Putin nie boi się gróźb Rozmowa z ARTUREM KACPRZYKIEM, ekspertem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych
– Przed kilku dniami w Warszawie odbyło się spotkanie głów państw Bułgarii, Czech, Estonii, Litwy, Łotwy, Polski, Rumunii, Słowacji i Węgier. Rozmawiano o sytuacji na Ukrainie. Wydawało się, że przedstawiciele krajów leżących na wschodniej flance Unii Europejskiej i NATO powinni mówić jednym głosem. A jednak nie udało się wypracować wspólnego stanowiska w tak podstawowej kwestii jak potrzeba wzmocnienia wojskowej obecności wojsk sojuszu w naszym regionie.
– Gdy Polska, kraje bałtyckie oraz Rumunia widzą potrzebę wzmocnienia polityki odstraszania i obrony NATO, a także stałego rozmieszczenia sił sojuszu w naszym regionie, to Czechy, Węgry i Słowacja uważają, że nie ma takiej potrzeby. Ta różnica zdań wynika z faktu, że pierwsza grupa państw leży znacznie bliżej granic Rosji niż druga i dlatego ma większe poczucie zagrożenia. Czechy, Słowacja, a szczególnie Węgry obawiają się też, że takie kroki mogłyby negatywnie wpłynąć na ich relacje gospodarcze z Moskwą.
– Węgierski premier pochodzi z antykomunistycznej rodziny, jako młody człowiek był wrogo nastawiony wobec Związku Radzieckiego. Tymczasem podpisał z Rosją porozumienie o współpracy w dziedzinie energetyki jądrowej, poparł budowę gazociągu południowego, który ma omijać Ukrainę, a w czasie, gdy Putin dopominał się o prawa dla mniejszości rosyjskiej we wschodniej Ukrainie, domagał się większych praw dla węgierskiej mniejszości żyjącej w zachodniej części tego kraju.
– Viktor Orbán już od pewnego czasu zbliżył się do Rosji, widać też ochłodzenie relacji węgiersko-amerykańskich.
– Dla Polaków zachowanie Orbána może wydać się niezrozumiałe, ale to przecież Unia wepchnęła Węgry w ramiona Rosji, przez lata ostro krytykując wewnętrzną politykę węgierskiego premiera, który starał się uniezależnić swój kraj od międzynarodowych instytucji finansowych.
– Moim zdaniem, jeżeli nawet te kwestie miały jakieś znaczenie, to raczej drugorzędne. Czechy i Słowacja nie toczyły z Brukselą żadnych sporów, a przecież zachowały się podobnie jak Węgry.
– Jeżeli w dzisiejszej Unii Węgry wydają się najbardziej prorosyjskie, to który kraj pana zdaniem najmocniej próbuje przeciwstawić się Moskwie?
– Moim zdaniem Polska dent Komorowski.
– Przez ponad sześć lat swoich rządów Platforma prowadziła wobec Moskwy bardzo ugodową politykę, mimo iż wojskowa doktryna Rosji uznawała nasz kraj za wroga, a przynajmniej przeciwnika. Co więc się stało, że teraz nasz prezydent, premier i minister spraw zagranicznych zmienili zdanie?
– Koalicja PO – PSL próbowała w bardziej zrównoważony sposób niż PiS budować relacje z Rosją, ale gdy spojrzymy na konkretne działania obu rządów w wymiarze natowskim, to okazuje się, że ich polityka niewiele się różniła. Zarówno gabinet Jarosława Kaczyńskiego, jak i Donalda Tuska starały się o umieszczenie na naszym terytorium elementów tarczy antyrakietowej czy rakiet patriot.
– Czy nieuzbrojona bateria rakiet i kilkanaście amerykańskich samolotów na naszym niebie mogą przestraszyć Rosjan? Taka pomoc to fikcja.
– Rozumiem ministra Sikorskiego, który chciałby, żeby w Polsce stacjonowały dwie amerykańskie brygady, czyli 10 tysięcy żołnierzy. Nie umniejszałbym jednak znaczenia obecności tych kilkunastu amerykańskich samolotów. Nie mają one co prawda zbyt wielkich zdolności obronnych, ale bardzo dużą zdolność odstraszania ewentualnego ataku na nasz kraj. Pamiętajmy też, że w 2018 w Redzikowie zacznie funkcjonować amerykańska baza będąca częścią tarczy antyrakietowej.
– Niezależnie od tego, co robi Rosja, zachodni przywódcy ograniczają się jedynie do apeli wobec prezydenta Putina. Mówi się o konieczności wprowadzenia kolejnego tzw. trzeciego stopnia sankcji. Dwa pierwsze okazały się kpiną. Po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu przywódcy europejscy dyskutują, czy pozbawić Moskwę dostępu do rynków kapitałowych, wstrzymać eksport broni i wrażliwych technologii. Co miałoby się
i
prezy- jeszcze zdarzyć, żeby Bruksela, Unia zastosowała naprawdę dotkliwe, skuteczne sankcje?
– Chyba tylko otwarta interwencja rosyjskiego wojska. Na razie Francji, Niemcom, Włochom nie zależy na zaognieniu stosunków z Rosją. Dlatego nawet po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu przywódcy tych państw wypowiadali się powściągliwie.
– Możemy więc być pewni, że tak jak w 1939 roku Francuzi nie chcieli umierać za Gdańsk, tak dziś obywatele państw należących do Unii i NATO nie będą chcieli umierać za Donieck czy wschodnią Ukrainę.
– Wszelkie spekulacje, że mogłoby dojść do otwartego konfliktu między Rosją i Zachodem, do jakiejś namiastki trzeciej wojny światowej, są zupełnie nieprawdopodobne. Tym bardziej że Ukraina nie jest członkiem sojuszu.
– Cywilni i wojskowi eksperci coraz poważniej rozważają możliwość, że w niedługim czasie Rosja spróbuje podobnego scenariusza co na Ukrainie, w Estonii i na Łotwie. Pamiętajmy, że gdy na Ukrainie mniejszość rosyjska stanowi 17 procent, to w Estonii przeszło 25, a na Łotwie aż 27 procent.
– Na pewno Rosja nie jest tak przewidywalnym państwem jak do tej pory uważano. Estonia i Łotwa należą do NATO, więc teoretycznie są o wiele bardziej bezpieczne niż Ukraina, ale zaniepokojenie przywódców obu tych niewielkich państw jest uzasadnione. Przecież zaledwie dwa lata temu jeden z rosyjskich generałów publicznie stwierdził, że jeżeli w Polsce powstaną elementy amerykańskiej tarczy antyrakietowej, to być może będzie konieczne wyprzedzające użycie siły!
– Po wybuchu wojny izraelsko-arabskiej w 1973 roku OPEC zrzeszający przede wszystkim arabskich i muzułmańskich producentów ropy wprowadził embargo na dostawę tego surowca do USA. Spowodowało to wielki wzrost cen, który zachwiał całą zachodnią gospodarką. Ale Zachód wyciągnął z tego wnioski i dziś taka sytuacja raczej nie mogłaby się powtórzyć. Dlaczego Unia nie próbowała zrobić tego samego w stosunku do rosyjskiego gazu?
– O tego typu inicjatywach słyszymy od lat, ale europejskie rządy ma- ją swoje własne kalkulacje. Prawdopodobnie dlatego, że Unia mogłaby znacznie ograniczyć import rosyjskiego gazu, co bardzo negatywnie odbiłoby się na rosyjskim budżecie, Putin powstrzymuje się przed otwartą interwencją na Ukrainie.
– Ale nawet gdyby prezydent Rosji wycofał wojska z ukraińskiej granicy, przestał wspierać tzw. separatystów, to trudno sobie wyobrazić, żeby oddał Krym, a więc już osiągnął wielki sukces.
– Tak, Krym wydaje się dla Ukrainy na zawsze stracony.
– Czy nam się to podoba czy nie, zabójstwa i zamachy na politycznych przywódców nie są niczym wyjątkowym także w XX i XXI wieku. Oczywiście o wiele częściej takie metody stosuje się w rozgrywkach wewnętrznych, ale czasem do mordu uciekają się przedstawiciele innych nacji lub państw. Franciszka Ferdynanda zabił członek serbskiej organizacji terrorystycznej; za zamachem na króla Jugosławii Aleksandra I stali Bułgarzy, Macedończycy i Chorwaci, ale za sznurki pociągały faszystowskie Włochy; ministra Pierackiego zabili ukraińscy nacjonaliści; za śmiercią Lumumby stali Belgowie; Amerykanie chcieli zabić Castro; do Jana Pawła II strzelał Turek, ale zamach inspirowały bułgarskie i radzieckie służby specjalne; Margaret Thatcher próbowali zabić terroryści z IRA; Arafata prawdopodobnie otruli agenci izraelskich służb specjalnych. Prezydent Putin ma wielu wrogów wewnętrznych i zewnętrznych.
– Moim zdaniem taki scenariusz ze względów moralnych jest bardzo mało prawdopodobny.
– Polityka nie ma nic wspólnego z moralnością. A wrogowie Putina przypominają, że ponosi on polityczną odpowiedzialność za ofiary drugiej wojny czeczeńskiej, bombowe zamachy na budynki w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku, a teraz za tysiące zabitych na Ukrainie.
– Gdybyśmy nawet rozważyli takie rozwiązanie z gatunku political fiction, to moim zdaniem niewiele by to zmieniło. Nikt nie zagwarantuje, że nowy rząd, nowy przywódca, byłby lepszy z naszego punktu widzenia.
– Zanim nowy przywódca zdobyłby taką pozycję i tak wielką władzę, jaką ma prezydent Putin, minęłyby lata.
– Mielibyśmy wówczas do czynienia z walką o władzę, która w tak wielkim kraju jak Rosja mogłaby przynieść światu wielkie niebezpieczeństwa.