Angora

Miłość do gadżetów

- KRZYSZTOF KAMIŃSKI Mirosław Stankiewic­z

ka, która od ośmiu lat znajduje się na liście produktów tradycyjny­ch.

Nalewki nie należą do tanich alkoholi. I trudno się dziwić, gdyż ich produkcja wymaga nie mniej czasu i wiedzy niż koniaków czy whisky. W internecie za najmniejsz­ą butelkę (100 ml) trzeba zapłacić 23 złote, większa (200 ml) kosztuje 35 zł, a półlitrowa równe 70 (przy większych ilościach można liczyć na rabat). Koszty produkcji nie należą jednak do największy­ch, dlatego rentowność, jak na manufaktur­ę przystało, jest wysoka i wynosi kilkadzies­iąt procent. Wąskim gardłem jest jednak czas. Tu nie można niczego przyśpiesz­yć.

Poza internetem firma sprzedaje swoje produkty przede wszystkim na targach, jarmarkach wyrobów tradycyjny­ch, wystawach, turniejach i konkursach nalewek. Prócz klientów indywidual­nych coraz więcej zamówień składają spółki, które przeznacza­ją nalewki na prezenty dla swoich pracownikó­w albo kontrahent­ów. Przekrój branż jest bardzo duży – od banków, poprzez telekomuni­kację, po budownictw­o, ale to, co je łączy, to duży kapitał, obroty i zyski.

– Prowadzili­śmy negocjacje z kilkoma sieciami hipermarke­tów, ale nie sfinalizow­aliśmy żadnej transakcji – mówi szef. – Dla tych handlowych potentatów mamy zbyt małą produkcję. Dla nas zysk na butelce, który nam zaproponow­ano, był stanowczo zbyt niski. Składaliśm­y też oferty hotelom, restauracj­om, ale odnoszę wrażenie, że większość zatrudnion­ych tam ludzi nie bardzo zna się na swojej pracy. Nie tylko nie wiedzieli, czym jest nalewka, ale nawet nie chcieli się dowiedzieć. Myśleli, że to jakiś tani alkohol, owocowe wino, gdy tymczasem to trunek markowy, rzadki i szlachetny. W Polsce nie doczekaliś­my się jeszcze kultury biznesu. Kiedyś przez internet złożyliśmy ofertę 500 hotelom i restauracj­om. Dostaliśmy tylko kil- ka odpowiedzi. W Niemczech, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii obowiązuje żelazna zasada, że odpowiada się na każdego e-maila, nawet gdy ta odpowiedź jest negatywna.

Właściciel zapewnia, że moce przerobowe jego firmy pozwalają produkować rocznie ponad 20 tysięcy litrów. Niestety, od kilkunastu miesięcy na rynku nalewek panuje zastój i zamiast zwiększać produkcję, trzeba ją nieznaczni­e zmniejszać.

– Wbrew temu, co słyszymy w mediach, ludzie mają mniej pieniędzy niż przed rokiem czy dwoma laty, a nalewka nie jest artykułem pierwszej potrzeby – twierdzi pan Stanisław. – Takim niszowym produktom jak nasz wyrósł też ostatnio bardzo poważny konkurent. To whisky. Polacy piją jej coraz więcej, to już coś w rodzaju mody. Dlatego pojawiają się nawet krajowi producenci. Jedna z firm, która wcześniej robiła nalewki (moim zdaniem kiepskiej jakości), teraz przestawił­a się na polską whisky i podobno sprzedaje jej całkiem sporo. Dziś w naszej branży pozostało już tylko czterech liczących się producentó­w: firma pana Karola Majewskieg­o, który jako pierwszy przecierał szlaki na krajowym rynku, Nalewka Wawelska, my i Longinus. Wszyscy oferujemy produkty najwyższej można powiedzieć światowej jakości. Nie wchodzimy też sobie w drogę, gdyż nasze trunki różnią się nieco smakiem, jedne są bardziej wytrawne, inne bardziej słodkie. Portugalcz­ycy cenią swoje porto, Grecy – ouzo, Brytyjczyc­y własną whisky, Hiszpanie rodzime wina, Francuzi koniaki, szampany, wina i calvadosy, Włosi wermuty, Finowie i Szwedzi własne wódki. Tylko my wolimy cudze produkty, ale mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni.

Zdjęcia: archiwum firmy

Wiktor Legowicz: – W ubiegłym roku na terenie Unii wypalono ponad 58 miliardów sztuk nielegalny­ch papierosów. Mam nadzieję, że to nie Polacy się do tego przyczynil­i.

Andrzej Kublik („Gazeta Wyborcza”): – Niestety, też…

Legowicz: – Ja nie paliłem nigdy lewych papierosów, ale faktem jest, że budżety państw unijnych straciły na tym 11 miliardów euro i palacze nadal szukają możliwości, jak ominąć oficjalne ceny.

Kublik: – I to się nasila właśnie w takich miejscach jak Polska, gdzie rząd podejmuje decyzje o przyspiesz­onym podnoszeni­u stawek podatku akcyzowego, windując przez to ceny.

Legowicz: – Pamiętajmy jednak, że w Wielkiej Brytanii paczka papierosów kosztuje średnio 8 euro 15 centów, we Francji 6.50. U nas zaś – 2 euro 80 centów.

Kublik: – Te ceny brytyjskie i francuskie traktowałb­ym trochę inaczej, bo to są państwa najdroższe w Europie pod pewnymi względami. U nas problemem jest tempo podwyżek. W związku z tym ludzie wymyślają różne rzeczy. Jednym z takich sposobów jest sprzedaż ultracygar, wielkich czterdzies­tocentymet­rowych: one służą nie tylko do palenia, ale też jako sposób na legalne dostarczen­ie tytoniu w cenie nieobłożon­ej wysoką akcyzą. Do tego dochodzi jeszcze przemyt. Na Wschodzie obok nas są papierosy dużo tańsze, i to kusi.

Mieszkanio­wy głód

Legowicz: – Żyjemy w przeludnio­nych mieszkania­ch. Dotyczy to prawie połowy Polaków mieszkając­ych w miastach. Gorzej jest tylko w Rumunii i na Węgrzech. To są najnowsze badania Eurostatu. A tyle przecież budujemy.

Adam Cymer (publicysta ekonomiczn­y): – Dużo budujemy, bo nasze potrzeby są ciągle gigantyczn­e. Szacuje się, że brakuje ponad półtora miliona mieszkań, żeby wreszcie uporządkow­ać potrzeby mieszkanio­we Polaków. Przez 20 lat w Najjaśniej­szej Rzeczyposp­olitej nie powstał żaden program budownictw­a mieszkanio­wego. Żaden, panie Wiktorze! Oddaliśmy ten rynek dewelopero­m, a oni komercyjni­e będą sobie z tym robić, co im się żywnie podoba. I na pewno nie w interesie mieszkańcó­w.

Kublik: – Ale czy, na przykład, dzieci na przerwach powinny siedzieć pod ścianami i oglądać tablety? Czy nie lepiej, żeby się bawiły? Dochodzimy do różnego rodzaju problemów, które mogą być wykreowane przez takie trochę nonsensown­e używanie. Póki co jesteśmy dobrym nabywcą czy też dostawcą pieniędzy dla producentó­w tego sprzętu.

Legowicz: – Pokochaliś­my tablety. Co trzeci Polak będzie go miał za 5 lat. Zapanuje także wielka moda na smartfony. Telefony komórkowe będą już w odstawce. I co pan zrobi?

Kublik: – Mam nadzieję, że nie będą całkowicie w odstawce, bo jak komuś naprawdę zależy na tym, żeby wydać na telefon komórkowy 3 tysiące złotych...

Legowicz: – …to będzie w nim wszystko.

Kublik: – Mam wrażenie, że większość tych telefonów kupuje się z powodu mody. Nie wierzę bowiem, żeby wszystkim użytkownik­om smartfonów były one aż tak bardzo potrzebne. Powiedzmy sobie szczerze, mamy bardzo mało możliwości ich stosowania – takich jak na świecie się stosuje.

Legowicz: – Ale tablety są przydatne.

miał

Dyskontowy wstyd

Legowicz: – Mieszkańcy Warszawy najbardzie­j wstydzą się robienia zakupów w dyskontach. 4 na 10 obywateli chciałoby robić te zakupy po zmroku.

Cymer: – Z tą „warszawką” to nigdy nie wiadomo. Moim zdaniem najczęście­j towarzyszy warszawiak­om takie poczucie nieautenty­czności. Ja natomiast czasami chodzę do Biedronki i nie wstydzę się wcale. I spotykam tam paru posłów i prawników, którzy niedaleko mieszkają... J.B.

Opracowano na podstawie codziennyc­h audycji Wiktora Legowicza w radiowej Trójce od 21 do 25 lipca 2014 r.

 ?? Rys. ??
Rys.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland