Obniżamy koszty zużycia wody w ogrodzie
Dorotę Sumińską, największy spec od tych zwierząt wypytywał Artura o Raćkę i jej zachowanie. Bo on głównie obserwował świnki w chlewie. A oni ją mają w domu i w zagrodzie, a nawet w samochodzie. Jej fanpage udowadnia, że Raćka żyje bardzo intensywnie.
Artur: – Ona już wie, że jedziemy do miasta. Kiedy przychodzę do niej bardziej elegancko ubrany, mam wrażenie, jakby mówiła: – Dobra, jedziemy, będzie fajnie, pośmiejemy się z tych ludzi. Mamy już z Raćką własny język.
Wolontariuszka Ola z fundacji: – Najlepsze jest to, że ona też wie, jak się ma zachowywać. Przyjechała telewizja TVN. I chcieli nakręcić różne obrazki. Między innymi to, jak świnia śpi w łóżku. No, ale Raćkę trzeba było najpierw umyć. Pomyślałam: teraz się dopiero zacznie. A tu świnka wskakuje do brodzika. I patrzy na mnie, jakby chciała powiedzieć: dobra, myj mnie. Potem pada komenda: – Raćka, idź na łóżko. Ona idzie i się kładzie. Zamknij oczy – zamyka. Otwórz – otwiera. Po prostu aktorka.
Artur przyznaje ze śmiechem, że Raćka wchodzi mu czasami do łóżka i wtedy się straszliwie rozpycha. Potrafi go zepchnąć aż na sam koniec, a nawet zrzucić na podłogę. Ma wtedy wrażenie, że widząc go na ziemi, śmieje się z niego. Nawet zęby pokazuje w tym śmiechu.
Kiedyś po takiej ciężkiej nocy z Raćką mieli sesję u fotografa. – Specjalnie przy niej powiedziałem do wszystkich: – Uważajcie, bo to zła, niedobra świnia. Mam jej dosyć. Wam też da w kość. Zrobi rozpierduchę. Widziałem, że ona patrzy na mnie tak, jakby mi chciała pokazać środkowy palec. I co się potem okazało? Raćka podczas sesji zachowywała się idealnie. Robiła wszystko, o co ją proszono. Pokazała siebie z jak najlepszej strony, a mnie z jak najgorszej. Jakby chciała powiedzieć: – Patrzcie, co ten facet wymyśla – opowiada opiekun. I dodaje, że to inteligentna świnka. Umie sobie samochód otworzyć, potrafi kluczyk w stacyjce przekręcić. Na szczęście nie zna kodu przy kierownicy, więc nie odjedzie. Ale trzeba z nią uważać. Kiedyś podczas jazdy otworzyła tylną klapę auta. Przez chwilę było strasznie.
Dla Artura Lewandowskiego fundacja to teraz całe życie.
Przez 20 lat prowadził firmę reklamową. Dobrze zarabiał i żył tak, że nie miał na nic czasu. Ale w okolicach czterdziestki przyszło niezbyt fajne odkrycie, że czas przecieka mu przez palce. Że nie chce pod koniec zadać sobie pytania – po co to wszystko było – i nie móc znaleźć odpowiedzi. Odciął się od tego, czym żył do tej pory. Zostawił pracę i zaczął zajmować się bezdomnymi zwierzętami. Żona to zaakceptowała. Zwierzęta zawsze były ważne w jego życiu. Zwłaszcza te bezdomne. Żona bała się wypuszczać go z domu na spacer. Bo zawsze wracał z jakąś psią znajdą.
Jedna z wolontariuszek w fundacji żartuje, że Artur wszędzie widzi psy. Tak jak kobieta w ciąży wszędzie widzi dzieci. Potrafił spóźnić się na spotkanie z klientem, kiedy zobaczył na ulicy błąkające się oszalałe ze strachu zwierzę.
Często od innych słyszy: – Dlaczego pomagacie psom, a nie dzieciom? Odpowiada wtedy, że pomagając psom, pomaga też ludziom. Opowiada, jak przyjechała kiedyś do nich kobieta z mężem. Był już na emeryturze i bez pracy gasł. Chorował. Nic mu się nie chciało. Zaadoptowali psa. Po 3 miesiącach jego żona zadzwoniła, mówiąc do Artura: – Człowieku, uratowałeś mu życie. Wychodzi z psem kilka razy dziennie. Ma zajęcie. Poznał na tych spacerach innych ludzi. To nie ten sam człowiek. Chce mu się żyć. Innym razem przyjechali rodzice z autystycznym synem. Stwierdzili, że wezmą tego psiaka, który się chłopcu spodoba. Dziecko wybrało najbrzydszego, o którym myśleli, że nie znajdzie domu.
– To była taka nasza kochana pokraka. A chłopiec podszedł i przytulił ją. Pies, który wcześniej tyle złego przeżył, najpierw się cofnął, a potem poddał temu uściskowi. Rozpłakałam się na ten widok – opowiada Ola.
Kiedy pytam Artura, czy nie żałuje tej zmiany w życiu, odpowiada, że czasami się nad tym zastanawia. Ale tylko dlatego, że fundacja i zwierzęta to wielka odpowiedzialność. Każdą firmę można zamknąć na pewien czas. Zrobić sobie urlop. Ale jak się ma pod opieką zwierzęta, nie możesz tego zrobić. Nie możesz zbankrutować. Bo następnego dnia musisz je nakarmić. Dlatego zostawił sobie jeszcze kilku klientów, żeby móc zarobić na prowadzenie fundacji.
W tej chwili mają około 50 psów. Ale zaczęły się wakacje i pewnie będzie ich więcej. Cały czas szukają szczęśliwych domów dla zwierzaków. U nich tak naprawdę zostają tylko chore i stare. – Mają tu swoje spokojne dożywocie... – przerywa Artur, bo Raćka zajęła się wyrywaniem czegoś plastikowego. – No i zepsuła. Chodź, Raćka, zostaw to – woła do świni. – Nudzi się. Chce się bawić. Zwrócić na siebie uwagę – tłumaczy.
Wolontariuszka Ola dodaje, że zdarzały się posty od ludzi, że oni też chcieliby mieć świnkę, uratować jakąś. Artur wszystkim odpowiada, że nie chodzi o to, żeby mieć zwierzątko.
Świni się nie da trzymać w mieszkaniu, bo za pół roku człowiek tak ją znienawidzi, że będzie chciał zabić. Ona musi mieć przestrzeń. Kawałek łąki, w której może sobie poryć. Bo jak nie będzie mogła ryć, to wszystko wokół zniszczy. Potrafi nosem przewrócić szafę i narobić strasznego bałaganu. Nie można więc sobie stworzyć mody na świnkę. Im się Raćka po prostu trafiła.
Wysokie rachunki za wodę w okresie letnim w przypadku posiadania ogrodu budzą nasze zdziwienie. Zapominamy, że jeśli chcemy korzystać z wody dostarczanej przez wodociągi miejskie i gminne, mamy możliwość wydzielenia osobnego obwodu do podlewania ogrodu. Aby przystąpić do robót, musimy uzyskać od dostawcy wody warunki techniczne określające zasady rozdziału. Zlecenie wykonania robót dostawcy wody przyspieszy cały proces rozdziału instalacji. Wydz ie len ie osobnego obwodu zakończonego drugim wodomierzem pozwoli na spisanie umowy o dostawę wody i odprowadzenie ścieków w dwóch wariantach: zużycie wody i taka sama ilość ścieków dla celów bytowych oraz ilość samej wody zużytej do podlewania ogrodu. W wyniku takiej umowy znacznie obniżymy koszty w okresie od kwietnia do września. Analizując ceny wody oraz odprowadzania ścieków, widzimy, że prawie we wszystkich miastach ta druga cena już przewyższa cenę wody, w niektórych przypadkach zaś różnica ta przekracza nawet 50 proc. Rozdział instalacji staje się więc coraz bardziej opłacalny. Znacznym ułatwieniem w kontroli zużycia wody do podlewania ogrodu jest zakup licznika (Gardena). Za pomocą tego urządzenia kontrolujemy ilość wody w danym cyklu nawadniania i nie dopuszczamy do nadmiernego zalewania roślin. Obsługa licznika jest niezwykle prosta – po naciśnięciu jednego przycisku uzyskujemy informacje o aktualnym przepływie wody w l/ min, zużyciu wody dziennym iw sezonie. Koszt zakupu licznika w wysokości 80 zł zwróci się nam w jednym sezonie.
janik@angora.com.pl