bazę w oparciu o rosnące z każdym rokiem zainteresowanie tematyką inwazji. Inaczej, aniżeli inne wojenne muzea świata, normandzkie muzea poświęcone D-Day przeżywają rozkwit i sukcesywnie powiększają przestrzeń ekspozycji i liczbę zwiedzających. Powstają też nowe, np. 5 czerwca 2013, w sąsiedztwie amerykańskiego cmentarza wojennego w Colleville-sur-Mer, podwoje otworzyło Overlord Museum, ukazujące arcyciekawą ekspozycję wszelkich rodzajów broni zaaranżowanej w niebywale interesujących scenach rodzajowych. Jednakże błędem byłoby sądzić, że Normandia to głównie tematyczne ścieżki wojny narzucane pokornemu turyście. Przeciwnie, D-Day to jeden z wytrawnych smaków regionu, który zadowoli jego podniebienie jedynie w kompozycji z normandzką tradycją i historią.
Calvados pozwala rozpływać się głównie w sielskiej naturze zamkniętej od wieków pośród bocage – szpalerów dorodnych żywopłotów separujących ziemskie gospodarstwa. W prześwitach parkowych platanów i dębów dostrzeżemy rozłożyste pałace często odmienne w architektonicznej manierze od budowli tego typu w pozostałej części Francji. Baszty warownego zamku de Creully dostrzeżemy już z daleka, château de Colombieres ukaże drapieżność fortecy rozbudowanej w wiekach feudalnych; fosa nadal strzeże świetnie zachowany XII-wieczny château de Cre`vecoeur, château de Fontaine Etoupefour, de Balleroy, du Jonquet... Można długo wymienić i chłonąć tam przeszłość przesiąkniętą normandzkim duchem.
Budownictwo sakralne nie pozostaje w tyle. W samym Lisieux warto przekroczyć progi okazałej bazyliki Sainte-Thére`se i katedry Saint-Pierre, w Mondaye opactwa Saint-Martin, Abbaye Sainte-Marie w Longues-sur-Mer, bazyliki Notre Dame w Douvres-la-Déliverande, opactwa d’Ardennes owianego ponurą aurą stacjonującej tu pancernej dywizji 12. SS Hitlerjugend. Spragnione dusze odnajdą tu spełnienie, natomiast ciału potrzeba czegoś więcej, choć równie tradycyjnego.
Route de Cidre to popularna trasa turystyczna biegnąca przez normandzki pejzaż i tradycję. Wiedzie wzdłuż murów château, zieleni bocage ziemskich posiadłości i prestiżowych stadnin, pośród wiekowych domów o „pruskich” murach, sadów jabłoniowych. Mocne punkty 40-kilometrowej trasy to gospodarstwa produkujące wytrawny jabłecznik oznaczony marką A.O.C. Pay d’Auge. W tutejszych „piwnicach” goście są mile widziani, wartko jabłecznikiem częstowani i instruowani o sposobie jego produkcji, choć rzecz jasna nie wszystkie tajemnice wypłyną na wierzch. Proporcje mieszania soków różnych gatunków jabłek i szczegóły zabiegów w fazie fermentacji pozwalają nadać napojom ceniony aromat, smak, głębię koloru i zawartość alkoholu od 3 do 5 proc. Mocniejsze trunki to już inna, równie słynna domena departamentu Calvados. Francuzi cenią mocną calvę – tak nazywają tutejszą wódkę z jabłek, leżakującą w dębowych beczkach do 10 lat. Calvados to słowo zastrzeżone, podobnie jak koniak, i jak twierdzą producenci calvy, pozwala ona najpełniej wyrazić zalety tych owoców.
Czymże jest degustacja napojów bez smaku miejscowych rarytasów – kozich serów, ślimaków, miodu, produktów z kaczek i… gołębi. Normandia to też prawdziwe
zagłębie ostryg
i by skosztować ich delikatnego miąższu, najlepiej zapukać do właściwych drzwi. Parc a` Huîtres – francuskie określenie farm hodowlanych ostryg – zajmują hektary morskiego dna Normandii. Uzyskanie produktu finalnego to trzy lata doglądań w podwodnych klatkach. Ostrygi to rentowna hodowla, choć narażona na chorobowe bakcyle i sztormowe niespodzianki. Cenione morskie farmy to między innymi La Calvadosienne w Asnelle oraz Etablissement Aimard Vincent i Parc a` Huîtres w Grandcamp.
Normandia nie pozwala na odłożenie tkanki tłuszczowej, gdy dookoła tyle możliwości wkroczenia w świat miejscowej fauny i flory, zjawisk geologicznych, widowiskowych plenerów. Podziw budzi panorama morza z grzbietów falezy okolic Houlgate, Lion-sur-Mer, Arromanches czy Port-en-Bessin. Ścieżki wiodą kilometrami przestrzeni chronionej przyrody i niekoniecznie musimy tam pójść sami. Konno? Dla wprawionych czemu nie, ale kłapouchy osiołek to doprawdy doskonała opcja dla jeźdźców mniej doświadczanych i dzieci. W takim towarzystwie nigdy nie jest nudno, bo w normandzkim otoczeniu nigdy nie jest banalnie.