Taka gmina!
– Nie bez powodu lokalne prawo zakazuje hodowli zwierząt gospodarskich w mieście – mówi siedlczanin. – Kurnik nie musi być duży, aby był uciążliwy: pojawia się od razu dużo much, a kogut piejący o poranku lub w nocy może zatruć życie. Zwłaszcza gdy ktoś chce odpocząć we własnym domu...
Sąsiedzki kogut piał, niestety. Zdrowy, zadowolony z niedużego stadka wpatrzonych w niego kurek, kroczył dumnie, gdakał i piał.
Uchwała Rady Miasta określa wyraźnie: „ Zabrania się chowu i hodowli zwierząt gospodarskich na terenach osiedli o zabudowie wielorodzinnej i skoncentrowanej zabudowie jednorodzinnej”. Siedlczanin napisał więc do Urzędu Miasta:
– Prosimy o spowodowanie likwidacji chowu kur i gołębi. Najbardziej dokuczliwą przyczyną jest pianie koguta zakłócające ciszę nocną. Jak wiadomo, tam gdzie hodowla drobiu, tam z odchodów unosi się fetor, tam roje much, a gołębie brudzą elewacje i dachy domów.
Urzędnicy pojechali na wizję lokalną. Obejrzeli, pomierzyli, sporządzili protokół. Niebawem przyszła odpowiedź z Wydziału Gospodarki Komunalnej. je tu „skoncentrowana zabudowa jednorodzinna”, bo działka właściciela kur ma aż 1440 m2.
„Skoncentrowana zabudowa jednorodzinna to zabudowa intensywna o ograniczonej powierzchni działek, która wymaga ich pełnego uzbrojenia, wielkość działek jest uzależniona od przyjętej koncepcji, typu zabudowy, konfiguracji terenu, potrzeb społecznych, możliwości regionalnych i waha się od 150 m2 do 450 m2.
Tymczasem w tej okolicy posesje mają średnio powierzchnię od 800 do 1400 metrów kwadratowych.
Urzędnicy mieli jednak także dobrą wiadomość dla siedlczanina:
– Właściciel koguta zobowiązał się, że przewiezie go na posesję brata na wieś. Siedlczanin potwierdza: – No, tak. Koguta już nie ma, nie pieje.
Kogut wyjechał na wieś, ale historia ma jednak swój ciąg dalszy. Siedlczaninowi trudno pogodzić się z opinią, jaką otrzymał z Urzędu Miasta.
– Po co nam uchwała, która nie chroni mieszkańców przed podobnymi sytuacjami? Mamy piękne osiedla domów jednorodzinnych, których średnia powierzchnia przekracza 450 metrów kwadratowych.
– Problemem jest brak ustawowego określenia, co to jest „zabudowa skoncentrowana” – dowiaduję się w Urzędzie Miasta. – Te dane, które zostały podane w odpowiedzi na skargę, są oparte na jednym z wyroków sądowych.
Okazało się, że kilka lat temu siedleccy urzędnicy sprecyzowali w uchwale Rady Miasta, że zabudowa skoncentrowana to nieruchomości o powierzchni do 800 m2 leżące obok siebie.
– Wojewoda zakwestionował ten zapis, twierdząc, że urzędnicy nie mogą sami określać takich parametrów – dowiadujemy się w urzędzie.
Siedlczanin nie może się z tym pogodzić.
– Będę wnioskował do radnych, aby rozwiązali ten problem. Niech uchwała spełnia swoje zadanie, bo teraz jest bezużyteczna.
Trudno stwierdzić, czy obecna patowa sytuacja jest dobrą czy złą wiadomością dla siedlczan. Bo przecież w dobie popularności produktów ekologicznych każdy właściciel domu jednorodzinnego może sprawić sobie kaczki, gąski i kurki, by mieć swoje jajeczka i rosołek. Byle kogucik nie piał...
Burza gradowa doszczętnie zniszczyła wiele plantacji tytoniu w gminie Obsza. Rolnicy są zrozpaczeni i szacują straty na dziesiątki tysięcy złotych. Dla rolników stało się to w najgorszym momencie, bo w tym roku ku radości plantatorów tytoń pięknie obrodził. Ludzie liczyli na duże zyski. Tymczasem grad zniszczył najlepsze liście na polach. Sekretarz gminy na łamach „Kroniki Tygodnia” oznajmił, że większość ludzi żyje tu tylko z rolnictwa. Nie mają innych dochodów, jak np. „przedsiębiorcza” rodzina z Kutna, którą opisał „ Dziennik Łódzki”. Plantacja marihuany, którąą prowadził 35-letni tatuś z nieletnim synkiem, nie była narażona na grad. Dobrze prosperującemu biznesowi zaszkodziła wizyta policjantów.
Ukamienowali skwer
Nie ma przyjaźni na białostockim osiedlu Przyjaźń. „Kurier Poranny” pisze, że bawiące się dzieci przeszkadzają starszym mieszkańcom. Administracja osiedla wpadła na genialny pomysł przystrojenia skweru wielkimi głazami, które utrudniają dzieciakom np. grę w piłkę. Kierowniczka administracji poradziła staruszkom, by wzywali policję, jeśli usłyszą uderzenia piłki w elewację bloku czy przekleństwa. Może trzeba też wzywać księdza?
Klęska przedsiębiorczości
Nikt nic nie wie
Rzeszowskie „Nowiny” opisały kuriozalną sytuację, jakiej doświadczył mieszkaniec Jaszczwi. Pan Adam wybrał się na pobliski cmentarz w Szebniach, żeby zapalić świeczkę na grobie dziadków. Okazało się, że mogiła zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Zamiast znanego mu nagrobka zobaczył nowiutki granitowy pomnik z marmurową tablicą. Dlaczego zniknął grób rodzinny i kto jest inwestorem nowego pomnika? Tego mężczyzna próbował dowiedzieć się u księdza, grabarzy i wreszcie w gminie, która przejęła administrowanie cmentarzem. Nikt nic nie wie. Poszedł na policję, lecz tam... Z pewnością mu pomogą.