Another One Bites The Dust
W zespole The Queen głównymi dostawcami przebojów byli Freddie Mercury i gitarzysta Brian May, a jednak to nie oni napisali piosenkę, która przyniosła grupie największy komercyjny sukces.
John Deacon był basistą w The Queen. Uchodził za sprawnego muzyka i miał świetną głowę do interesów, co sprawiało, że koledzy powierzali mu sprawy finansowe. John od czasu do czasu składał też jakieś propozycje. Nawet były przyjmowane. Na przykład niewielki przebój z 1976 roku – piosenka You’re My Best Friend. Na szykowany właśnie kolejny album zatytułowany The Game wymyślił piosenkę kowbojską. Niestety, tekst nijak się miał do zdecydowanego funkowego podkładu, w związku z czym trochę go przerobił i teraz mieliśmy taką historyjkę. Oto pustą ulicą idzie Steve, ma kapelusz mocno nasunięty na oczy, a jedynym dźwiękiem jest odgłos jego kroków. A tu w tej ciszy czają się, jeśli tak można powiedzieć, gotowe do strzału maszynowe karabiny. Wreszcie padają dramatyczne słowa: Wystrzelone z bramy kule wybijają jednostajny rytm. Następny gryzie piach, następny gryzie piach. Potem następują złowróżbne ostrzeżenia, właściwie nie wiadomo do kogo skierowane. Do Steve’a, do słuchacza, czy do jakiejś nieznanej nam osoby trzeciej. Całość kończy się przestrogą: Jest wiele dróg, żeby zranić człowieka, poniżyć go i upokorzyć. Można go bić, oszukiwać, podle traktować, potem zapomnieć, ale ja jestem gotów na ciebie, stoję mocno na ziemi. Wystrzelone z bramy kule powtarzają monotonny rytm.
Całości nadano tytuł Another One Bites The Dust – Kolejny gryzie piach, a jego twórca tak potem opowiadał: – Kiedy byłem w szkole, słuchałem mnóstwo muzyki soulowej. Zawsze interesowałem się tym gatunkiem. Już od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem napisania takiego utworu. Od początku myślałem o tej piosence jako o czymś do tańca, ale nie sądziłem, że stanie się wielkim przebojem. Kiedy ukazała się na małej płytce, okazało się, że grają ją nawet czarne stacje w Stanach. Nigdy przedtem nie przytrafiło mi się coś takiego.
Bez skrępowania wskazywał nawet na źródło inspiracji. Była nim dyskotekowa grupa Chic. A dokładnie jej przebój zatytułowany Good Times. Basista Chic nie bez dumy opowiadał po latach: – Jak do tego doszło? Po prostu John spędzał mnóstwo czasu w naszym studiu, ale to jest w porządku. Co nie było w porządku? A to, że gazety zaczęły pisać, że to my ściągnęliśmy pomysł od Queenów. A przecież „Good Times” ukazał się rok przed „Another One Bites The Dust”. Ale im się w głowach nie mieściło, że czarni muzycy mogą być tacy pomysłowi. Po prostu – myśleli – głupi dyskotekowcy skopiowali rockandrollową piosenkę.
Najpierw trzeba było piosenkę nagrać. Deacon, zgodnie z tym co powiedział, nie miał zaufania do poczucia funky swoich kolegów z zespołu. Zagrał więc sam na wszystkich instrumentach. Na skutek protestów kolegów zgodził się na użycie sklejonej w pętle taśmy z perkusją Rogera Taylora i jakichś przygrywek gitarowych Briana Maya. Nic więc dziwnego, że reszta zespołu za utworem nie przepadała i traktowała go raczej jako dziwactwo. Szczególnie Taylor był niezadowolony ze zmarginalizowania jego roli i, jak powiadają, stopował każdy pomysł, żeby wydać piosenkę na singlu. Tym bardziej że pierwszy singiel z płyty zatytułowany Crazy Little Thing Called Love leciutko wylądował na szczycie amerykańskiej listy, ale już następny ledwo zmieścił się w pięćdziesiątce. Deliberowano, co dalej, aż włączył się Michael Jackson. Po amerykańskim koncercie The Queen przyszedł do nich zachwycony ze sło- wami: – Ależ to świetny kawałek ten „Another One Bites The Dust”. Musicie wydać go na singlu.
Już po gigantycznym sukcesie przeboju przyszedł czas na ekspiację „hamulcowego” Taylora. W jednym z wywiadów usprawiedliwiał się, że nigdy nie miał nic przeciw tej piosence, po prostu nie widział dla niej miejsca na singlu.
Płytka ukazała się pod koniec sierpnia 1980 roku. I tu w naszej historii występuje anonimowy szaleniec. Ktoś, kto nagrał utwór na taśmę i puścił od końca. Ku jego zdziwieniu wielokrotnie powtarzane przez Mercurego słowa Another One Bites The Dust, brzmiały teraz jako it’s fun to smoke marijuana. Zabawnie jest palić marijuanę. Wieść gminna niosła plotkę z siłą i mocą tsunami. Dzwonili słuchacze, wypowiadali się szarlatani słowa, znawcy czarnej magii i szatana. Zespół zacierał ręce. Cały ten szum, choć i uroda piosenki sprawiły, że The Queen miał swój drugi i ostatni przebój na najwyższym miejscu amerykańskiej listy.
halber@onet.eu Felietony do słuchania w niedziele na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia SA
około godz. 14.40
Zanim się człowiek obejrzał, a dorosła nam powabna Francuzeczka. Wykonawczyni przeboju Moi… Lolita osiem lat temu urodziła córeczkę, a sama kończy w tym roku, ups, 30 wiosen. Podlotkiem więc już nie jest i nawet uważając, że światem rządzą blondynki, ufarbowała włosy. Niewiele, ale jednak, spoważniał też jej repertuar. Już nie jest taki beztroski, a czasami bywa nawet nostalgiczny. Nie zmienił jej się za to wokal. Zamykam oczy i wciąż widzę drobną uśmiechniętą dziewczynkę. Alizee, proszę, nigdy nie dorastaj!
Sony. Cena ok. 40 zł.
Na imię ma Kim, ale nie jest kobietą. Jest za to muzykalnym Szwedem zauroczonym brzmieniami pop lat 90. Przy tworzeniu dźwięków, których nie powstydziłby się sam Michael Jackson, albo… Sade, pomagał mu także nasz rodak Łukasz Duchnowski. Chłopakom blisko też do twórczości grupy Bee Gees. I to nie tylko ze względu na momentami wysoki wokal Kima, ale i klimat, jaki grupa potrafiła stworzyć. Podobny roztacza Cesarion, jeden z najbardziej rozchwytywanych artystów, który wystąpił chyba w każdym z naszych programów telewizyjnych. Przyjemnie się go słucha, zwłaszcza podczas letniego wypoczynku. Nawet kiedy jedna z jego piosenek nosi tytuł Amen. Miłego odbioru.
Sony. Cena ok. 40 zł.
Do wykonywania swoich utworów pianistka i kameralistka Karolina Kowalczewska zaprosiła przyjaciół. Lista znamienitych gości jest długa, więc nadmienię tylko, że na basie przygrywa Maurizio Rolli, na perkusji – Józef Eliasz, na sopranowych, altowych i barytonowych saksofonach – Mariusz Fazi Mielczarek i Michał Kobojek, na tenorowym – Adam Wendt; wokalnie udzielają się Marta Gabryelczyk-Paprocka, Octavia i Hanna Drzewiecka-Borucka… Każdy wnosi od siebie siłę talentu, nutkę improwizacji, jazzowy profesjonalizm. Album do kupienia na www.jazzsound.pl
Adi Jazz. Cena ok. 20 zł.