Nie można z Raćki robić pajaca
Wszędzie, gdzie tylko Raćka się pojawia, od razu wzbudza ciekawość. I nie tylko dlatego, że z taką samą swobodą potrafi kroczyć po czerwonym dywanie, co tarzać się w błocie na ranczu. Ale przede wszystkim dlatego, że to jedyna świnka, która ma coś do powiedzenia. Klasą przypomina filmową Babe, jednak nasza Raćka to nie tylko aktorka, lecz przede wszystkim ambasadorka Fundacji „Pies Szuka Domu”.
Potrafi oczarować każdego. To Marcin Gortat zabiegał o sfotografowanie się z nią. Podobnie jak inne gwiazdy. Te zdjęcia można znaleźć na fanpage’u Raćki. Bo to świnka z... własnym profilem na Facebooku. Polubiło go już prawie 8 tysięcy osób. U Raćki nie ma agresji ani polityki. Ona informuje o tym, co robi, z kim się spotyka i jak walczy o bezdomne zwierzęta. Promuje zdrowy styl życia, a czasem nawet doradza w sprawach sercowych dziewczętom, które piszą do niej: – Kochana Raćko, doradź. I Raćka radzi.
Opiekun świnki i prezes fundacji Artur Lewandowski nie ma wątpliwości, że drugiej takiej się nie spotka. Gdyby nie ona, to nie udałoby się im w ciągu dwóch lat znaleźć szczęśliwych domów dla około 600 psów. Raćka odwala kawał roboty. Niedawno zaproszono ją na casting do programu „Mam talent”. Oboje z Arturem ubrani na galowo, stanęli na scenie, opowiadając o problemie bezdomności zwierząt i o tym, dlaczego świnka jest ambasadorką fundacji.
– Ona mogłaby nawet wygrać ten program, gdyby pokazała, co potrafi. Ale nie będę z Raćki robić pajaca. To poważna świnia – mówi żartobliwie Artur. Pokazanie się w eliminacjach w zupełności im wystarczy.
Emisja tego odcinka „Mam talent” zaplanowana jest na wrzesień. W tym samym miesiącu TVN pokaże też dokument z cyklu ciekawe zwierzęta, z Raćką w roli głównej.
To zresztą nie był jej pierwszy kontakt z kamerą. Zapraszano ją już na przykład do „Pytania na śniadanie”, gdzie pokazywała, że potrafi na przywitanie podać racicę, zrobić siad czy... warować na życzenie. Bo Raćka jest szkolona jak pies. I nawet szybciej chwytała naukę niż wielu jej kudłatych kolegów. Na pytanie – dlaczego szkolenie dla psów, Artur odpowiada: – Bo nie ma szkolenia dla świń.
Ale medialny świat dopada Raćkę tylko od czasu do czasu. Na co dzień nie gwiazdorzy. Mieszka na ranczu w Sulminie, pod Gdańskiem. Tu jest jej prawdziwy świat z bezdomnymi psami, które czekają na nowego pana, z kozami i kurami. To tu boksuje się często o marchewkę z kozłem Diablo albo spaceruje z kurą na grzbiecie.
Artur Lewandowski opowiada, że świnka trafiła do nich na życzenie Marka Piekarczyka, lidera TSA. Przygotowywali dla fundacji kalendarz ze zdjęciami zwierzaków i gwiazd. Marek zgodził się na sesję, ale kiedy usłyszał, że ma pozować z psem, odparł: – A dlaczego nie z innym zwierzęciem? Przecież bezdomność dotyka nie tylko psy.
–A jakie byś chciał zwierzątko? – dopytywał Artur. Usłyszał, że świnkę. Piekarczyk dodał jeszcze, że jeśli będą szukać prosiaczka, to żeby wybrali takiego, który nie będzie mieć szans na przeżycie w chlewie. Może im uda się go uratować. Padło na Raćkę, najsłabszą z miotu, chudziutką, słabiutką. Gospodarz powiedział o niej krótko: – Odpad produkcyjny. I tak ten „odpad” trafił do Sulmina. Dziś ma prawie 10 miesięcy i niezłą wagę oraz sporą uwagę.
Marek Piekarczyk stał się jej „ojcem chrzestnym”. I odwiedza swoją podopieczną czasami. – To jedna z niewielu świń na świecie, które pożyją tak długo, jak natura pozwoli. U mnie ma dożywocie – tłumaczy Artur.
Niedawno pojechali odwiedzić jej świńskie rodzeństwo. I okazało się, że braci i sióstr już nie ma. Zostały zjedzone.
Raćka za to nabierała sił i stawała się ulubienicą wszystkich, którzy się z nią stykali. Kiedy w fundacji zauważyli, że robi prawdziwą furorę i tym samym skuteczniej od nich potrafi zwracać uwagę na problem bezdomności zwierząt, stała się świnią towarzyszącą Arturowi wszędzie tam, gdzie mógł poruszać ten temat. Bywali nawet na imprezach rockowych.
Aby nagłośnić działalność Fundacji „Pies Szuka Domu”, Raćka wzięła udział w Marszu Polskim Wybrzeżem. Przemaszerowała razem z ludźmi i psem 520 kilometrów. – Nie wiedzieliśmy, na ile możemy sobie pozwolić ze świnią. Na wszelki wypadek, gdyby sobie nie dawała rady, do jej dyspozycji był camper, który zabrałby ją z trasy. Ale ona szła dzielnie. Jednego dnia przeszła z nami nawet 60 kilometrów. I kiedy my padaliśmy ze zmęczenia, ona nadal truchtała, robiąc tylko przerwę na rycie. Myślę, że świnie są odporne. Ale nie mamy wiedzy na temat tych „udomowionych”, żyjących poza chlewem. Jestem prekursorem pod tym względem – opowiada Artur.
Każdego dnia coraz lepiej ją poznaje. Uczy się wszystkiego o świńskim życiu na jej przykładzie. Powoli staje się ekspertem od „świńskich zwyczajów”.
Kiedy byli na konferencji „Świnia też człowiek”, zorganizowanej przez